I tak wszystko jakby zmierzało ku jakiemuś nieznanemu mi końcowi. Nie wiedziałam co się skończy kiedy nadejdzie kres wakacji. A w sumie to już za dwa dni... Tak bardzo się boję tego, nie wiem czy to normalne? Czy każdy tak ma? Czuję jakby każdy organ w moim ciele pulsował i robił coś innego. Mam ochotę zwymiotować, choć nie mam czym, bo od rana nic nie jadłam, a jest już 12.00. Siedzę sama na dużym, puchatym fotelu, który przed wakacjami wytargałam z garażu aż do swojego pokoju. Tkwię już tak drugą godzinę, i nie zanosi się żeby coś uległo zmianie. Nie czuję takiej potrzeby. Bo po co? I tak nie ma nikogo, jestem znowu sama. A wiecie dlaczego? Wiecie? Bo ja tak. Otóż dlatego, że potrafię doskonale się maskować i udawać, co mnie zaczyna już powoli doprowadzać do szału. Wmawiam wszystkim, że jest dobrze i nic mi nie jest, kiedy tak naprawdę rozrywa mnie od środka, kawałeczek po kawałeczku, a ja sama nie potrafię tego procesu zatrzymać. To tak bardzo mnie boli, a ja nie potrafię sobie z tym poradzić. Ale z drugiej strony, czy gdyby ktoś o tym wiedział, pomógłby mi? Zrozumiałby mnie, i to co czuję? Dlaczego nikomu o tym nie powiem? Czyżbym znowu się bała? Bała, że ktoś nie zrozumiałby i co najgorsze odwrócił się ode mnie? Pomyślał, że jestem jakąś wariatką i wysłałby mnie do wariatkowa? To jest dziwne, wiem, ale takie prawdziwe, że możliwość spełnienia się tych obaw zatrzymuje mnie przed powiedzeniem komuś o moich strachach i wątpliwościach. Mam tyle pytań i myśli, a ani jednej odpowiedzi. Wiem, że póki nie powiem o tym nikomu, nikt nie pomoże mi ich rozwikłać, więc sama muszę stawić temu czoła. Jeżeli nie chcę się narazić na kompromitację przed najbliższymi, muszę ruszyć dupę. Tak jak zresztą prawie zawsze. Ale wiecie co? Za każdym razem sobie radziłam, pomimo przeciwności, dawałam radę. I tym razem też dam, bo dlaczego miałoby być inaczej? Z powodu, że to już jest kolejny raz kiedy odchodzę od zmysłów i nie wiem co zrobić? Albo, że już po prostu brak mi sił? Nie. Tak o tym nie mogę myśleć, bo tak będzie, a nie potrzeba mi dołków, smucenia się i załamywania nad własnym życiem. Każdy robi to co uważa za słuszne i nie przejmuje się opiniami innych. Tak samo jak zrobił to Manami. Wyjechał już tydzień temu, no i co? Nic nie mogłam zrobić, nikt nie mógł. Chciał tam pojechać i tak też zrobił. Nie wiem czy liczył się z tym co czujemy my wszyscy, ale mam nadzieję, że nie, bo inaczej by nie pojechał. Na samą myśl o dniu w którym widziałam go po raz ostatni, zbierają mi się w oczach łzy. Do teraz nie umiem zrozumieć dlaczego to zrobił, przecież wie jaki dla nas wszystkich był, jest i będzie zawsze ważny. Może kiedyś mi to wytłumaczy, albo prędzej ja do tego sama dojdę, dlaczego tak się właśnie stało, a nie inaczej. I kolejne pytania bez odpowiedzi. Czuję się taka bezsilna, lecz wiem, że dam radę. Jak zawsze.
***
- Harok... Haruke... Harrr - To nieee... Hm... O! Harukichi Ikoshi! Mam Cię! - Krzyknąłem sam do siebie. - Dodaj do znajomych... Jest! Kurde! Wszystko ma zablokowane... Ehh... No nic, muszę czekać aż mnie doda, o ile w ogóle to zrobi, w sumie tylko gadaliśmy trochę na tej imprezie, nic więcej. Ale ma w sobie coś takiego, co nie pozwala mi przestać o niej myśleć. Nawet teraz, gdy jestem w pracy o niej myślę. O jej zgrabnych, dłuugich nogach... Włosach, pachnących kokosem i brązowych oczach, jak czekolada. Myśląc o nich, nie da się nie rozmarzyć...
