7.10.2012

5. Odkryta tajemnica.


- Sa...kkura ? - Czy to jest Sakura? - Wyglądała pięknie. Te nowe włosy, dodawały jej tyle uroku i kobiecości. I o jej, jakie one są długie!  Niesamowite, jak ona mogła je tak trzymać pod tą peruką? Popatrzyłem na resztę braci. Wszyscy byli w szoku, no może prócz Tai'ego, który o wszystkim wiedział i jak widać pogodził się z tym, a nawet mu się ta przemiana Małej spodobała. Zresztą komu by się nie podobała? Można ją porównać do Anioła, tylko jej skrzydełek brakuje. Oczywiście jeżeli chodzi o wygląd, bo wątpię żeby jej się charakter zmienił, choć mógłby. Jak na dziewczynę jest bardzo ostra, że tak powiem. Potrafi się tak długo kłócić aż postawi na swoim. No choć to może i dobrze, bo wie czego chce i nie da sobą pomiatać. Ale z drugiej strony, szybko się rozkleja i popada w doła z najmniejszych powodów, co jest u niej minusem. Jednym słowem współczuję jej przyszłemu chłopakowi.
- Chcesz pogadać? - Zapytałem. Widać było, że nie wie co ma powiedzieć. Spoko, nie chce rozmawiać o tym co postanowiła zrobić, to ok. Nic na siłę. Jak się będzie czuć pewnie, to powie. Siedliśmy wszyscy wokoło niej na podłodze, ponieważ byliśmy cali ubrudzeni. Posłałem jej pytającą minę. Pokręciła tylko przecząco głową i widać było, że zbiera jej się na łzy. Pewnie czuła się winna, że ją zdjęła, co musiałem jej jak najprędzej wybić z głowy. Ta przemiana była jedną z najlepszych rzeczy jaką zrobiła w swoim życiu i powinna być z tego dumna a przede wszystkim z siebie. Sam nie wiem czy dałbym radę coś takiego zrobić. Ale jak już mówiłem, ona ma charakterek, jak się uprze to nie ma na nią mocnych. Oby i w tym przypadku tak było bo myślę, że jej nie będzie za chwilę wyciągać z miejsca, do którego tą ją wrzuciła. Jakby po chwili namysłu, zostawiła pierniki na fotelu i skacząc, szybko pobiegła do łazienki. Ciężko westchnąłem i poszedłem w jej ślady. Zamknęła się. Zapukałem, nie chciałem się jej narzucać.
- Otworzysz mi? - Nie odpowiadała, a ja nadal czekałem. - Hej, nie ma sensu tam tak siedzieć samej, co nie? - Chciałem ją jakoś zachęcić do rozmowy. - Sakuura... . - Zawołałem bardzo miło.
- Odejdź. - Powiedziała chlipiąc.  
- Dlaczego? 
- Bo nie chcę o tym rozmawiać. Według mnie dobrze zrobiłam, że się jej pozbyłam. - Od momentu, w którym podszedłem pod drzwi, zacząłem wsuwką otwierać drzwi. Zadziwiająco łatwo poszło. Gdy wszedłem do środka, ona siedziała na kancie wanny i ciągle coś do siebie mówiła. Siadłem obok niej i mocno ją przytuliłem. Nadal płakała i zaczęła mnie za coś przepraszać. Nie chciałem jej przeprosin, chciałem żeby była szczęśliwa, a jeżeli te włosy mają jej w tym pomóc to nie mam przecież nic przeciwko. To jest jej ciało, nie moje. Ni stąd ni zowąd, zaczęłam mówić o rodzicach. Znowu rozdrapywała stare rany, nie chciałem tego, nie chciałem aby płakała. Ale ona nadal coś o nich mówiła. Nie umiem wczuć się w to co ona wtedy czułą i przeżywała, jak była mała, ale mogę się domyślać i to pewnie nie było miłe.  
- Przepraszam, przepraszam. Ja Was tak bardzo przepraszam, przepraszam...
- Nie musisz przepraszać. Nie musisz w cale o tym rozmawiać jeśli nie chcesz. Obiecał mi tylko jedno. - Odchyliła się lekko ode mnie i spojrzała na mnie spod zapłakanych oczu. - Nigdy więcej tego nie rób, dobrze? - Pokiwała głowa jak małe dziecko, po czym znowu się rozpłakała i mocno przytuliła się do mnie. Tkwiliśmy tak przez dłuższą chwilę.
- No już, wstajemy. Dość tego płakania, nie sądzisz? - Powiedziałem bardzo wesoło i pomogłem jej się podnieść. - Musimy wyjść bo chłopaki chcą pewnie wziąć prysznic. Wyszedłem z nią z łazienki, po czym ona poszła do kuchni a ja do braci. Powiedziałem im o wszystkim i o tym co ustaliliśmy z Sakurą.  Zgodzili się ze mną.
- To ja idę wziąć prysznic.
- Ej! Ja miałem iść. Nawet nie próbuj tam wchodzić!
- Haha, chciałbyś. Idź lepiej zrobić coś do jedzenia, a ja w tym czasie się umyję.

