- Ty jesteś tego pewien? - Zapytałem niepewnie.
- Jak na daną chwilę tak. - Odpowiedział oschle i z grobową miną, jak by to nie był mój brat, jakbym już go stracił, jakbym już dał mu odejść.
- No a co będzie później? Jutro? Za tydzień?
- Jak dobrze pójdzie, to za tydzień już mnie tutaj nie będzie.
- Co?! - Lekko wybuchnąłem.
- Nie mam innego wyboru. - Powiedział bez żadnych emocji, bez niczego. Jakby kazano mu tam jechać, jakby już pogodził się ze swoim losem.
- Jak to nie. Masz wybór. Możesz przecież z nami tutaj zostać. Po co się pchać do obcego kraju, obcych ludzi? Narażać się na niebezpieczeństwo i śmierć? - Nagle zaczęło mnie strasznie irytować, to co chciał zrobić. - A tak w ogóle to dlaczego, co?
- Czuję, że nie ma tutaj dla mnie miejsca...
- Co ?! Czy Ty siebie słyszysz? - Nie mogłem uwierzyć w to co on właśnie powiedział.
- No po prostu tak się czuję. Chcę tam pojechać. Tak postanowiłem.
- Aaa... To rozumiem, że już moje, nasze zdanie się już nie liczy, tak?
- Liczy się, ale zrozum, że czuję, że jestem tam potrzebny. Chcę spróbować, chcę pomóc tym ludziom. Dużo czytałem o tym wojsku. Faktycznie, USA jest daleko...
- No co Ty, serio?
- Ale poważnie mówię, o tym, że chcę tam jechać. Chciałbym się dostać do SWAT. - Wiedziałem, że nie ma opcji, żebym go tutaj zatrzymał choćby nawet siłą.
- Ech... Mówiłeś już to komuś?
- To znaczy?
- No nie wiem. Saori'emu? Tai'emu? Sakurze...?
- Nie...
- Kiedy masz zamiar to zrobić? Myślisz, że ona tak szybko to zrozumie? Straciła już rodziców, tak samo jak my. Jeszcze Ty chcesz wyjechać?
- Wiem, muszę z nią porozmawiać na ten temat. Mam nadzieję, że mnie zrozumie, choć po części...
- Życzę Ci jak najlepiej, ale co do Sakury, to nie licz na cuda. - Powiedziałem mu to, wstałem i udałem się do swojego pokoju przemyśleć to wszystko. Nie mogę mu nie dać pojechać, mogę się z jego decyzją nie zgadzać, ale nie mam prawa mu zakazać. Niestety. Chłopaki jeszcze jakoś to zniosą, zrozumieją, ale Sakura...? Nie mam pojęcia, czy da radę udźwignąć to, że kolejna najważniejsza osoba w jej życiu tak po prostu odchodzi. Mam nadzieję, że Manami wie co robi.
***
On mnie trzymał, ja się mimowolnie trzymałam jego. Już nie miało znaczenia to jak ja przed nim teraz wyglądam. Autentycznie widziałam swoją czerwoną jak burak twarz w jego rozbawionych tęczówkach. No myślałam, że go tam zabiję! Po jakiego bata on mnie w ogóle, że tak powiem uratował? Prosił go ktoś? I znowu wyszło, że wszyscy mi muszą pomagać, bo sama nie daję rady.
- No MAMO!! - Krzyknęłam w sobie. To nie było miłe, jeżeli już drugi raz w tym samym dniu, ktoś zupełnie Ci obcy pomaga Tobie, i na dodatek jest nawet całkiem przystojny, co w tym wszystkim najbardziej bolało, bo on był na prawdę przystojny... Gapiliśmy się na siebie, w takiej pozycji, że już wiedziałam, że do tej szkoły na pewno się nie wybiorę. Jego twarz się znowu zaczęła tak powoli, że prawie niewidocznie, zbliżać do mnie.
