30.08.2012

4. Metamorfoza.

- Sakuraaaaaaa !!. - Krzyczałem ile tchu w piersiach, gdy zobaczyłem jak moja własna siostra zawisła. Wiem, że już nigdy nie zapomnę tego widoku. Biegłem w jej stronę, żeby jak najprędzej ją zdjąć z tego drzewa. Żeby ją uratować, lecz policja mnie powstrzymała. Kazali mi stać z boku. - Z boku?! Mam patrzeć jak ona umiera?!. - Nie dawali mi nic zrobić. Byłem bezsilny. Patrzyłem jak biegną do niej, jak ją zdejmują i rozplątują pętlę z szyi. Była cała sina i zimna. Było już słychać dźwięk karetki. Nie wiedziałem co mam robić. Gdy tylko znalazła się na noszach podbiegłem do niej i uchwyciłem jej dłoń. Łzy bezustannie wypływały ze mnie. Zapytałem się czy mogę jechać z nimi. Zgodzili się. Wsiadłem szybko do karetki i przyglądałem się jak walczą o jej życie. Wszyscy tam walczyli o nią, tylko ja nie mogłem nic zrobić. Mogę rozebrać silnik i złożyć go z powrotem w jeden dzień, ale nie potrafię pomóc umierającej osobie. Przez całą drogę do najbliższego szpitala, walczyli o to aby odzyskała oddech. Na marne. Nadal nie oddychała. Szybko wywieźli ją z karetki i zawieźli na salę operacyjną. Nie wiedziałem co mam robić. Po chwili namysłu, postanowiłem zadzwonić do braci. Oni o niczym nie wiedzieli. Gdy się dowiedzieli nie ukrywali radości ale smutku i łez też. Obiecali, że przyjadą najszybciej jak tylko mogą. Siedziałem w poczekalni jakieś dwie godziny. Bracia napisali mi sms'a, że nie mogą ich wpuścić. Westchnąłem tylko. Wszystko się waliło. Nic nie było tak jak miało być. Rodziców brak, siostra chciała popełnić samobójstwo i jeszcze ta przeprowadzka. Już wszystko jest gotowe. Dostałem kluczyki do domu. W chwili obecnej, tylko ja wiem jak wygląda nasz nowy dom. Jest piękny i niczego mu nie brakuje, no może prócz nas. Nie mam pojęcia jak mam o tym powiedzieć Sakurze. Jak ona na to zareaguje, co zrobi, co powie? Może się zgodzi, a może nie. Nie mam pojęcia. Choć z drugiej strony nie ma tutaj żadnej rzeczy jaka by ją tu trzymała, oprócz koszmarnych wspomnień,o których chciałbym żeby jak najprędzej zapomniała i zaczęła żyć na nowo. Ona jest jeszcze taka młoda, nie zasługuje na takie coś. To się musi skończyć. Nie możemy tak żyć. Tam czeka nas lepsze życie, lepsza przyszłość. Gdyby nie ta cała chora sytuacja, dziś powiedzielibyśmy jej o wszystkim. A tak, nie wiem kiedy to zrobimy. Teraz na pewno nie, nie jeżeli ona jest w taki stanie. Mogłaby się jeszcze bardziej załamać albo nas znienawidzić. No bo kto wie, co jej tam w głowie siedzi? Może jej takie życie się podoba, może lubi ten burdel i nie ład, jaki panuje tutaj od kilku lat? Może lubi swoje okropne czarne włosy, życie z poczuciem winy i brak jakiejkolwiek swojej wartości. - Nie! Nie do cholery!. – Przeklinałem w duchu. Ona tego nienawidzi aż do bólu, tylko tego nie pokazuje. Sama nie ma na to wpływu. Ale to się zmieni, musi. Gdy tylko wyjdzie ze szpitala i dojdzie do siebie powiem jej o wszystkim i musi się zgodzić. To jest nasza jedyna szansa na jakiekolwiek normalne życie. Moje przemyślenia przerwał głośny huk otwieranych drzwi. Odruchowo odwróciłem głowę w ich stronę. Zobaczyłem dwie pielęgniarki, pchające łóżko a na nim siostrę. Wstałem i gapiłem się jak ją zawożą na salę pooperacyjną. Wiedziałem, że za drzwiami są bracia, to zajmą się nią w chwili kiedy mnie nie będzie. Po paru minutach, podszedł do mnie lekarz prowadzący.  
- Pańska siostra miała wiele szczęścia...
- To znaczy?
- Lina, którą miała zawieszoną na szyi mocno uszkodziła krtań i tchawicę. Wystąpił pewne problemy, ale wszystko jest już w najlepszym porządku.
- Jakie problemy?
- ... Lina była bardzo mocno ściśnięta wokół szyi, co dość mocno zgniotło tchawicę. Krtań też została uszkodzona. Jest prawdopodobieństwo że Pańska siostra, może mówić troszkę inaczej niż dotychczas... 
- To znaczy?
- Jej głos może być troszkę bardziej zmutowany...
- Męski?
- No coś w tym rodzaju, ale nie możemy też wykluczyć. że ona... - Spojrzałem na niego pytająco.
- Nigdy już nic nie powie... - Nogi mało co nie ugięły się po de mną. - Już nigdy nic nie powie?! - Jak to możliwe, przecież ja nie wytrzymam dnia jak się z nią nie podrażnię. A co z jej pięknym śmiechem? Już nigdy go nie usłyszę? To nie może być prawda...
- Oczywiście, to są teoretyczne przypuszczenia. W rzeczywistości może być zupełnie inaczej. Wszystko okaże się jutrzejszego poranka podczas obchodu. - Powiedział a ja tylko skinąłem głową jak małe dziecko.
- Musieliśmy też nastawić jej kostkę.
- A coś się stało? - Zapytałem jakbym nie wiedział, że jak się nastawia jakąś kość to znaczy że musiała ona być złamana.
- Miała ją złamaną w dwóch miejscach i strasznie opuchniętą. Nastawiliśmy ją i wsadziliśmy ją do gipsu na najbliższe 5-6 tygodni. 
- Dziękuje za informacje. Gdzie ją teraz przewieźli?
- Do czwórki.
- Dziękuje jeszcze raz i do zobaczenia. 
- Do widzenia. - Uśmiechną się miło i odszedł. Stałem bez ruchu jakieś 5 minut, po czym wyszedłem z poczekalni i zacząłem szukać sali numer cztery. Gdy wszedłem do pokoju, wszystkie oczy braci skierowały się w moją stronę. Tai i Saori siedzieli na parapecie. Tsukiko siedział na drugim łóżku, a Manami siedząc na stołku trzymał dłoń Sakury. Ona sama nie obudziła się. Nadal spała. Tak słodko, jakby nic się nie stało. Jakby miała zaraz się zbudzić. Podszedłem do Manami'ego.