***


- I żyj tu z takimi, myśli że jest najstarszy to może wszystko.
- Nie przejmuj się, wiesz dobrze że się z Tobą droczy. - Opowiedziałam mu jakby nigdy nic.
- Ale tak jest za każdym razem... Może zamontujemy sobie drugą łazienkę? - Do pokoju wszedł Manami, trochę zmieszany.
- Za niedługo będziesz miał tyle łazienek i ubikacji, że będziesz mógł tam spać, jeść i nie mówię co jeszcze robić. - Spojrzałam na niego, po czym on strzelił dorodnego buraka. Podeszłam do niego bardzo blisko. Tak blisko, że czułam jego szybkie bicie serca.
- Manami...  Co masz na myśli? - Zapytałam podejrzanie. Nagle w kuchni zjawiła się reszta bandy.
- Ja? - Totalnie nie wiedział co ma mówić. Wszyscy się na niego gapiliśmy.
- Tak, Ty braciszku. - Uśmiechnęłam się słodko i spojrzałam mu głęboko w oczy.
- Nic, nic. Przepraszam ale zapomniałem wziąć komórki z samochodu. - Obrócił się szybko na pięcie i mało co nie wybiegł z domu.  
- W cale że nie! Leży tutaj na stole! - Krzyknęłam za nim. - Kłamczuch! - Nie byłam na niego zła. Wiedziałam że coś przede mną ukrywają, ale w tej chwili nie miało to znaczenia. Byłam wdzięczna Bogu, że tak się to wszystko skończyło. Że nie mają mi tego wybryku za złe.
- Robię makaron z serem, chcecie też?
- Oo...  A umiesz?
- Tai, chcesz dziś spać na podłodze?
- Oj, oj! No już, przecież żartuję.
- No. - Głupek, jak może nie wierzyć w moje zdolności kulinarne?!
- No to my wszyscy poprosimy. - Oświadczył Tsukiko, wieszając się na moim ramieniu.
- Ale to może najpierw się umyjcie, bo pachniecie paliwem i jesteście cali ubrudzeni. Nawet nie próbujcie nigdzie w tych ubrudzonych gaciach siadać! - Pogroziłam im palcem i odczepiłam go od siebie.  
- To mamy tak długo czekać?! Z głodu umrzemy. - Histeryzował Saori.
- Niestety. O Shikaku już wyszedł, to macie wolną łazienkę. - Wszyscy się dosłownie, rzucili na nią. Ale i tak wejść mógł tylko jeden. Ja w tym czasie zaczęłam robić kolację. Makaron już się gotował a serek za chwilę będzie. Do kuchni wszedł Shikaku w samych spodenkach. Ahh  to jego ciałko! Był pięknie zbudowany, ładny z urody a z charakteru był najlepszy. Dlaczego więc, on nie ma dziewczyny? Może nie chce. A może ma? A co jak oni mi chcą powiedzieć ,że Skikaku ma dziewczynę i ona jest w ciąży i będzie mieć bliźniaki, a ja zostanę młodą ciocią i nie będzie mnie stać na prezenty do tych małych brzdąców?! Nie, to nie może być prawda, a jeżeli tak?
- Sakura, Sakura!? - Brat stał przede mną i dziwnie na mnie patrzył. Nie wiedziałam o co mu chodzi.
- Co? - Wymsknęło mi się.
- No mówię co Ciebie, a Ty ani me ani be.
- Przepraszam, zamyśliłam się. - O kurde, widocznie wciągnęło mnie chodzenie po chorej wyobraźni.
- Czyżby o Naruto?
- Co?!
- No ten Twój KOLEGA, z tego co mówiłaś to ma tutaj przyjechać. Prawda? - Nie wiem dlaczego tak nacisnął  na „KOLEGA”. No co kolega, bardzo dobry kolega. Przyjaciel? No, na pewno nie kochanek .
- A no ma przyjechać. I co z tym fantem? - Zapytałam i cwaniacko spojrzałam na niego. Niech sobie nie myśli że mnie ugryzie i się go przestraszę i nigdzie nie pójdę.  
- No wiesz, minęło sporo czasu. Pewnie sporo się zmienił. - Nie wiedziałam do czego zmierzał, bo miał raz poważną a raz wesołą twarz. - No wiesz... On się zmienił, Ty się zmieniłaś... Wiesz nie wiadomo co mu po głowie chodzi... - Czy on się o mnie boi?
- Spokojnie, umiem o siebie zadbać. - Wstał z krzesła i podszedł do mnie.
- Po prostu się o Ciebie martwię. Zresztą nie tylko ja. Wiesz o tym dobrze.
- Wiem. - Przytuliliśmy się.