- Mówię do Ciebie.
- Co?! - Nagle usłyszałem te słowa i jak na komendę się zerwałem do góry co nie było dobrym pomysłem, bo właśnie leżałem na wózku pod samochodem i oglądałem czy wszystko jest ok, przy okazji sprawdzając Facebook'a. Tak więc chcąc szybko wstać uderzyłem się konkretnie o jakąś metalową część, przekląłem pod nosem i już na spokojnie wyjechałem spod niego, chowając szybko telefon do kieszeni. Wstałem, a na mnie już czekał mój szef z niezbyt zadowoloną miną. Miałem wrażenie, że zaraz mnie zwolni.
- I co z tym samochodem? Doszukałeś się tam czegoś? - Lekko mnie zbił z tropu tym pytaniem, ale musiałem szybko zareagować, żeby nie podpaść już do końca.
- T-ak. Trzeba wjechać z nim na kanał i tak dokładnie sprawdzić zawieszenie. Zdaje się być lekko nadgniłe.
- Dobrze, więc rób co do Ciebie należy. - Czyżby się udało? Nie wiedział, że przez ostatnie 15 minut czatowałem na Fb? Matko co to za szef... A w sumie, to nawet dobry. Choć i tak wszystko mi jedno, za tydzień już mnie tutaj nie będzie. Z początku dobrym pomysłem było zacząć pracować tutaj, lecz pomimo wszystkiego chcę coś osiągnąć w życiu coś ambitniejszego, dlatego od poniedziałku zaczynam studia.
***
- A na jakiej niby zasadzie miało by się to odbywać? Przecież, nie staniemy się niewidzialni dla samochodów nocą. Wystarczy jeden telefon i jesteśmy spłukane.
- Spodziewałyśmy się tego pytania, dlatego: Najprawdopodobniej znalazłyśmy już sponsora, który będzie płacił za wszystkie takie imprezy w zamian za promowanie jego klubu.
- Więc kto to?
- Klub Siuo, kojarzysz? Właścicielką jest laska mniej więcej w naszym wieku. Już z nią gadałyśmy, wydaje się być ok.
- Dobra. Nawet jakby, to co my miałybyśmy tam robić?
- Więc tak. Ona nie zajmuje się niczym innym prócz załatwieniem takiej policji, która nie będzie wtrącać nosa w nie swoje sprawy, a że ma brata glinę, to jesteśmy spokojni o jakikolwiek szum z ich strony. Nam zostaje, wybranie w miarę ustronnego miejsca, zadbanie o muzykę, klimat, rozsyłanie info o tych wyścigach, papierkowa robota pod koniec miesiąca i bieżące spisywanie kto się w dany dzień ściga, z kim i gdzie. Wydaje się, że nie ma dużo pracy, ale jednak jest. Więc?
- Jak dla mnie - bez sensu. Nie opłaca się aż tak ryzykować dla paru marnych groszy. - No nie podobał mi się ten pomysł. Rozumiem, gdyby odbywało się to w sposób legalny, większa możliwość sukcesu wtedy by była, a tak... Dziewczyny chciały mnie przekonać do swoich racji, ale w końcu uległy pod moimi argumentami. Dalej byłam w kropce.
***
Brałam właśnie prysznic, i wcale nie chciało mi się spod niego wychodzić. Było tak miło i przyjemnie. Jakby cały mój pokój nie mógłby być jednym, wielkim prysznicem? To wcale nie jest głupi pomysł. Zaczęłam się nad tym głębiej zastanawiać kiedy przeczesywałam jeszcze mokre włosy, stojąc w samej bieliźnie. Założyłam na siebie luźne, szare spodnie z dresu, wygodną, białą koszulkę i takie same skarpetki. Włosy spięłam wysoko z koński ogon i wyszłam. Była godzina 16.00, a więc schodząc po schodach na dół, usłyszałam rozmowę Tsukiko i Saori'ego. Siedzieli w kuchni przy piwie i orzeszkach, odbywając fascynująca rozmowę o nowej wersji Mitsubishi Lancer. Znając życie nawet nic nie zjedli, więc postanowiłam odgrzać im obiad w mikrofalówce. Podałam każdemu talerz pod nos, kubki z herbata i miskę z surówką. Zabrałam niedopite piwa i wylałam to świństwo, na co wielce się oburzyli.
- Piwo jest niezdrowe.
- Ale w małych ilościach wręcz wskazane. - Odezwał się Saori.