- Spokojnie, wszystko będzie dobrze. - Nie miałem zamiaru go dołować i obwiniać o to wszystko. On już dostał nauczkę. Chyba najgorszą w swoim życiu.
- Co jej zrobiłem? - Zapytał. Gong... Nie wiedziałem co powiedzieć. - Co Ty jej zrobiłeś?
- Co powiedział lekarz? - Zapytał nagle Tai.
- Że miała dużo szczęścia. - Nie umiałem pojąć, zachowania Manami'ego.
- To żeś odpowiedział, szczegóły. 
- Powiedział, że lina mocno uszkodziła jej tchawicę i krtań, co może skutkować utratą głosu bądź jego mutacją. Miała też złamaną kostkę w dwóch miejscach. 
- Utratą głosu?! - Nie chciałem o tym gadać, skinąłem tylko głową. Wszyscy byliśmy tym dotknięci, a najbardziej Manami. Nie mam pojęcia jak się on czuje. Nic nie mówi, tylko się przysłuchuje udając, że go to nie obchodzi. W pokoju było cichu jak makiem zasiał. Słychać było tylko działające urządzenia, poprzypinane do ciała Sakury. 
- Wszystko będzie dobrze. Odzyska głos, zobaczycie. - Przerwał Saori i spojrzał na nas wszystkich po kolei zatrzymując się na czarnowłosym. On nawet się nie uśmiechnął, nie mrugnął, nic. 
- To może trzeba będzie zajechać po jakieś jej ubrania. W końcu nikt z nas nie wie jak długo tutaj zostanie. - Powiedziałem.
- Ja zajadę z Tai'm i Saori'm. - Kiwnąłem głową. Chłopaki zabrali się i wyszli zostałem sam na sam z prawie nieżywym bratem. Nie wiedziałem co mam mu powiedzieć, czy coś w ogóle mu mówić, czy siedzieć cicho i czekać aż sam coś powie. Nic. Siedzimy tu już jakieś 30 minut, a on nic. Ani słowa, nawet wyrazu twarzy nie zmienił. Nie wiem jak on tak może, w takiej chwili. By się odezwał, powiedział jak to się wszystko stało. Nie chce jego przeprosin, bo nie mi je on ma mówić. Chcę żeby się tylko odezwał. 
 - To wszystko moja wina... - Niespodziewanie odezwał się. - Byłem jeszcze pijany, nie wiedziałem co mówię. Nie miałem na to wpływu.. Zachowałem się jak zwykła, podła, wredna świnia bez uczuć.
 - Manami...
 - Nie, teraz nic nie dają słowa. Ona cierpi przeze mnie. Tylko i wyłącznie.
 - Ale...
 - Żadne ale, nie mam pojęcia co jej powiem jak się obudzi. Nie będę umiał spojrzeć jej w oczy. - To mnie zgasił. Jeden obwinia się o szkodę drugiego. Dalej nie wiem czy mam cos powiedzieć, czy nie. Cholera. Nie cierpię takich sytuacji.
 - Nie mam pojęcia co zrobię, jak się zbudzi.
 - Ja też. - Powiedziałem w duchu do siebie.

***



Jaki jest sens mojego życia. Sama nie wiem. Ciągle coś chrzanie, coś mi nie wychodzi. Nie mogę po prostu żyć jak każda normalna nastolatka? Cieszyć się z życia i czerpać z niego to co najlepsze. Dlaczego zawsze uważam, że inni mają lepiej, że mają wszystko idealne, że im niczego nie potrzeba? Nie wiem sama. Może dlatego, że nie doświadczyłam tego czegoś w swoim własnym, porytym życiu. Ciągle myślę, że troski znikną z ciemną nocą a nowy poranek przyniesie lepsze życie. Już sama nie wiem, jak bardzo mijam się z prawdą. Już sama siebie nie poznaję. Co ja w ogóle robię? Co ja chciałam zrobić? Chciałam zadać moim najbliższym ból, ból nie do zniesienia. Po raz kolejny pozbawić ich sensu życia i poczucia wartości. Dlaczego, bo znudziło mi się to życie, nie umiałam znaleźć rozwiązania bądź złotego środka w trudnych sytuacjach i chwilach? Nie umiałam i nadal nie umiem się normalnie na świecie docenić, nie czuję poczucia własnej wartości. Czuję się jak wyrzutek świata, jak osoba, która wcale a wcale nie istnieje. Nie ma mnie. Ja na prawdę potrzebuje osoby, która mi pomoże się z tego na nowo wygrzebać. Teraz jestem na dnie, na samym dnie. Czuję mokry piasek pod kilometrami wody. Nie duszę się, umiem oddychać. Jest ciemno, nie ma przy mnie nikogo. Ludzie chcą mnie znaleźć lecz nie wiedzą jak, chcą mi pomóc lecz nie umieją. Przykuta do dna oceanu, żyję mimo własnej woli.”