Gdy wszyscy się umyli, zjedliśmy kolację. Było bardzo śmiesznie. Saori i Tai ciągle opowiadali kawały albo się na wzajem wkurzali. Potem patrzeliśmy na „Za szybcy za wściekli”. Kocham ten film. No i pod koniec dnia, czyli około 23:30 zaczęliśmy się rozchodzić do pokoi spać. Teraz leże koło Tai'ego i myślę co zrobić żeby w piątek nie iść po to głupie świadectwo do szkoły. Może po prostu się go zapytam czy mi go odbierze.  
- Śpisz?
- Nie, nie umiem zasnąć.  
- Co zrobisz ze szkołą?
- To znaczy ?
- No wiesz musisz odebrać świadectwo.
- Nie chce tam iść. Znowu zaczną się pytania. Nie potrzebuję tego.
- To co zrobisz?
- Po proszę Cię żebyś szedł za mnie? - Zapytałam z nadzieją w głosie. Bardzo mi na tym zależało, żeby tam nie iść.  
- Spoko, ale jutro robisz mi rano kawę. - Nic na to już nie odpowiedziałam, tylko się do siebie uśmiechnęłam. Tak więc sprawę z odebraniem świadectwa mamy z głowy. Teraz tylko muszę znaleźć jakąś dorywczą pracę na wakacje. Nie mam zamiaru się tutaj kisić przez całe dwa miesiące. Jeszcze ta noga w gipsie. Totalna porażka.


Świadectwo już w domu. Podobno nie było żadnych kłopotów, ale dziewczyny z mojej byłej już klasy, wieszały się na Tai'm. No cóż urodą to on grzeszy, więc się nie dziwię. Ale szans i tak nie mają. Teraz kulejąc zmierzam do pewnej knajpki, w której szukają kasjerki. Pomyślałam, że mogłabym jakoś wystać te 8 godzin. Gdy weszłam, wszystkie spojrzenia skierowały się w moją stronę. Przez moment myślałam czy czasami nie mam czegoś na łowie albo coś. Nie wiem co tak przykuło ich uwagę. Miałam na sobie spodenki, zrobione z starych jeansów, czerwoną koszulkę i czarne schodzone trampki. Z pewnością nie wyglądałam pociągająco w tym stroju, tak więc nie wiem o co im chodzi. Mimo wszystko ścisnęłam kule i podeszłam do kasjerki. Zapytałam się czy obecnie jest szef. Ta miło się uśmiechnęła i wskazała mi drogę. Szłam i szczerze to trochę się bałam. Gdy weszłam to za biurkiem siedział młody chłopak. Zaczęliśmy rozmawiać w sprawie naszej pracy, no ale...