- O nie! Co to, to na pewno nie! - Powiedziałam do siebie, i mimo tego, że jego usta wyglądały na prawdę apetycznie, to kątem oka zauważyłam zbliżającą się postać. Postać bardzo mi znaną, aż kuźwa za bardzo! Zaczęłam się szybko jakoś podnosić, co mimowolnie uczynił i on. Nie mogłam tak z nim tkwić, bo Naruto jeszcze by zaciekawiła ta sytuacja i wtedy na pewno by zagadał, jednym ze swoich głupich tekstów, co by mnie zdemaskowało już na samym początku, a ja mam względem niego zupełnie inne plany. No więc, staliśmy teraz na przeciwko siebie, a ja modliłam się żeby ten pajac po prostu przeszedł i nie doczepił się do Sasoriego, albo co gorsza do mnie!
- Uf...Przeszedł... - Powiedziałam w miarę cicho, jakby do samej siebie, a czerwonowłosy zrobił pytającą minę.- Znasz go? - Zapytał.
- Nawe- - Niestety nie było mi dane dokończyć bo ktoś, kto najwyraźniej się wrócił i wciął mi się w zdanie. Tak to był on. Wszystko na to wskazywało. Stał za mną i rozmawiał sobie z Sasorim. No ku.wa co to ma być! Jakim prawem! Nie, jeżeli on mnie skojarzy to już po mnie, mogę umrzeć. Od momentu kiedy podszedł ten udup, i rozmawiał z Sasorim, ja patrzyłam na niego wyczekująco i z przerażeniem w oczach. Chciałam żeby na mnie spojrzał, i zrozumiał o co mi chodzi. Niestety, mijały sekundy i minuty, a mnie zaczynało się robić już głupio, kiedy stałam do niego tyłem, bo normalnie to bym się odwróciła i włączyła w rozmowę. Na szczęście spojrzał się na mnie! Zrobiłam wkurzoną twarz i lekko pokręciłam głową, mówiąc.
- Nie waż się, mnie jemu przedstawiać! Spław go! - Niczym wąż wysyczałam przez zaciśnięte zęby do czerwonowłosego, na co ten się zaśmiał i od razu pożegnał się z Naruto.
- Haha! Widzę, że bardzo go lubisz. - Powiedział, kiedy blondyn oddalił się na bezpieczną odległość.
- Kretynie Ty! Aż tak ciężko na mnie spojrzeć! Gapię się na Ciebie cały czas, żebyś skończył z nim gadać a Ty nic! - Wybuchnęłam na niego.
- Co?! Moja wina?! Nikt Ci nie kazał tutaj stać, mogłaś sobie iść! I, chwilka! Mówisz, że cały czas na mnie patrzyłaś? - Zapytał delikatnie się uśmiechając.
- Taaaaaak...? - Zapytałam kpiąco, ignorując jego pytanie. - W takim razie po co mnie w ogóle łapałeś, co? - Zapytałam, zbliżając się do niego i zakładając ręce pod biustem. Lekko się cofnął.
- To chyba logiczne, inaczej byś upadła.
- No i co? To bym upadła, skończ za mną łazić, pomagać i w ogóle to zostaw mnie! Przyczepiłeś się do mnie jak mucha lepu! - Wykrzyczałam mu w twarz, obróciłam się na pięcie i szybkim krokiem poszłam w kierunku wyjścia ze szkoły. Kątem oka, widziałam jak stoi tam i widać było, że nad czymś myśli. Zresztą też bym była lekko zbita z toru, jak bym coś takiego usłyszała. Może za bardzo po nim pojechałam? Nie! Wydaje mi się. Przecież ja go w ogólne nie znam, a on mi się narzuca, co mnie się nie podoba i nie życzę sobie czegoś takiego. Chociaż, nie powiem żebym jakoś przeżywała to, że taki chłopak mnie uratował. W końcu nie jest zły, no ale trochę za szybko się za mnie zabrał. Jeżeli coś ode mnie chce, to będzie musiał o to zawalczyć jak prawdziwy facet. Tak, mam chytry plan.