 - Ałć !. - Krzyknęłam w myślach, nie otwierając oczu ani nie ruszając żadną z kończyn. Wiedziałam i czułam, że ktoś jest w pokoju. Chciałam zorientować się co się stało... No co się stało, to akurat doskonale wiem. - Najnormalniej na świecie chciałam się zabić o wschodzie słońca, w biały dzień. Po prostu normalne zachowanie, ale mijając. - Nic mnie nie bolało, choć czułam jakiś ciężar na lewej kostce. - To pewnie wtedy, gdy zeskoczyłam. Musieli mi ją włożyć w gips. - No nic teraz już nic nie mogłam zrobić. Po mimo tej kostki, nie odczuwałam żadnego innego bólu ani urazu. Nadal miałam zamknięte oczy, nie chciałam ich otwierać. Lekko odchrząknęłam. W pokoju coś zaszumiało i Manami wymówił moje imię w nadziei, że się zbudzę. Ale nie. Chwilę później musiałam znowu odchrząknąć i znowu i znowu, aż pomału przechodziło to w kaszlenie. Piekielnie drapało mnie w gardle, tak jakbym miała zapalanie krtani czy coś. Okropne uczucie. Nie wiedziałam co się dzieje. Po chwili zasnęłam.


***



Dochodziła godzina 18:33. Cały czas spała. Przynajmniej tak to wyglądałem. Jako jedyny przy niej siedziałem i czuwałem. Bracia pojechali do domu na chwile odpocząć i obiecali przyjechać jutro jeszcze przed obchodem. Dziś go nie było, ponieważ lekarz nie mógł przyjechać do szpitala. Nie wiem jak coś takiego jest w ogóle możliwe... . Ciągle coś do niej mówiłem albo myślałem co jej powiedzieć gdy się zbudzi.
- Sakura... Wybacz mi. - Zacisnęła moją dłoń.



Było przed 9. Nie mogłem zasnąć całą noc. - Wybaczyła mi ?

- Cześć.

- Hej.

- No siema.

- Cześć, jak się trzymasz ?

Przyjechali. Czekałem na nich. Chciałem im od razu powiedzieć o tym co wczoraj zaszło ale uniemożliwił mi to lekarz, który właśnie wszedł do pokoju.
- Witam wszystkich. Jak się dziś czuje nasza pacjentka?
- Dzień dobry. Nadal śpi. - Oznajmiłem.
- Oj... To niedobrze, trzeba wstawać. Wstajemy Panienko. - Ta tylko lekko się ociągnęła, najwyraźniej nie miała zamiaru się budzić. Lekarz jednak nie dawał za wygraną.
- Wstajemy.
Odchrząknęła i od razu przypomniało mi się ostatnie zajście. Powiedziałem lekarzowi, że ciągle kaszle albo odchrząkuje. Stwierdził, że to będzie teraz normalne, aż tam się wszystko nie zagoi. Lekko odetchnąłem z ulgą, bo w końcu nie było się czym przejmować. Otworzyła je. O Boże.


***



- Ktoś się do mnie autentycznie dobijał. Ja tutaj sobie smacznie śpię a tu takie coś. Niech tylko otworzę oczy i stanę na nogi, pożałuje tego ten ktoś.” - Ze zrezygnowaniem położyłam się na plecy i powoli otworzyłam oczy. Po prawej stronie stał jakiś lekarz chyba i młoda pielęgniarka. Po lewej zaś mój koszmar – bracia. Już się bałam.
- Jak się dziś czujemy? - Zapytał lekarz, ale na prawdę z takim wyrazem twarzy jakby się bardzo bał mojej odpowiedzi.
- Do... o... dobrz... kurc... ze... - Nie umiałam nic powiedzieć, ciągle musiałam odchrząkiwać. Masakra jakaś. Mocno odchrząknęłam, co jednocześnie nieźle podrażniło mi gardło i wreszcie odpowiedziałam. - Dobrze.
- No to jak dobrze, to dobrze. Możesz mieć kłopoty z mówieniem przez jakiś czas. Sznur, na którym zawisłaś mocno uszkodził Twoją krtań i tchawicę. Z biegiem czasu powinno wszystko wrócić do normy. I tak po winnaś się cieszyć, że w ogóle mówisz... - Powiedział ściszając głos. Przeszły mnie dreszcze na samą myśl, że już nigdy bym nie mogła mówić. Że mogłabym stracić głos.
- A jak tam kostka ?. - Zapytał po chwili i spojrzał z uśmiechem na twarzy. 
- Ni..e bo...li. - Kurde.
- No to świetnie. Jak dobrze pójdzie to w przyszłą środę wypiszemy Cię ze szpitala.
- C.. oo ?!. Dlacze...go t...tak długo ?.
- Niestety musimy mieć Cię jak na razie pod stałą obserwacją. Jakoś wytrzymasz. A teraz leż sobie spokojnie i nie mów za dużo. - Po czym kazał pielęgniarce podać mi kolejną kroplówkę a sam wyszedł z pokoju. Po chwili i młoda Pani wyszła. Zostaliśmy sami, w piątkę. Nie wiedziałam czy coś mam powiedzieć. Powinnam ich przeprosić? - AAA! - Krzyczałam w duchu spoglądając tępo w sufit. Tylko chrapczywie oddychałam i co chwilę kaszlałam. - Zapowiada się ciekawie... . - Minęło może jakieś 30 minut a tu dalej cisza. Bliźniaki wlazły na parapet i siedzieli tam, gapiąc się prze okno na parking. Tai siedział na pustym sąsiednim łóżku. Shikaku stał na przeciwko mnie, opierając się o białą ścianę. Manami siedział na krześle obok mojego łóżka i patrzył przed siebie. Chyba nikt nie wiedział co ma powiedzieć, jak coś w ogóle powiedzieć. Głośno westchnęłam a oczy Shikaku skierowały się na mnie.
 - Przywieźliśmy Ci parę rzeczy... - No łał, jakiś odważny się odezwał. - Oczywiście nikt inny niż Tai. Kochany idiota. Nie umiałam znowu nic powiedzieć, więc tylko się uśmiechnęłam i skinęłam głową. Dobijała mnie ta cisza. Najwidoczniej nikt nie miał zamiaru nic mi powiedzieć ciekawego, tak więc to jak przejęłam inicjatywę. Mocno zakaszlałam i postanowiłam przemówić.
 - Słuchajcie. Nie ma...m Wam niczego za złe. O to co mi s...i...ę stało żadnego z Was nie o...bwiniam. Jeżeli już ktoś jest tutaj winny, to ty...l...k....o jak sama. No i... nie musicie tutaj ze...mną siedzieć. Jedźci...e do domu. Po...radzę... sobie... - Ufff... Powiedziałam to. - Moje gardło!!
 - Sakura...
 - Na prawdę możemy Cię tutaj samą zostawić?. - Zapytał Saori.
 - Na...prawd...ę. - I uśmiechnęłam się miło. Nikt z nich nawet nie powiedział słowa na to że to moja wina. Wiedziałam, że tak zwane piekło zacznie się w domu. No nic, nabroiłam i należy mi się kara. Stwierdzili, że nie ma sensu tak tu siedzieć i powolutku zbierali się do domu. Pierwsi wyszli bliźniaki głośno się żegnając. Za nimi Tai.
- Leż spokojnie i nie rób niczego głupiego. - Powiedział Shiakaku wychodząc. Pocałował mnie w czoło i wyszedł, obiecując ze wpadną w niedzielę.
- Dziękuje Ci.... - Powiedział Manami i wyszedł. 
Zostałam sama. Miałam dużo czasu na przemyślenie wszystkiego. Okropność jakaś. Codziennie to samo. Rano wizyty lekarza, potem śniadanie, obiad. Po kolacji też zawsze zaglądała jakaś miła pielęgniarka. No i noc. Nie pozwalano mi jeszcze wychodzić z łóżka. Szkoda, już bym chciała sama poczłapać do ubikacji, a nie. W pokoju jak na złość ciągle byłam sama, nikogo mi nie przydzielali. Może to i dobrze, bo jeżeli mieliby mi dać jakieś wkurzające, małe, nieznośne dziecko, to chyba by mnie tu rozwaliło. Był poniedziałek. Godzina 12:30. Czekałam na nich. Powiedzieli, że przyjadą. Mogłam z nimi więcej pogadać, bo głos z dnia na dzień był coraz lepszy. Telefon.