- Niestety, jesteś nie do końca sprawna fizycznie i nie mogę Cię zatrudnić. Przykro mi.
Świetnie, świetnie! Po prostu bosko! Wiem, że mam złamaną kostkę, no ale ludzie, umiem chodzić. Ale mimo tego, nie poddawałam się. Na przeciwko widniała tabliczka, że szukają pracownika. Bez zastanowienia, udałam się tam. Ale tam spotkało mnie to samo, pod względem ludzi gapiących się na mnie i odrzucenia mojej propozycji o pracę z powodu urazu. Szlak by ich! Pomyślałam sobie, że do 3 razy sztuka i udałam się do następnej knajpki i do następnej, następnej. Chyba obeszłam całe miasto wzdłuż i wszerz. Nigdzie mnie nie chcieli. Byłam zła i wycieńczona. Jednak chodzenie cały dzień o kulach po mieście w upalny dzień, wcale nie jest takie fajne. Zostawiłam braciom tylko kartkę, że poszłam po ziemniaki i rozglądnąć się za pracą na lato. Chyba mnie zabiją jak się dowiedzą, że wyszłam. Ale tym się będę potem zamartwiać. Teraz muszę na prawdę iść kupić te ziemniaki, bo już raczej nici z znalezienia pracy. Było około godziny 18:30. Słoneczko jeszcze przyjemnie grzało. Kupiłam wszystkie potrzebne rzeczy w warzywniaku i zaczęłam iść w stronę domu. Zostało mi jeszcze jakieś 15 minut drogi, więc postanowiłam zatrzymać się i wyciągnąć jabłko, ponieważ okropnie miałam ochotę na coś słodkiego. Kiedy grzebałam w plecaku, ktoś szybko obok mnie przeszedł, zahaczając o mój bark. Momentalnie straciłam równowagę i upadłam na tyłek.
- Ej! Patrz jak leziesz! - Krzyknęłam do niego. Nie obchodzi mnie to kim on jest. Łazi jak popapraniec. Ku mojemu zdziwieniu odwrócił się w moją stronę. Zaczął zbierać porozrzucane pomarańcze i pomógł mi się podnieść.
- Na prawdę bardzo Cię przepraszam. Zapatrzyłem się w drugą stronę.  
- Jasne, daruj sobie. - Nie miałam ochoty nawet z nim gadać. Myśli że co, jakieś tam przepraszam wystarczy!?
- Na prawdę mi przykro. Nie gniewaj się. - Z jego pomocą podniosłam się. Otrzepałam kolana i zauważyłam, że jedno jest otarte, aż do krwi. Syknęłam lekko i zaczęłam szukać chusteczek higienicznych po kieszeniach. Nigdzie nic nie było, machnęłam ręką i miałam zamiar iść do domu, lecz chłopak niespodziewanie chwycił mnie z dłoń. Wyrwałam ją i spojrzałam na niego pytająco a w myślach już układałam sobie czarny scenariusz.  - Taa... Teraz mnie porwie, zaciągnie do jakiegoś buszu w lesie, tam przywiąże mnie do łóżka i brutalnie zgwałci. Ja nie będę mogła nic zrobić, ponieważ zatka mi usta pomarańczą. I po cholerę się odzywałam!?
- Sakura? - Nie wiedziałam co mam mu odpowiedzieć. No tak jestem Sakura, ale co mu do tego. Skąd od mnie zna?
- O co Ci chodzi?
- Sakura Haruno?! - Mówił z coraz większym entuzjazmem.
- Okejjjj... To się robi dość dziwne. O Co Ci chodzi?
- Jestem Naruto. Naruto Uzumaki. Pamiętasz mnie? - O mój Boże, to jest Naruto?! Ten baran a zarazem najlepszy przyjaciel i kolega?! - Nie wiedziałam co mam mu powiedzieć. Urodą grzeszył i to bardzo, wyglądał wręcz jak anioł zesłany z nieba. Bardzo się zmienił, a jak urósł! Czy tylko ja taka mała zawsze będę?! Miał na sobie prześwitującą białą koszulkę i czarne szorty do kolan. Był dobrze zbudowany, a włosy jak zawsze miał w nie ładzie.
- Tak pamiętam. Cześć. - Powiedziałam bez żadnych emocji, zachowując zimną krew po czym podałam mu dłoń. Ciągle próbowałam nie wyrażać jakiejś radości albo czegoś, niech sobie nie myśli, że ujdzie mu to na sucho.