***
Dziś nie miałam się spotkać z Shikaku, co oznaczało, że mogę dłuższą chwilę posiedzieć w kafejce internetowej. Wstąpiłam więc do tej, niedaleko mojego teraźniejszego miejsca zamieszkania, czyli u moich rodziców. Tak, mieszkam z rodzicami. Znowu... Nie wstydzę się tego, lecz wiem, że ich zawiodłam i teraz strasznie mi z tym głupio, lecz staram się im to wszystko jakoś wynagrodzić, choć czasami nie jest łatwo. Przywitałam się z koleżanką, która pracowała tam jako recepcjonistka i zapytałam.
- Moje miejsce wolne?
- Najprawdopodobniej tak. - Odpowiedziała z uśmiechem, więc zadowolona, przechodząc obok pozostałych stanowisk z komputerami, kierowałam się do ostatniego w rogu za półką z książkami. Usiadłam na krześle i odpaliłam komputer. Zawiesiłam torbę na oparciu i wstając, udałam się po książkę, ponieważ była tu też biblioteka. Znalazłam tą, którą czytałam ostatnio i zasiadłam przed komputerem, zagłębiając się w tajniki masażu i fizjoterapii. W tym roku pewnie jeszcze nie dam rady uzbierać takiej kwoty, żebym mogła opłacać studia, ale może za rok o tym czasie będę mogła sobie na nie pozwolić. Teraz muszę gdzieś znaleźć jakąś pracę, i w między czasie uczyć się tego, czego już w tym roku będą się uczyć pierwszo-klasiści. Może właśnie tutaj znalazłaby się jakaś praca dla mnie? Choć wątpię, że z tego udało by mi się utrzymać i zarobić na studia. - Może Temari miała by coś dla mnie? Muszę do niej jeszcze dziś zadzwonić. - Powiedziałam do siebie i usłyszałam jak telefon zaczyna dzwonić w kieszeni. Pośpiesznie wyciągnęłam go i kiedy przeczytałam imię na wyświetlaczu, uśmiechnęłam się do siebie.
- Siema laska, co tam? Masz czas? - Powiedziała jak zwykle na luzie Temari.
- No właśnie jestem w kafejce, a co?
- To rusz się i wpadnij do klubu, tam gdzie zawsze, ok?
- Ym... Możesz powiedzieć raz jeszcze? Coś słabo Cię słyszę. Gdzie Ty do cholery jesteś?! - W tle było słychać głośny warkot silników i krzyk Temari do słuchawki, że pośle mi zaraz sms'a. Tak się też stało już po chwili, doszła do mnie wiadomość, że mam się zjawić w klubie, bo ma dla mnie interes. - Chyba czytasz mi w myślach - Powiedziałam uśmiechnięta, dołożyłam książkę na półkę, wszystko powyłączałam i żegnając się, wyszłam kierując się w stronę dziewczyn. Mam nadzieję, że znajdą dla mnie jakąś pracę i to od zaraz.
***
Szłam przez szkolny korytarz, niczym naładowana bomba, która pod wpływem lekkiego dotyku mogła eksplodować na tysiące mil. Już wiedziałam, że na pewno nie wrócę do tej szkoły. Byłam tak na to wszystko wkurzona, że nawet nie wiedziałam dlaczego! Wszystko mnie tutaj wkurzało. Schody, okna, uczniowie, nawet muchy, których nie widziałam ani nie słyszałam! Buzowało we mnie jak w wulkanie, który ma tylko eksplodować. Co jakiś czas przechodzili obok mnie starsi uczniowie, gapiąc się jak na nie wiadomo kogo. Przeklinałam każdego z osobna, jakimś bardzo wyszukanym przekleństwem.