- Tobie nawet w niewielkich ilościach jest zabronione. - Odpowiedziałam mu mimowolnie się przy tym uśmiechając. Ale na szczęście nie odpowiedział, tylko zabrał się do jedzenia. Usiadłam obok Tsukiko na krześle, a przed siebie postawiłam szklankę z sokiem pomarańczowym. Skrzyżowałam ręce na stole i oparłam o nie głowę. Nic mi się nie chciało. Przysłuchiwałam się ich dalszej rozmowie, myśląc o czym oni w ogóle rozmawiają? Szybko mi się jednak znudziło i zaczęłam myśleć o Itachim. Był dla mnie jak szósty brat. Czułam, że mogę na niego liczyć.
- O czym tak myślisz? - Zapytał Tsukiko. Jak na komendę podniosłam lekko głowę, spojrzałam na niego i opuściłam ją z powrotem.
- O szkole.
- To znaczy?
- No nie umiem się zdecydować na jeden profil...
- Jam by-m tttam połłszedł do klaszy szportfowej! - Powiedział Saori, z ustami wypchanymi surówką nabierając kolejną porcję na widełkę
- Ja i klasa sportowa?
- Nie mófie, że Ty, tyko ja. - Spojrzałam na niego z dezaprobatą.
- Weź zjedź, a później gadaj.
- Yhy, szpoko. - Powiedział i wyszczerzył się do mnie, a ja tylko schowałam głowę w rękach, bo widziałam, całe jego zmielone jedzenie w ustach.
- Jesteś ohydny! - Powiedziałam do niego i przeniosłam wzrok na Tsukiko z błagalną miną.
- Myślałaś o klasie matematyczno-fizycznej? - Zapytał spokojnie, popijając herbatę. To niemożliwe, że oni są bliźniakami kiedy tak bardzo się różnią.
- Taaak, ale podoba mi się też klasa humanistyczna.
- Ooboźe szzz... Um, sama, czo nisz y?
- Hmm?
- Boże, Saori jedz, a nie gadaj z pełną gębą, idioto! - Ten tylko pokiwał głowa z grymasem i zajął się kolejnym stekiem.
- W sumie też ciekawy profil. Ale-
- Um! - Zerwał się nagle Saori z pełną buzią. Chciał coś powiedzieć, lecz nie umiał i zaczął coś mruczeć i machać rękami.
- Saori... - Westchnęłam. Minęła minuta aż wszystko dokładnie przełknął. Nie pozwoliłam mu wcześniej mówić, bo nie miałam zamiaru mieć zmielonego ziemniaka na czole i surówki w oku. - Przecież tam gdzie Ty chcesz iść, od tego roku wchodzi nowa podstawa programowa i jest połączenie kilku klas jak się nie mylę.
- Dlaczego?
- No wiesz, kujony chcą być we wszystkim dobrzy, więc zrobili „protest” i szkoła postanowiła połączyć mat-fiz z humanem, logiczne nie? - Powiedział po czym wpakował sobie do ust kolejną porcję jedzenia. Jeżeli to co mówi jest prawdą, to chętnie bym na to poszła.
- I co Ty o tym myślisz?
- Hm... W sumie chyba fajne nie? Tylko chyba by było dużo nauki... Co trochę mnie zniechęca, bo nie chce ciągle przy książkach siedzieć. Bez przesady.
- No to już musisz sama wybrać, i dobrze o tym wiesz.
- Wiem, wiem.
- A do kiedy masz dać znać?
- Do 00.00, więc idę zadzwonić, bo siedzą w szkole tylko do 18:15.
- Ok, przemyśl to jeszcze na spokojnie, choć i tak nie masz dużo czasu.
- Też wiem. - Powiedziałam i pozwoliłam mu spokojnie dokończyć jedzenie. Sama wstałam i włożyłam szklankę do zmywarki. Wyszłam z domu od tyłu i usiadłam na kanapie przed basenem. Zaczęłam o tym myśleć, lecz nic mi to nie dawało. Wybrałam w końcu numer.
- Międzynarodowa szkoła Aoba–Japan, słucham?
- Dzień dobry. Z tej strony Sakura Haruno, chciałabym się zapytać czy są jeszcze miejsca w tej klasie gdzie jest połączony profil matematyczno-fizyczny z humanistycznym?
- Witam. Proszę poczekać, zaraz sprawdzę.
- Dobrze.