 - Halo?
 - Sakura, bardzo nam przykro ale nie damy rady do Ciebie dziś przyjechać. Wiem że mieliśmy być wczoraj...
 - Dla...czego ?.
 - Po pierwsze akumlator nam siadł w samochodzie, a po drugie mamy taki ruch w zakładzie że się nie da. - Mówił z wyraźnym przejęciem Shikaku.
 - Aha... No szko...da. To nie przyjeżdżajcie już wcale, bo się nie op...łaca. Jak dacie ra...dę to wpadnijcie do mnie w srodę... jak będ...ą mnie wypisywać.
 - Ok. Na pewno będziemy po Ciebie. I jeszcze raz przepraszam, że nie możemy być z Tobą.
 - Nie ma sprawy, nic się nie stało. - Powiedziałam z uśmiechem w głosie.
 - A jak się dziś czujesz? Możesz już chodzić?
 - No nawe...t dobrze. Mogę już więcej m...ówić. Nie pozwalają mi jednak jeszcze chodzić.
 - No to szkoda. Ale do środy masz już śmigać na nogach, bo nie będziemy Cię znosić. - Zaśmialiśmy się obydwoje.
 - Pewnie!. Dobra kończy już, bo słyszę że Tai się niepokoi. - Powiedziałam lekko chichocząc.
 - Taa... Pacan chyba nie wie z kim rozmawiam...
 - Hihi... No leć. Papa.
 - Papa.

***



Rozłączyłem się i poszedłem do garażu. Powiedziałem, że rozmawiałem z Sakurą, na co każdy z tekstu: Dlaczego nic nie powiedziałeś!? Też chciałem z nią zamienić słówko. No ale cóż. Jej głos pomimo tej chrypki, był bardzo promienny i radosny. Cieszyło mnie to bardzo. Wiedziałem jednak, że gdy wróci musimy poważnie pogadać. Nie było innej opcji. Nie chciałem jej męczyć w szpitalu bo wiedziałem, że będzie to dla niej ciężkie, choć sama już musnęła lekko ten temat. Wiedziałem dobrze, że musimy jej powiedzieć o tym wyjeździe. Jeszcze dokładnie nie wiem kiedy, ale musimy to zrobić. Najlepiej jak najprędzej. Będzie ostro.



***


Środa. Nareszcie środa! Aaa! Chciało mi się skakać i tańczyć. Dziś mnie wypisują. Nie umiem ukryć swojej radości. Nie chcę. W prawdzie jest dopiero godzina 6:00, ale ja już nie umiem zasnąć. Leżę z uśmiechem na twarzy i spoglądam za okno. Zapowiada się wspaniały dzień, a najlepsze jest to, że spędzę go w domu z braćmi i rodz... No bez nich... . Popatrzyłam sobie na kostkę, całą w gipsie. Nieciekawie, no ale cóż za błędy, głupstwa i bezmyślność się płaci. Ja i tak mam za małą stawkę do zapłaty. To, że żyję i mam głos, że mogę mówić... To jest albo przypadek, który się zdarza raz na tysiąc albo cud. Od poniedziałku nic się z moim głosem nie zmieniło, nadal mówię jak ta kaczka z tej bajki, Ym... Kaczor Donald? Tak, idealnie go przypominam. Ale myślę, że z biegiem czasu powróci mój stary głos. Tak myślę. Strasznie nudziło mnie to leżenie w tym łóżku. Dochodziła 7:00, tak więc jeszcze 1,5 godzinki i są obchody. Czyli za około 3 godziny będę w domu. Tak w ogóle to jeszcze od samego początku pobytu nie wstałam z łóżka, a przecież dziś już wychodzę. Tak więc postanowiłam wstać. Usiadłam na łóżku. Naciągnęłam i wyprostowałam się bardzo dokładnie. Głośno westchnęłam. Przesiadłam się tak, że nogi zwisały mi nad ziemią. Przyznam, że trochę kręciło mi się w głowie, ale z tego co wiem to takie coś jest normalne jak się tak długo nic tylko leży w łóżku. Chwyciłam się półki i stanęłam.
- Ha! Stoję, widzicie?
Byłam z siebie na prawdę dumna. Niestety ból kostki i tracenie równowagi nie dawały za wygraną. Ciągle się chwiałam, na wszystkie strony. Mimo tego, podeszłam do okna i je otworzyłam. Chciałam zachłysnąć świeżego powietrza. Wiatr delikatnie rozwiewał moje sztuczne włosy. Znowu westchnęłam. Szczerze to mnie już zaczynają te czarne kosmyki wnerwiać. Może by je tak wyrzucić? Dosłownie wyrzucić! Nie, o czym ty dziewczyno myślisz, nie możesz tego zrobić. Szybko starałam się wyrzucić ten głupi pomysł z głowy, lecz mimo starań dalej o tym myślałam. Co by się stało, jak bym tak po prostu teraz ją ściągnęła i wyrzuciła za okno?