- Jeszcze jedne drzwi i wyjdę z tego syfu. - Powiedziałam sobie pod nosem. Wychodząc ze szkoły, ciepły wiatr uderzył mi w twarz, rozwiewając moje luźne kosmyki włosów. Udałam się na pierwszy lepszy przystanek, spod którego mogłabym dojechać do domu, lecz najbliższy autobus był dopiero za 3 godziny. - No świetnie... Wyciągnęłam z kieszeni komórkę i wybrałam konkretny numer telefonu.
- Jeszcze jedne drzwi i wyjdę z tego syfu. - Powiedziałam sobie pod nosem. Wychodząc ze szkoły, ciepły wiatr uderzył mi w twarz, rozwiewając moje luźne kosmyki włosów. Udałam się na pierwszy lepszy przystanek, spod którego mogłabym dojechać do domu, lecz najbliższy autobus był dopiero za 3 godziny. - No świetnie... Wyciągnęłam z kieszeni komórkę i wybrałam konkretny numer telefonu.
- No odbieraj ten cholerny telefon! - Kolejny i kolejny sygnał, a po drugiej stronie nic. Myślałam, że mnie szlak jasny trafi i krew zaleje! - Tai, Ty kretynie odbierz! - Krzyknęłam lekko w słuchawkę i szukałam numeru Shikaku. Nie chciałam do niego dzwonić, bo wiedziałam, że jest teraz w zakładzie i nie chciałam mu przeszkadzać. No ale... Odebrał już po 1 sygnale. To się nazywa prawdziwy brat.
- Co się stało Aniołku? - Zapytał troskliwie. - Skończyło się już? Przyjechać po Ciebie? - No po prostu to jest ideał brata. Uśmiechnęłam się do siebie i powiedziałam mu, że czekam na niego przed szkołą, po czym się rozłączyłam. Powinien za niedługo przyjechać, ale i tak te trzeba czekać jakieś 30 minut. Usiadłam na ławce. Machałam sobie nogami i myślałam o Sasorim. Co mógł sobie o mnie pomyśleć, i czy czasami za bardzo na niego najechałam? Mimo, że nie mam ochoty wracać tutaj do tej szkoły we wrześniu, to jednak mam nadzieję, że będę miała okazję żeby go spotkać porozmawiać na spokojnie i może nawet przeprosić. Z przemyśleń, wyrwał mnie głupi, piskliwy głos dziewczyny. Stanęły przede mną trzy pańcie. Masakra, gorzej niż choćby wyszły z burdelu. Tak, wszystkie były blondynkami, no ale. Patrzyłam na nie z niesmakiem.
- Myślisz, że ujdzie Ci to na sucho? - Powiedziała ta w środku. Była najwyższa, ale tylko dlatego, że miała dwudziestocentymetrowe szpilki. Wszystkie trzy miały mini wersje jeansowej spódniczki mini, i białe koszulki na ramiączkach.
- To znaczy? - Odpowiedziałam pytaniem na pytanie, nie będzie mi tu szmata kozaczyć, po czym wstałam i założyłam ręce pod biustem. Jedna z nich, zaśmiała się kpiąco. - Przepraszam, ale czy coś Cię śmieszy? - Zapytałam ironicznie, spoglądając na jej tępą, roześmianą twarz.
- Tak, Ty kretynko. Jesteś taka malutka... - Powiedziała, po czym spojrzały wszystkie trzy na siebie i zaczęły się śmiać jak walnięte do kostki sera. Postanowiłam nie dać się wybić z równowagi.
- Hm... No już wolę być niska, ale mieć większe IQ niż Ty. No i chyba trzeba Ci jedyneczkę trzeba zmazać z przodu. Oooo... To zostało same zero... - Powiedziałam z udawanym smutkiem. - Ale to nawet pasuje bardziej do Ciebie niż, ta poprzednia liczba. - Powiedziałam i uśmiechnęłam się triumfalnie, bo jej wyraz twarzy był bezcenny. - Yeah! 1:0 for me! Bitch!