***


Ale ona się zmieniła. Matko jedyna! Jak wypiękniała, normalnie nie ta dziewczyna co kiedyś. Jestem cholernym szczęściarzem. - Staliśmy przed sobą, Ona z głowa w górze a ja ze puszczoną. Pewnie to dość dziwnie wyglądało, ale nic.
- Nadal się gniewasz? Czy jesteś w stanie wybaczyć staremu koledze? - Powiedziałem z szatańskim uśmiechem na twarzy. -  Jestem pewien, że mi wybaczy i za chwile o tym w ogóle nie będzie pamiętać. W końcu ma się tą buźkę.
- Chyba śnisz. Jeśli myślisz, że zadowolę się słowami to się grubo mylisz. - Od kiedy ona jest taka ostra? Gdzie się podziała tamta mała i cicha Sakura? No i gdzie jej czarne włosy? To chyba cud, że ją rozpoznałem. Przez te kilka lat wyrobiła sobie charakterek, to widać. Ale przez to stała jeszcze bardziej pociągająca, a jej ciało... Sama rozkosz. Dlaczego mnie zawsze ciągnie do złego?
- Tak więc co mam dla Ciebie zrobić? - Zapytałem figlarnie. Nagle przyszedł mi do głowy całkiem niezły pomysł. Kiedy ona patrzyła gdzieś w bok, uchwyciłem jej dłoń i klęknąłem przed nią. -  Oh moja droga! Wybacz mi moją głupotę i pozwól się zaprowadzić do domu. - Patrzała na mnie jak na debila. A ja spuściłem głowę w dół, czekając na jej odpowiedź.
- Wstawaj, a nie rób cyrków. - Wiedziałem, że się przełamie. Dużo gadaliśmy. Przez niecałe 15 minut wiele się o niej dowiedziałem. Później już zobaczyłem jej dom. Nic się nie zmienił, od czasu kiedy przychodziłem tutaj aby odpisać lekcje. Ciekawe jak tam jej bracia.  
- Co porabiasz w niedzielę?
- Nic. - Odpowiedziała sucho jakby coś się naglę stało.
- Wszystko w porządku?
- Coś mówiłeś o niedzieli, o co chodzi? - Trochę mnie skołowała ale puściłem to w niepamięć. Najwyżej zapytam się ją o to na spacerze.
- Może przeszła byś się ze mną na spacerek? - Zapytałem zadziornie. Na jej twarzy znowu pojawił się uśmiech. Najwyraźniej się ucieszyła z mojej propozycji.
- Z miłą chęcią.
- To co, o 15 będę po Ciebie. Ok?
- Nie, lepiej spotkajmy się w parku. Ok? - Staliśmy na przeciwko siebie w niezręcznej ciszy. Chyba wiem o co jej wtedy chodziło. Nadopiekuńczy bracia. Było widać jak firanka ciągle się rusza. Uśmiechnąłem się do siebie.
- No nic, ja lecę, bo za chwilę nie będzie tej firanki. - Powiedziała i zaczęliśmy się głośno śmiać.
- Do niedzieli. Pa. - I zniknęła za drzwiami. Jeszcze chwilę stałem przed jej domem.

***

Gdy weszłam do domu, bracia siedzieli i patrzeli na mistrzostwa piłki nożnej. Ja tylko zawołałam, że już jestem po czym zmyłam się do kuchni rozpakować zakupy. Po chwili w drzwiach stał Shikaku.

- Poszłam szukać pracy?
- Tak, kurde wiesz co, łaziłam pół dnia po całym mieście i nigdzie mnie nie chcą przez tą zasraną nogę!
- I Ty się temu dziwisz? - Chwycił mnie za bark i kazał usiąść na krześle. Nie wiedziałam co chce zrobić. Otworzył półkę z lekarstwami, wyją wodę utlenianą i plaster. Usiadł na przeciwko mnie i postawił moją nogę na swoim kolanie. Dopiero teraz sobie przypomniałam, że się wywróciłam. Gdy polał wodą strasznie szczypało, lecz nawet nie pisnęłam, chciałam być twarda. Później nakleił plaster i postawił moją nogę z powrotem na podłodze.  
- Nie pomagasz. - Skarciłam go wzrokiem.
- Wiem że nie, ale nigdzie nie chcą osoby, która jest nie do końca jest sprawna fizycznie.
- Ech... Wiem, wiem. Ale nie chcę tutaj siedzieć całych dwóch miesięcy. Tak bym sobie przy okazji coś zarobiła i spędziła jakoś pożytecznie czas. A tak to...
- A co sobie chcesz ładnego kupić? - Zapytał się bardzo troskliwie.
- Hm... Nie wiem do końca. Ale jakieś ubrania i takie tam... - Nie będę mu mówić że sobie chcę kupić biustonosz albo coś. To jest facet!
- To dlaczego nic nie mówisz? Przecież bym Ci od razu dał.  
- Nie chcę Cię obarczać swoimi duperelami. - No co, taka jest prawda.
- Co Ty wygadujesz, każdy z nas ma prawo kupić sobie co mu jest potrzebne. Czekaj tutaj idę po portfel. - Łoo... Jaki narwany. No ale z drugiej strony fajnie! Wreszcie sobie coś ładnego kupię. -  Po około pięciu minutach przyszedł i wręczył mi pieniądze. Nie wiedziałam na razie ile. Pocałował mnie w policzek i poszedł dalej oglądać mecz. Czułam ekscytację w sobie i bardzo się cieszyłam. Wiedziałam już, że jutro pójdę na zakupy. Wcisnęłam banknot do tylnej  kieszeni i poszłam wziąć prysznic. Jeszcze w łazience przykleiłam świeży plaster i napiłam się syropu. Gdy wyszłam z łazienki, wszyscy już byli w swoich pokojach. Zatem po cichu poczłapałam do pokoju, gdzie już chrapał Tai. Ostrożnie wślizgnęłam się pod pierzynę i szybko zasnęłam.  