- Witam. - Szybko odwróciłam głowę i zobaczyłam lekarza, który był najwyraźniej z czegoś zadowolony. To chyba dobrze wróżyło. - Widzę że mamy tutaj ruchliwą pacjentkę. - Zaśmiał się cicho i miło.
- Dzień dobry. To znaczy, ju...ż mam dość teg...o leżenia. - Cholerne gardło! Tego też mam już dość.
- Rozumiem to, ale musisz się oszczędzać jeśli chcesz wyjść całkowicie na prostą.
- To znaczy?- Nie rozumiałam jego słów.
- To znaczy, że nie możesz tak sobie chodzić tu i tam. Kostka jeszcze jest w złym stanie i musisz o tym pamiętać.
- Muszę się oszczędzać, tak? Ale mogę chodzić?. - Pytałam z przejęciem.
- Tak, tak. Ale z umiarem.
- Ro...zumiem, a co z moi...m gardłem? Kiedy bę...d....ę mogła normalnie mó...wić?
- Tego jeszcze nie wiemy.... Ale myślę ze do 3-4 tygodni Twój głos powinien być taki jak dawniej. Naprawdę miałaś duże szczęście, że nie straciłaś głosu...
- Tak.... - Przypomniała mi się scena z lasu. Dalej bardzo dokładnie ją widzę i pewnie szybko nie zapomnę
- No to co, wypisujemy?.
- No pytanie! Pewni...e. - Powiedziałam pełna entuzjazmu.
- Tylko jeszcze nikt po Ciebie nie przyjechał.
- Aha... Bracia mówili, że będą czekać na mn...ie.

***

- Dzień dobry. - Dosłownie wparowałem do pokoju, w którym stała moja siostra z lekarzem. Rozmawiali, a może na mnie czekali. Trochę się spóźniłem wiem, ale nie mogłem wcześniej ponieważ nie miałem do dyspozycji naszego jedynego samochodu. Ech... Już mnie to wszystko męczy. Myślę, że jak się przeprowadzimy to się nasze życie odmieni na lepsze. Tak myślę.
- Witam. Pańska siostra właśnie została wypisana i czeka na odbiór. - Powiedział lekko się śmiejąc a Sakura strzeliła małego grymasa. 
- Tak więc, rozumiem, że już wszystko jest dobrze?
- Tak, tak. Wszystko jest w jak najlepszym porządku. Gardło się bardzo ładnie goi a kostka... No jak kostka, musi dojść do siebie. Nie jestem w stanie stwierdzić niczego pochopnie.
- Ale będzie chodzić? - Zapytałem trochę wystraszony jego odpowiedzią.
- Tak. Musi się po prostu zagoić. - Powiedział i zanurzył się s jakąś kartkę, którą trzymał w dłoniach. Najwidoczniej musiał coś tam powypisywać. Korzystając z tej chwili, podszedłem do siostry i pomogłem się jej spakować. 
- Masz wszystko?.
- Tak.
- Przyjechał Pan sam?
- Tak, a jakiś problem?
- Nie, nie ale proszę Cię na słówko. Dobrze? - Po czym odwrócił się i wyszedł z pokoju. Byłem trochę zdziwiony więc spojrzałem na Sakurę. Ta jednak też wyglądała jakby nie wiedziała co się dzieje. Mimo wszystko poszedłem za lekarzem. 
- O co chodzi? Coś się stało? - Na myśl nasuwały mi się tylko takie pytania. Byłem pewien. że coś jest nie tak. - Chodzi o Sakurę, tak?
- Tak, ale proszę się nie bać, to nic takiego. 
- Tak więc o co chodzi?
- Chodzi chłopcze o jej zdrowie. Tutaj wypisałem Ci receptę do kupienia w aptece. Jest to syrop na kaszel, który łagodzi i przywraca równowagę zadrapanemu gardłu. Musi go brać rano i wieczorem. W zadziwiającym tempie zaczęła mówić, ale to nie znaczy, że wszystko jest dobrze. Możliwe, że coś się, że tak powiem ukryło i uciekło naszej uwadze. Więc gdyby coś się działo, czy to ostry kaszel, albo kaszel z krwią lub tym podobne, to proszę od razu do nas przyjeżdżać albo po prostu jechać do najbliższego szpitala i powiedzieć co się stało i co jej jest. Tego nie można lekceważyć. Co do kostki to powinna się dobrze zagoić. Proszę się zgłosić za 4-5 tygodni na ściągnięcie gipsu.
- Tylko tutaj może być problem...
- Tak?
- Ponieważ my najprawdopodobniej wyjeżdżamy stąd...
- A będzie możliwość abyście przyjechali?
- Raczej nie...
- Nie wnikając w szczegóły, to po prostu ja napisze Ci taką kartkę i dasz ją lekarzowi, do którego się zwrócicie. On będzie wiedział co i jak.
- Dobrze, dziękuje.
- A jeżeli można wiedzieć, to gdzie się wybieracie? - Zapytał bardzo miło. W ogóle był jak na lekarza bardzo miły i sympatyczny.
- Japonia. - Nie krył zdziwienia i zszokowania.
- To aż tak tutaj źle? - Zaśmiał się lekko.
- Po prostu złe wspomnienia, dla nas wszystkich. 
- No tak. Dobrze, to ja już uciekam i jak będziecie wychodzili, zajrzyjcie do recepcji tam będzie ta kartka, o której Ci mówiłem.
- Dobrze, dziękuje.
- Nie ma za co. Szczęśliwej drogi i do widzenia. 
I się rozeszliśmy. Wydawało mi się, że mnie doskonale rozumie, wie co czuję. Z takimi ludźmi się świetnie rozmawia. No nic, teraz muszę wrócić na ziemię. Wszedłem do pokoju a tam czekała już zniecierpliwiona Mała. Trzymała w dłoni niewielką torbę ze swoimi rzeczami. Podszedłem do niej, zabrałem torbę i zarzuciłem ją na ramię. Drugą ręką podpierałem ją, bo kulała. Po drodze wstąpiliśmy po karteczkę do recepcji i do apteki po syrop. Czekając na resztę pieniędzy zauważyłem, że są tutaj kule ortopedyczne. Powiedziałem o tym Sakurze i szczerze mówiąc to zbytnio jej się one nie uśmiechały, ale musiała o nich chodzić bo nie będzie skakać na jednej nodze. Wybraliśmy zielonkawe. Już ze szpitala wyczłapała się o własnych siłach. Po niecałej godzinie dojechaliśmy do naszego domu. Przez całą drogę powrotną nie zamieniliśmy słowa. Może to i dobrze.