- Słuchaj, pyskulo. Widziałyśmy co się działo na korytarzu w szkole i nie pozwolimy żebyś z nim rozmawiała, spotykała się albo była. Rozumiesz?! - To zabrzmiało jak groźba, którą miałam głęboko w ...
- Ooo... Trzy dziewczynki kochają się w jednym chłopczyku? I na dodatek, nie widzą, że on je ma głęboko w dupie? Straaaaszne! No ale wiecie, może on woli się spotykać z dziewczynami, a nie z ich podkładem, pudrem i szminką... - Powiedziałam wrednie się uśmiechając.
- Nie próbuj się do niego więcej zbliżać, rozumiemy się?! - Powiedziała ta w środku podchodząc bliżej.
- Pf... Ty wiesz co mówisz w ogóle dziewczynko? I tak dla jasności, to powiem wam tylko tyle, że jesteście strasznie płytkie, a ja będę się spotykać z kim tylko będę chciała i wam, plastiki nic do tego. Czy wyraziłam się wystarczająco jasno? - Zapytałam je, tym razem podchodząc do tej w środku i zbliżając swoją twarz to jej. Myślałam, że po tych słowach mnie zje, jednym ruchem szczęki, taką miała minę. Kątem oka widziałam, że Shikaku już podjechał i czeka. Widział mnie, i przypatrywał się.
- Myślisz, że ujdzie Ci to na sucho? - Powiedziała ta w środku. Była najwyższa, ale tylko dlatego, że miała dwudziestocentymetrowe szpilki. Wszystkie trzy miały mini wersje jeansowej spódniczki mini, i białe koszulki na ramiączkach.
- To znaczy? - Odpowiedziałam pytaniem na pytanie, nie będzie mi tu szmata kozaczyć, po czym wstałam i założyłam ręce pod biustem. Jedna z nich, zaśmiała się kpiąco. - Przepraszam, ale czy coś Cię śmieszy? - Zapytałam ironicznie, spoglądając na jej tępą, roześmianą twarz.
- Tak, Ty kretynko. Jesteś taka malutka... - Powiedziała, po czym spojrzały wszystkie trzy na siebie i zaczęły się śmiać jak walnięte do kostki sera. Postanowiłam nie dać się wybić z równowagi.
- Hm... No już wolę być niska, ale mieć większe IQ niż Ty. No i chyba trzeba Ci jedyneczkę trzeba zmazać z przodu. Oooo... To zostało same zero... - Powiedziałam z udawanym smutkiem. - Ale to nawet pasuje bardziej do Ciebie niż, ta poprzednia liczba. - Powiedziałam i uśmiechnęłam się triumfalnie, bo jej wyraz twarzy był bezcenny. - Yeah! 1:0 for me! Bitch!
- Słuchaj, pyskulo. Widziałyśmy co się działo na korytarzu w szkole i nie pozwolimy żebyś z nim rozmawiała, spotykała się albo była. Rozumiesz?! - To zabrzmiało jak groźba, którą miałam głęboko w ...
- Ooo... Trzy dziewczynki kochają się w jednym chłopczyku? I na dodatek, nie widzą, że on je ma głęboko w dupie? Straaaaszne! No ale wiecie, może on woli się spotykać z dziewczynami, a nie z ich podkładem, pudrem i szminką... - Powiedziałam wrednie się uśmiechając.
- Nie próbuj się do niego więcej zbliżać, rozumiemy się?! - Powiedziała ta w środku podchodząc bliżej.
- Pf... Ty wiesz co mówisz w ogóle dziewczynko? I tak dla jasności, to powiem wam tylko tyle, że jesteście strasznie płytkie, a ja będę się spotykać z kim tylko będę chciała i wam, plastiki nic do tego. Czy wyraziłam się wystarczająco jasno? - Zapytałam je, tym razem podchodząc do tej w środku i zbliżając swoją twarz to jej. Myślałam, że po tych słowach mnie zje, jednym ruchem szczęki, taką miała minę. Kątem oka widziałam, że Shikaku już podjechał i czeka. Widział mnie, i przypatrywał się.