- Niestety ale nie ma już w tej klasie miejsc. Rekrutacja do niej skończyła się tydzień po rozpoczęciu wakacji, ponieważ było dużo chętnych.
- Aha, dobrze. A są miejsca na profilu biologiczno-chemicznym?
- Zostało ostatnie miejsce, zapisać Cię?
- Tak, poproszę.
- Dobrze. Twoje dane i dokumenty już mamy w szkole, więc nie musisz z niczym przyjeżdżać. Czekamy na Ciebie w poniedziałek.
- Dziękuje bardzo, do widzenia.
- Do widzenia.
No i klamka zapadła. Kompletnie inaczej niż miało być. Czuję, że tam będę się lepiej czuła, pewniej. Położyłam komórkę na stolik i rozsiadłam się na kanapie, patrząc na spokojną wodę w basenie. Po chwili dostałam sms'a. To była Kei i oznajmiła mi, że odstała się do sportowej klasy, czyli jest coraz to bliżej Sasuke. Taa, dziewczyna ma na jego punkcie lekkiego bzika. Ale no w sumie nie widziałam go jeszcze, może faktycznie jest przystojny? W końcu jak tak wszystkie na niego lecą, to musi coś w sobie mieć prócz ciała na sterydach. Po tej myśli, mimowolnie się uśmiechnęłam i wyobraziłam go sobie. Takiego rogalika... Br! To nie jest codzienny widok. Ale na przykład taki Sasori... Niby ładny, ale znowu szkolne bożyszcze, więc wszystkie na niego lecą i to jest takie irytujące i bezsensu! Bo przypuśćmy, że z nim jestem, to laski na każdym kroku chcą mnie zabić samym spojrzeniem! A on nic z tym nie zrobi, bo się tym jeszcze bardziej jara! No grr!
Nadal wpatrując się w wodę, przypomniał mi się tajemniczy chłopak z imprezy, na której byłam z Kei. I te jego oczy, czarne jak dwa węgielki... A jak to był właśnie Sasuke? To znaczy, że od tamtego momentu i ja się nim jaram?! O nie, tak być nie może! Potrząsnęłam energetycznie głową, żeby wybić sobie go z głowy w trybie natychmiastowym. Nie chcąc myśleć o tym dalej, zaczęłam zastanawiać się w czym pójdę na rozpoczęcie roku? Czy ubrać się po prostu elegancko, czy standardowo? W myślach przeczesywałam swoją szafę, i wybierałam co by się mogło nadać. Nie miałam zbytnio czasu żeby jeździć po sklepach, jak również mi się nie chciało. Więc niechętnie, poczłapałam do swojego pokoju i otworzyłam szafę. Usiadłam przed nią jedząc batona.
***
- No to ja uciekam.
- Coo? Dlaczego? - Oburzyły się wszystkie naraz.
- Niestety, muszę lecieć. Wzywają. - Powiedziałam z uśmiechem na twarzy i pokazałam na wyświetlacz komórki, na której widniało zdjęcia Shikaku.
- Eh... Przez niego nie masz dla nas czasu, to nie fair! On chce Cię mieć tylko dla siebie.
- Jest samolubny! I mówiłaś, że dziś się z nim nie spotykasz...
- Hah, dobrze na pewno mu przekażę. A co do tego, no to – tutaj rozłożyłam bezradnie ręce i nabrałam powietrza w usta, żeby po chwili je wypuścić, zyskując przy tym czas na jakieś sensowne wytłumaczenie – No to pa! - Wycałowałam każdą na pożegnanie i już po chwili zniknęłam za drzwiami, kierując się w stronę przystanku. Słyszałam za sobą tylko krzyki Temari. Niestety, jeżeli mam wybierać, to Shikaku jest dla mnie ważniejszy. Jest dla mnie wszystkim i wiem o tym już od jakiegoś czasu. Zaopiekował się mną, zrozumiał i nie porzucił pomimo wszystko. Potrzebowałam tego, ponieważ teraz wiem, że z nim przetrwam wszystko i nic mi z nim nie grozi, a moje głupie pomysły zawsze rozwieje. Już widziałam zarysy przystanku i nie wiedząc dlaczego uśmiechnęłam się do siebie. To chyba na samą myśl, że już za niedługo go zobaczę. Mojego prawdziwego mężczyznę. Kiedy przyszłam na spotkanie z dziewczynami, było strasznie gorąco, a teraz jakby pogoda zmieniła się o 180 stopni. Wiał wiatr, zimny wiatr, słońce zakryły chmury, brakowało jeszcze tylko deszczu. Miałam jednak nadzieję, że nie zacznie padać, bo byłam w swoich ulubionych ubraniach. Czekając na busa, wraz z powiewami lodowatego wiatru, na całym moim ciele pojawiała się gęsia skórka. Lekko się trzęsłam i karciłam w duchu, że nie zabrałam jakiegoś swetra, choć sweter przy +35 stopniach? No sami pomyślcie – jak tylko za wariatkę by mnie wzięli, to było by naprawdę dobrze. Na szczęście po chwili podjechał mój transport i po kupnie biletu, usiadłam na jednym z foteli przy oknie. Może z minutę jechaliśmy, a za oknem zaczął padać deszcz. Odetchnęłam z ulgą, że poszłam na tego busa, a nie późniejszego.