***



Przez całą drogę było cicho, jak makiem zasiał. - O ludzie, jak tak nie mogę! - To był wyczyn z mojej strony, na prawdę. Tak długo nic nie mówić. Zawsze gadam nawet bez sensu ale gadam. Taki już mój żywot. Wyczłapałam się z samochodu i mało co nie pocałowałam się z trawnikiem. - Łoo... Było blisko. - Powiedziałam w myślach. Shikaku wziął moją torbę i razem weszliśmy do domu, w którym pewnie czekała pozostała załoga braci. Powoli szłam w stronę domu. Wszystko mi się przypominało. Dokładnie wszystko. Drzwi się otworzyły a bracia jakby poparzeni podskoczyli z kanapy i foteli, biegnąc i idąc w moją stronę. Choć chciałam gadać, to nie chciało mi się na ich pytania odpowiadać. Serio. Dziwnie byłam zmęczona tą krótką podróżą. Chciałam od razu dostać się do swojego pokoju i dać nura w łóżko. Przykryć się pościelą i zasnąć na wieki. Niestety bracia byli innego zdania. Od razu zadawali pytania typu: Jak się czujesz? Lepiej Ci już? Cieszysz się że jesteś w domu? Ludzie dobrze nie ściągnęłam buta a Ci już mnie przysypywali nowymi pytaniami, na które nie miałam ochoty odpowiadać. Nie chciałam być dla nich niemiła, ale musiałam ich, że tak powiem – spłaiwć.
- Chłopaki, chłopa...ki. - Nie dawali mi dojść do słowa. - Hej! - Wszyscy na mnie spojrzeli. - No. Słuchajcie. Nie chc...e być niemiła, ale najchętniej bym pos...zła do swojego pokoju i na chwilę odpoczęła. Poroz...mawi...amy wieczorem c...o? - Zgodzili się, bo co innego mieli zrobić. Zaszłam do swojego pokoju a za mną Tai, z moimi rzeczami. Położył je obok łóżka, uśmiechną się miło i po cichu wyszedł z pokoju zostawiając mnie samą. Stare mury. Znowu. Nic mi się nie udaje osiągnąć. Dziś była środa. W piątek zakończenie roku szkolnego i rozdanie świadectw. Hmm... Będę za kimś tęsknić? Raczej nie. Muszę jakoś przekonać braci żeby poszli za mnie odebrać to po pieprzone świadectwo. Nie chce tam iść. Zaraz się zaczną pytania typu – Coś Ty chciała zrobić? Co Ci się stało? Co masz na szyi? Kij im wszystkim w oczodoły. Nie mam zamiaru się z nimi widzieć i tłumaczyć. Siedziałam na łóżku i szczerze powiedziawszy nie wiedziałam co mam zrobić. Rozglądałam się dookoła. Wszystko powracało. Wspomnienia powracały. Choć nie było mnie tu zaledwie 9-10 dni, czuję się jakbym tutaj nie była co najmniej przez rok. W całym domu wszystko ucichło. Bracia pewnie poszli do garażu. Tak więc ja idę do łazienki. Wyszłam z pokoju. 
- Nie, chwila. Jeszcze kosmetyczka. - Przerażało mnie to. Coraz częściej mówiłam sama do siebie. Nie wiem, czy to dlatego, że nie mam z kim gadać, czy po prostu coś ze mną jest nie tak. No cóż, cokolwiek się ze mną dzieje, to mnie się to podoba. Nie przeszkadza mi to. Wręcz to lubię. Taka mała odmiana. Zabrałam z torby kosmetyczkę i czyste ubrania z szafki. Po drodze zabrałam świeży ręcznik. Zamknęłam drzwi, przekręciłam kluczyk. Zrzuciłam powoli z siebie wszystkie ubrania. Po chwili zostałam w samej bieliźnie. Na gips nałożyłam worek próżniowy, po czym wyssałam z niego jakiekolwiek powietrze. Muszę się w końcu jakoś umyć a z nim mam pewność, że nic mi się nie zamoczy. Później tylko przetrę ręcznikiem sobie paluszki i miejsce gdzie kończy się gips. Miałam ochotę na długa gorąca kąpiel. Odłożyłam na bok perukę. Fala, gdzie tam fala. Burza, ogromna burza różowych włosów momentalnie opadła mi na ramiona i zakryła do połowy plecy. Długo myślałam o tym i się zdecydowałam. Zamknęłam oczy i stanęłam przed lustrem. - Trzy, dwa, jeden... Teraz. - Szybko otworzyłam oczy i doznałam szoku. - OMG! Ja jestem całkiem ładna. A moje włosy są piękne, są śliczne. Takie długie, gęste i lekko falowane. Na prawdę są piękne. Jak ja coś takiego u hodowałam pod tą czarną czupryną? Aż nie chce się odrywać wzroku. - Dotykałam je i różnie układałam. Grzywka była taka długa, o jakiej zawsze marzyłam, z resztą reszta włosów też. Po prostu jest idealnie. Czy na prawdę muszę po kąpieli ubrać to szkaradło? Spojrzałam na to „coś”. O Boże, ohyda. To w ogóle nie przypominało włosów. Całe się świeciło i elektryzowało. Blee. Zasłużyłam sobie na to, to teraz to będę nosić. Chyba... . Po chwili znajdowałam się w wannie