- Ała!. Cholerne krzesło! - Wyszeptał.
- Tai, człowieku co Ty robisz? - Ociągnęłam się i ze zrezygnowaniem zapytałam.
- Obudziłem Cię?
- Nie, tak tylko otworzyłam oczy wiesz. Czego szukasz?
- Gdzie są moje spodnie robocze? Te niebieskie takie?
- Wiszą w suszarni.
- Co? Wyprałaś je?!
- Tak.
 - To w czym ja teraz będę chodzić?! Mówiłem że masz ich nie prać! - No przeginał już.
- Gr... Człowieku już dawno są suche! Tak więc rusz tyłek i je sobie zabierz a nie krzycz na mnie bo próbuje jeszcze spać.
- To czemu nie mówisz tak od razu?
- Bo mi nie dawałeś dojść do słowa?
- Spadam. Narka. - Schylił się, pocałował mnie w głowę i rozczochrał dłonią już i tak w nie ładzie włosy. - Tak a pro po, to już dochodzi 12, więc pośpiesz się.  
- Że co?!! Dlaczego nic nie mówisz. - Szybko się zerwałam z łóżka i zaczęłam szukać ubrań.
- A i pamiętaj, że dziś sobota i sklepy są krócej otwarte.
- Spadaj! - Pogoniłam go i rzuciłam w niego poduszką. Szlak, już tyle godzin a ja dopiero wstałam. Gdy z trudem ubrałam na siebie jakieś jeansy i czarny sweterek dosłownie wyparowałam na jednej nodze z pokoju i szybko poszłam umyć się do łazienki. Włosy były w takim nie ładzie, że szkoda gadać. Nawet ich nie czesałam. Ale nawet mi się takie podobały. Założyłam jednego buta, napisałam chłopakom kartkę ze poszłam i wyszłam z domu. Po drodze myślałam co sobie kupić. Dziś nie było dość gorąco, ale nie zimno. Wczoraj jednak było upalnie. Weszłam do pierwszego sklepu. Szczerze to nie wiedziałam gdzie mam iść, więc poszłam przed siebie pewnym krokiem. Po drodze wzięłam do ręki koszyk. Koszulki. Wybrałam biała koszulkę na ramiączkach i jasne, potargane rurki. Oby dwa ciuchy idealnie na mnie pasowały i świetnie się w tym czułam. Dział z bielizną, tak to jest to! Czarny, czarny... Jest!  Znalazłam czarny, usztywniany biustonosz i do tego w komplecie majtki. Bielizna też leżała jak ulał i świetnie się prezentowała. Zakupiłam również białe skarpetki. Gdy miałam już ubrania, postanowiłam zajść na dział z biżuterią. Ile tego! Pełno kolczyków,bransoletek, łańcuszków. Czułam się jak w raju, a byłam tutaj dopiero pierwszy raz. Spodobały mi się kolczyki, takie kuleczki wzięłam 2 pary. Mam 3 dziurki w uszach a na sztuki nie sprzedają, niestety. W drodze do kasy, zahaczyłam o dział z chemią. Kupiłam sobie ładnie pachnący szampon dla moich włosów. Szłam do kasy, w której przyjmował młody chłopak. Za młody jak na pracownika. Pewnie pracuje tutaj na wakacje. Westchnęłam ciężko i podałam mu zabrane rzeczy.
- Razem będzie 134 złote i 46 groszy. - Podałam mu całe 200 złotych.
- Proszę. - Zaczęłam nerwowo wkładać zapłacone przedmioty do torby. Kolejka za mną ciągle się dłużyła.
- Może pomóc?
-  Słucham?  
- Pytam, czy Ci pomóc. - Po czym młody kasjer się miło uśmiechnął.
- Ymm... Nie, nie. Dzięki. Poradzę sobie.
- Na pewno? - Był nadzwyczaj uparty, a może troskliwy i opiekuńczy? No na pewno był przystojny.
- Wracaj do pracy. - Powiedziałam mu i z uśmiechem odeszłam. Przed drzwiami odwróciłam się w jego stronę. Oczywiście się patrzał. Znowu się uśmiechnęłam a on odwzajemnił gest. Z głową pełną myśli, wyszłam ze sklepu i poszłam do domu. Przez całą drogę myślałam o nim. Ciekawe czy on o mnie też. Ładny był, na prawdę. Siedział więc nie mogłam stwierdzić czy jest wysoki, a ja mam słabość do kolesi po 180-190 wzrostu. Miał gniadą karnację, czarne jak węgiel, lekko kręcone włosy i do tego zielone oczy. Widać było, że ćwiczy bo jego klatka piersiowa a nawet ręce i dłonie były umięśnione. Nie jest to mój ideał, bo mój by był blondynem i miał niebieskie oczy, no ale też jest bardzo ale to bardzo przystojny. Chyba będę częstą klientką w tym sklepie.  