***
Dochodziła godzina 21:35, kiedy wyszłam z pokoju, aby zejść na dół po coś do picia przed snem. Jak mało kiedy, miałam ochotę na zimne mleko. Przechodząc obok pokoju Shikaku słyszałam jego i Shizume śmiech. Ostatnio się często łapałam, że o nich myślę. O „nich” jako o parze i że może kiedyś się pobiorą? A później będą mieli dzieci i w ogóle, będę ciocią... Ale w sumie to dobrze, że jemu się udało znaleźć kogoś takiego. Choć na początku to miałam jakieś tam obawy, co do niej. Bo tutaj gdzieś szła się puścić, tu na niego krzyczała, wyzywała, obrażała, a on to wszystko spokojnie znosił i pomimo tego i tak z niej nie zrezygnował. Nie wiem jak to rozumieć... Wydawać by się mogło, że ona żeruje na jego uczuciach i się nim bawi, ale wiem, że tak nie jest, bo teraz to widać. Dziewczyna po prostu się... Zagubiła? Możliwe, w końcu jest tylko 2 lata ode mnie starsza. Ale nie mnie jest dane osądzać innych, bo ja nie byłam i nie jestem wcale lepsza. Też chwiałam uczuciami braci jak się tylko dało swoimi wybrykami, które nikomu do szczęścia nie były potrzebne, a ja nie widziałam innego wyjścia z tamtych sytuacji.
Zabrałam mleko i szłam w dużych kapciach, z motywem motylka z powrotem na górę. Mijając drzwi do pokoju Saoriego, usłyszałam krzyk a mleko ledwo co zdołałam utrzymać w dłoni. Poczekałam chwilę co się będzie dalej dziać.
- Aaahahaa! Zaakceptowała! Tak! Łuuu! Zaakceptowała, zaakceptowała, zaakceptowała! No to teraz wchodzimy na foteczkiiiiii!
- Tak. Tak, zdecydowanie chodzi o jakąś dziewczynę. - Powiedziałam do siebie i uśmiechnęłam się, sama nie wiem dlaczego. Choć wiem, właśnie dlatego, że wyobraziłam sobie go tańczącego na środku pokoju, kankana... Choć może dlatego, że tak jakby wszystko się zaczęło układać? Po kolei każdy z nas staję się szczęśliwy?
***
- Aha, zapomniałabym.
- Tak?
- Mam Ci przekazać, że jesteś samolubny. - Powiedziałam i zaczęłam lekko chichotać.
- Ej! Dlaczego? Kto tak uważa? - Powiedział z udawanym oburzeniem w głosie. Nie wiedziałam jego twarzy, ponieważ wygodnie leżałam na jego torsie.
- Tak stwierdziły dziewczyny, a pamiętaj: Ich słowa są święte! - Po czym znowu się zaczęłam śmiać.
- Pff! Akurat nie widziałem Cię całe 3 dni i mam prawo tęsknić, tak?
- No tak, taaak. Ja też, więc dlatego teraz tutaj jestem, a nie z dziewczynami.
- I wcale nie jestem samolubny, po prostu chcę być przy Tobie tak często jak tylko mogę, a to chyba nic dziwnego?
- No nie, Kochanie. To jest wręcz wskazane. - Powiedziałam, po czym wtuliłam się w niego jeszcze bardziej, a on mocniej mnie objął. Leżałam tylko w bieliźnie i jego koszuli, ponieważ po wyjściu z busa, dalej padało i niestety, ale byłam cała mokra. A teraz było mi wyśmienicie i tak mogłoby zostać już do końca życia i jeszcze dłużej.