wypełnionej gorącą wodą i pełną piany. Cudowne uczucie. Choć wyglądało to co najmniej dziwnie, bo jedna noga lekko wystawała z wanny. No ale cóż, taki mój los. Dokładnie umyłam całe ciało gąbką i zanurzyłam głowę pod wodą. Miałam zamknięte oczy. Było mi tak dobrze, nie chciałam tego przerywać w szczególności, że jeszcze miałam wystarczającą ilość powietrza w płucach aby wytrzymać. Nagle zamiast ciemności ujrzałam białe światło, a na jego tle zarys dwóch postaci. Były bardzo niewyraźne, ale z każdym podejściem bardziej się poprawiały. Czułam że brakuje mi powoli powietrza, ale nie mogłam teraz otworzyć oczu. Musiała się dowiedzieć kto to jest. Coraz bliżej i bliżej. No dalej, pokarzcie się. - O Boże! - Przemknęło mi przez myśl. - Mama?! Tata?! O Boże to mama i tata!! - To byli oni, widziałam ich twarze bardzo dokładnie. Byłam taka podekscytowana a jednocześnie czułam, że umieram. Nie miałam już prawie w ogóle wytrzymać pod tą wodą. Mimo to nie wynurzałam się. -  Mama, jaka ja jestem do niej podobna!.
- Sakura, Kochanie moje. Nie rób tego, dlaczego skazujesz się na takie cierpienie? Aniołku, nie rób niczego wbrew swojej woli. Jesteś cudowną osobą, pełną siły i wdzięku. Przestań się obwiniać o to się stało. Dobrze? - Mówiła bardzo wolno i spokojnie . Miała piękny głos. Obok niej stał tata, obydwoje cały czas się uśmiechali. Nie wytrzymałam.
- Hyyyyyyy ! - Oddychałam bardzo szybko i nierówno. Ciągle brakowało mi powietrza, mimo że już nie byłam pod wodą. Cała się trzęsłam. Mijały minuty a ja nadał nie uregulowałam oddechu. Zaczęłam kaszleć, potwornie kaszleć. Nie umiałam skończyć. Nadal kaszląc, wyszłam chwiejnym krokiem z wanny. Całkiem naga, usiadłam na jej brzegu. Oparłam łokcie o kolana i zakryłam dłońmi twarz próbując przywrócić się do ładu. Nic nie pomagało. Nie umiałam przestać i ciągle kaszlałam, okropnie podrażniając sobie, już i tak uszkodzone gardło. Wyprostowałam się w nadziei, że przejdzie. Łudziłam się najwyraźniej. Do drzwi zaczął się ktoś dobijać. Nie wiedziałam co mam rozbić.
- Sakura? Sakura?! Jesteś tam?
- Ta..Tak. - Powiedziałam z wielkim wysiłkiem.
- Co się tam dzieje?! Sakura! - To był Tai i najwyraźniej był bardzo zaniepokojony, bo mało co nie wyważył drzwi. A by spróbował. HELOŁ, ja tu siedzę całkiem NAGA! Nawet nie myślę... . Przechodziło mi już powoli. Przeszło. Oddychałam powoli ale bardzo ciężko. Odchrząknęłam i odpowiedziałam mu:
- Wszystko w por...ządku, zachłysnęłam się wodą.
- Na pewno? - Nie dawał za wygraną.
- Tak, tak. Zaraz wychodzę.
- Dobra.I odszedł.
Uff... . Siedziałam tak jeszcze chwilę po czym wstałam i dokładnie wytarłam całe ciało. Zdjęłam worek i podparłam się o ścianę. Na końcu z ręcznika zrobiłam sobie turban na głowie. Założyłam spodenki, biały top na ramiączkach i kolorowe skarpetki. Zawsze mi się podoba jak dziewczyna ma pod takim białym top'em czarny biustonosz. Nie wiem dlaczego, ale lubię taką kompozycję. Ja o takim czymś mogę pomarzyć bo z natury płaska jestem. To znaczy, nie żeby tak na max'a, ale jednak. No i ciekawe za co sobie kupię ten biustonosz. Mam dwa białe. W tym jeden materiałowy a drugi lekko usztywniany. Może kiedyś kupię taki jaki mi się podoba. Ubrana zaczęłam suszyć włosy. Trochę mi to zajęło, włosy są jednak bardzo długie. Po wysuszeniu, starannie je wyczesałam i ładnie ułożyłam. Opadały na barki. Umyłam starannie zęby. O nie dbałam bardzo dokładnie, ponieważ z tego co mi zawsze mówi moja dentystka, są bardzo słabe. Tak więc muszę o nie dbać, co skutkuje śnieżnobiałą bielą i świeżym oddechem. Patrzyłam w ciszy w lustro. W odbiciu widziałam smutną dziewczynę z przeszłością. Choć nie, wmawiałam sobie to wmawiałam sobie to, że nią jestem a tak na prawdę nie. Tak jak mówiła mi mama. Ta czarna pokraka to tylko mój wymyślony potwór i jednocześnie część Sakury, która zagubiła się w sobie. Ta Sakura, która teraz tutaj stoi jest odważna i silna. Nie daje sobą pomiatać i wie czego chce. Taką wszyscy zapamiętali. Wraz z peruką ona zmarła. Czy może teraz odżyć? Czy może wszystko naprawić i zacząć nowe życie? Chyba tak. No przynajmniej w części. A co peruką? Zostawić czy wyrzucić?