Otworzyłam oczy i automatycznie na twarzy pojawił mi się uśmiech. Odwróciłam się na bok i zobaczyłam śpiącego Tai'ego. Tak słodko wyglądał. Jak takie malutkie dziecko. Coś mamrał pod nosem. Spojrzałam na zegar zawieszony na ścianie była 9 rano. Był dopiero ranek a ja już chciałam aby była godzina 15. Nie umiałam się doczekać naszego spotkania z Naruto. Wczoraj chyba z 20 razy przymierzałam nowe ubrania. Chłopaki nie kryli zafascynowania moją osobą, też bardzo się im mój wybór spodobał. Myłam też włosy tym nowym szamponem. Po prostu on działa cuda! Jestem po pierwszym myciu a już widzę totalną zmianę. Włosy nabrały objętości, gładkości i się świetnie świecą. Wygramoliłam się jakoś z łóżka, ubrałam się i poszłam do kuchni. Mimo że poszłam wczoraj późno spać, bo coś około 23, to nie czułam jakiegoś dużego zmęczenia. Wczoraj chłopcy się dość dziwnie zachowywali, jakby się czegoś bali. Ale teraz jestem przygotowana na wszystko. Właśnie robię im śniadanie obudzę i pójdę na tv. Nie chętnie wstawali no ale zapach kawy ich pobudził. Wszyscy pięcioro siedzieli przy stole, głośno rozmawiając i jedząc. Ja już posprzątałam nasz pokój i przyszykowałam sobie ubrania do wyjścia, choć była zaledwie 11:30. Patrzałam na jakiś durny program w telewizji. Po chwili wszyscy zaczęli się złazić do pokoju gościnnego.  

- No to jak tam siostra? - Zapytał z szatańskim uśmiechem Tai, unosząc dwa razy brwi.
- A jak ma być? - Udawałam że nie wiem o co mu chodzi, ale już wiedziałam co się święci. Będą się ze mnie nabijać, ale nie dam im tej satysfakcji. Nie tym razem.
- No wiesz ten Twój kolega i Ty, dziś razem... - Wszyscy zaczęli się śmiać.
- Idziemy na spacer. - Ucięłam stanowczo. - Masz z tym jakiś problem? Jeżeli tak to dam Ci numer telefonu od jednej z dziewczyn z mojej klasy, na pewno chętnie się z Tobą umówi. Samotniku.
- Oj... Widać że Ty nie być w nastroju.  
- Coś mówiłeś? - Nie wiedzieli co mają mówić. I o to chodziło. Zwycięstwo!


***


Shikaku musisz to wreszcie powiedzieć. Nie masz na co dłużej czekać. Weź się w garść chłopaku. Pokaż że masz jaja! Nie nie mogę jej tego zrobić. Ona mnie, nas znienawidzi. - Ręce mi się coraz bardzie pociły, tak jak całe ciało. Byłem cały zdesperowany i nie wiedziałem do końca co mam zrobić. Dochodziła godzina 13:30. Muszę jej o tym powiedzieć, zanim wyjdzie. Ale tym mogę zepsuć jej radość ze spotkania, na które tak się cieszy. Idę. Słyszałem jak wszyscy są w salonie. Szedłem do nich niepewnym krokiem.  

- Dobra chłoptasie ja Was już opuszczam. Idę się przygotować. - Po tych słowach pokazała im język a oni tylko ze śmiechem pokiwali głowami. 
- Zaczekaj jeszcze chwilę. - Chwyciłem ją za dłoń. - Musimy Ci coś powiedzieć, prawda? - W tym momencie spojrzałem na resztę. Już wiedzieli co chcę powiedzieć.  
- Lepiej usiądź. - Powiedział Saori. Sakura nie kryła zdziwienia i lekkiego strachu. Nie dziwię się jej, zachowywał bym się tak samo. Usiadła z brzegu sofy. Ja dołączyłem do braci. Nie wiedziałem od czego mam zacząć. Jak rozpocząć tę rozmowę. Jeszcze nie padło jedno słowo a ja już chciałem żeby ta rozmowa dobiegła końca. Choć koniec nie będzie pewnie przyjemny.  
- Chłopaki... O co chodzi? Czy coś się stało?
- Sakura, chodzi o to że...
- Tak? - Była coraz bardziej zniecierpliwiona i co chwilę patrzała na zegarek.
- Ja, my... Nie wiem jak mam Ci to przekazać. Pewnie będziesz zła na nas.
- Wkurzona.  
- I będziesz się sprzeciwiać. - Chłopaki wcale nie pomagali.
- Ale musisz znać prawdę, tego nie unikniesz.
- I fajnie by było jak byś się z nią zgodziła. 
- Ale o co chodzi?
- Pamiętasz jak zawsze mówiłaś że chciałabyś wyjechać stąd? - Dobrze Manami.
- Taaak... I co z tego?
- Teraz będziesz mieć okazję spełnić marzenie. - Powiedział prosto z mostu Tsukikko, ale ona najwyraźniej nadal nie wiedziała o co nam chodzi.
- Co chcecie przez to powiedzieć? - Powiedziała z drżeniem w głosie.
- Sak-
- Tak!? - Lekko się uniosła.
- Wyjeżdżamy stąd... 
- Na stałe...
- Gdzie? - Powiedziała piskliwie starając się nie uronić żadnej łzy. Nikt nie umiał jej odpowiedzieć. Wszyscy się baliśmy jej reakcji na słowo:
 - Japonia.

***


- OMG!! Czy ich do końca poj... Pogniotło?!! Do JAPONI!! Przecież to nawet nie jest... No nie wiem, kurde to jest daleko!! To jest bardzo daleko!Co ich naszło żeby tam wyjechać, co źle im tutaj?! Może nie ma kokosów ale nie ma też dna. Owszem mam czasami ochotę stąd wyjechać i o wszystkim i wszystkich zapomnieć, ale to tak czasami i pod warunkiem że bym tutaj wróciła. A oni chcą na stałe wyjechać! Nie, nie nie! Nie może być. Ja tutaj mam tyle wspomnień i przeżyć i mam od tak to zostawić?! Za dużo mnie tutaj trzyma. A co z tym przemiłym i prze boskim chłopakiem ze sklepu? A co z Naruto? Nie! Ja tutaj zostaję, niech sobie jadą. Ja mówię poważnie, nie chcę stąd wyjeżdżać pomimo wszystko. W ogóle, jak oni sobie to wyobrażają, wszystko zostawimy i pojedziemy w nieznane? I co tam będzie, przecież nikogo tam nawet nie znamy, no przynajmniej ja. I co znowu będę musiała się podporządkować wszystkim i wszystkiemu. Zacząć żyć na nowo w nowym otoczeniu, między nowymi i nieznanymi mi ludźmi? Ja tak nie chcę, dlaczego oni chcą mi to zrobić? Co ja im takiego zrobiłam? To znaczy, no wiem. Ale przeprosiłam. Ja nie chcę nigdzie jechać, postanowione. Słyszycie!? Nigdzie nie jadę. To jest moje ostatnie słowo. - Nie wiedziałam co mam zrobić, cała się trzęsłam i zbladłam. Byłam oblana zimno-gorącym potem. Czułam jak igiełki potu wkuwają mi się pachą. Ręce miałam jakby oblane miodem, tak bardzo się kleiły i jednocześnie trzęsły.
- Sakura, wszystko w porządku? - Zapytał Shikaku. - Nic nie jest w porządku do cholery, chcecie mi odebrać całe życie wyjeżdżają do tej porąbanej Japonii. Teraz gdy życie mi się zaczęło układać Wy chcecie to zniszczyć, zdeptać i na pluć na to.
- Nigdzie nie jadę. - Powiedziałam stanowczo ze spuszczoną głową, po czym wstałam i poszłam do pokoju zabrać ubrania. Szybko pokuśtykałam do łazienki i wzięłam kąpiel. Nie mogła ona być już długa, przyjemna i relaksująca bo była godzina 14:30. Musiałam się śpieszyć. Prawie się nie zabijając wyszłam z wanny i szybko wytarłam mokre ciało. Założyłam swoje nowe ubrania, po czym szybko i bardzo seksownie ułożyłam sobie włosy. Wyszłam szybko o kulach z łazienki i napiłam się jeszcze na wszelki wypadek syropu. Podbiegłam do przedpokoju i zaczęłam ubierać buta.  
- Weź sweter, bo może zrobić się zimno. - Spojrzałam w górę i zobaczyłam Shikaku. Wypchaj się tym swetrem!! - Ubrałam buta i stanęłam na przeciwko niego.
- Dlaczego nic nie mówisz?
- Chcesz mi zniszczyć życie w najlepszym jego momencie, to mam mówić? To chciałeś usłyszeć? Jeżeli tak to proszę. A teraz wychodzę. Pa! - Rzuciłam niedbale przez ramię i wyszłam z domu.

2 komentarze:

  1. Mystery10:23

    OOOoooo i jak pięknie :) Po prostu miód malina ;)

    OdpowiedzUsuń