- Sakura, musisz ją nosić!. Przecież to jest Twoje zadośćuczynienie, pamiętasz?
- Nie wcale nie musisz, to Twój wybór. Nie musisz jeżeli nie chcesz.
- Jak to nie musi?! Musi! Musisz ją nosić, słyszysz?!
- Nie słuchaj go, on bredzi za przeproszeniem. Idź za głosem swojego serca. Przypomnij sobie co mówiła Ci matka.
- To jego nie słuchaj. Masz ją w tej chwili założyć rozumiesz? Zakładaj ją! Jak możesz patrzeć w ogóle w to lustro, jak możesz?! Jesteś morderczynią i nie zmienisz tego. A teraz zakładaj ją!
- Moje ostatnie zdanie: Słuchaj głosu serca. - Puf.
- Zakładaj ja czym prędzej, czasu nie cofniesz!
- Aaaa!! Zamknij się do cholery !
Puf.  
Oddychałam szybko i dosłownie wszystko się we mnie gotowało. - Co to było?! Kto to był? Jakiś wewnętrzny głos, jakby dobro i zło. Ale co mam wybrać? Życie w ciągłym poczuciu winy czy po prostu sobie wybaczyć? - Uchwyciłam perukę i patrzałam a nią. Raz ze złością w oczach a raz ze współczuciem. Tyle uczuć było teraz we mnie. Nie wiedziałam do mam wybrać. Przyłożyłam ją do głowy. Patrzyłam w lustro i dalej nie wiedziałam co mam z tym zrobić. Przypomniały mi się słowa mamy. Oni mi już wybaczyli, nie będę miała normalnego życia póki sama sobie nie wybaczę. Otworzyłam pojemnik od kosza.

- Żegnaj. - Zrobiłam to i po raz pierwszy od dłuższego czasu byłam z siebie dumna. Teraz znowu patrzyłam w lustro. Uśmiechnęłam się, sama do siebie. Wyglądałam na prawdę ładnie, a przecież to są zwyczajne ubrania i normalna fryzura. To jak ja będę wyglądać kiedy się na prawdę postaram? Byłam na prawdę szczęśliwa i pełna dobrych myśli. Że wszystko się jakoś ułoży, że bracia zrozumieją. W domu słychać było że ktoś krząta się po kuchni. Pewnie Tai szuka słodyczy. Uśmiechnęłam się bardzo szeroko. Znowu napłynęła na mnie fala szczęścia. Poprawiłam się i o kulach wyszłam z łazienki. Siedziałam tam około 3 godzin. Była godzina 14:20. Niepewnym ale zdecydowanym krokiem weszłam do kuchni i zaczęłam szukać jakiś słodyczy w półce. Razem ze mną szukał Tai. Obydwoje uwielbialiśmy cukierki i mogliśmy je jeść i jeść. Najwidoczniej jeszcze mnie nie widział, bo nie było żadnej reakcji z jego strony. Chyba że nie będzie żadnej? I tylko ja to tak przeżywam? No nic szukałam dalej.  
- Tam nic nie ma, szukałem już.
- Aha, a zaglą...dałeś do chleb...aka? - Po czym otworzyłam chlebak i zauważyłam to czego szukałam. Woreczek z piernikami.
- W chlebaku? - Chcąc się podnieść, uderzył głową o półkę aż wszystkie garnki podskoczyły. - Ała!
- Haha. - Zaśmiałam się po czym odwróciłam się w stronę lodówki mając nadzieję, że znajdę tam jakiś dobry soczek. Skacząc na jednej nodze, wzięłam szklankę. Nucąc nalałam sobie soku i zapytałam się czy też chce, ale ten ani nie drgnął. Stał jak słup, jak słup lodu. Widać było że sam się bije ze własnymi uczuciami. Nie wiedziałam co mam zrobić albo powiedzieć. Miał grobową minę i odebrałam to tak jakby był na mnie zły. Zaczęłam się bać.


***

- O mój kochany Boże! Czy to moja siostra?! Ta osoba co przede mną stoi właśnie, czy to ona, czy to na prawdę ona? Jaka ona piękna, wygląda jak anioł. Wybaczyła sobie? Cholera, nie ważne. Mam najpiękniejszą siostrę na całym świecie. Na reszcie do nas wróciła. - Nadal stałem cały znieruchomiały i z grobową miną. W środku jednak cieszyłem się jak małe dziecko. Podbiegłem do niej i uchwyciłem ją w pasie kręcąc ją wokoło. Słyszałem jak się śmieje i krzyczy, że mam ją postawić. Po chwili staliśmy na przeciwko siebie obydwoje się uśmiechając. Nagle ona niespodziewanie mocno mnie uścisnęła. Tkwiliśmy tak przez dłuższa chwilę. Puściliśmy się, po czym bez słowa ona zabrała pierniki a ja szklanki ze sokiem. Szła przede mną. Jej włosy lekko falowały, jak pod wpływem wiatru. Usiedliśmy w pokoju gościnnym. Ona siadła na swój ulubiony, duży, miękki fotel. Był on koloru czerwonego w kształcie kuli. Cały pokryty długim włosiem był bardzo wygodny. Obok niego była wysoka stojąca lampka, którą zaświeciła. Ja usiadłem na sofie i włączyłem telewizor. Popatrzałem na nią z uśmiechem. Lecz ona była zajęta wyjadaniem mi czekolady z pierników. W tej chwili nawet to mi nie przeszkadzało. Nagle przez tylne drzwi weszli bracia, głośno ze sobą rozmawiając.
- Co Ty się tutaj tak trzaskasz?. - Zapytał Saori. Odwróciłem się do nich. Wszyscy po kolei dobijali do siebie. Szok malował się na ich twarzy, gdy ją zobaczyli. Zrobiło się całkiem cicho, tylko słychać było głosy osób z telewizora. Nagle Sakura podniosła głowę spojrzała na nas. Wszyscy na nią patrzeliśmy, ale chyba tylko ja z uśmiechem.

***
- Soku? - Zapytałam.

4 komentarze:

  1. Mystery00:36

    Rozdzilik przyznaje że swietny jak zwykle, teraz tylko czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję :) Zaraz ukażą się nowe :)) Pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Anonimowy12:51

    kiedy nowa notka;(

    OdpowiedzUsuń