- Spróbuj raz jeszcze odwalić coś takiego jak dziś, to długo nie pociągniesz.
- Jeżeli mi szmato grozisz to zapamiętaj, że nie wygrasz tej wojny, i nawet Twoja goła dupa i cycki nie przekonają o Twojej niewinności sądu, więc daruj sobie, bo nic Ci to nie da. I naturalnie spróbuję, a zresztą Sasori sam do mnie przychodzi, ja nie muszę za nim chodzić, żeby powiedział mi "Cześć", tak jak Wy. No bo wiecie... - Powiedziałam idąc powoli w stronę samochodu. - Ma się to coś! Do zobaczyska we wrześniu! - Krzyknęłam im na pożegnanie i z triumfalną miną odeszłam od nich. Wsiadłam do samochodu i przywitałam się z Shiaku całusem w policzek. Widziały to i od razu każda z nich wyciągnęła telefon, po czym zaczęły pisać sms. Jakie dzieci...
- Wszystko ok? - Zapytał.
- Tak, to jakieś śmieci.
- A jak tam szkoła? Poznałaś już kogoś nowego?
- Jak ta klasa co była dziś, ma byś moją nową klasą, to ja podziękuję, po 10 minutach Kei się gdzieś ulotniła i zostałam sama. Nie umiałam znaleźć klasy, spóźniłam się na wykład, na który doprowadził mnie szalony koleś, którego wszyscy znają w szkole i każda laska się w nim kocha. A tak to spoko. - Powiedziałam wszytko ja jednym tchu z przyklejonym uśmiechem. Shikaku znowu się zaśmiał.
- Jestem pewien, że sobie poradzisz.
- Ej, ej! - Zastopowałam. - Co za niegodny człowiek powiedział Ci, że ja tam wrócę?
- Nie wierzę, że tak po prostu odpuścisz tym trzem. - Ah... Jak on mnie dobrze zna. Pewnie, że im nie odpuszczę!
- Jedź już do domu. - Powiedziałam z uśmiechem i posłałam mu kuksańca w prawy bark.
- Jeżeli mi szmato grozisz to zapamiętaj, że nie wygrasz tej wojny, i nawet Twoja goła dupa i cycki nie przekonają o Twojej niewinności sądu, więc daruj sobie, bo nic Ci to nie da. I naturalnie spróbuję, a zresztą Sasori sam do mnie przychodzi, ja nie muszę za nim chodzić, żeby powiedział mi "Cześć", tak jak Wy. No bo wiecie... - Powiedziałam idąc powoli w stronę samochodu. - Ma się to coś! Do zobaczyska we wrześniu! - Krzyknęłam im na pożegnanie i z triumfalną miną odeszłam od nich. Wsiadłam do samochodu i przywitałam się z Shiaku całusem w policzek. Widziały to i od razu każda z nich wyciągnęła telefon, po czym zaczęły pisać sms. Jakie dzieci...
- Wszystko ok? - Zapytał.
- Tak, to jakieś śmieci.
- A jak tam szkoła? Poznałaś już kogoś nowego?
- Jak ta klasa co była dziś, ma byś moją nową klasą, to ja podziękuję, po 10 minutach Kei się gdzieś ulotniła i zostałam sama. Nie umiałam znaleźć klasy, spóźniłam się na wykład, na który doprowadził mnie szalony koleś, którego wszyscy znają w szkole i każda laska się w nim kocha. A tak to spoko. - Powiedziałam wszytko ja jednym tchu z przyklejonym uśmiechem. Shikaku znowu się zaśmiał.
- Jestem pewien, że sobie poradzisz.
- Ej, ej! - Zastopowałam. - Co za niegodny człowiek powiedział Ci, że ja tam wrócę?
- Nie wierzę, że tak po prostu odpuścisz tym trzem. - Ah... Jak on mnie dobrze zna. Pewnie, że im nie odpuszczę!
- Jedź już do domu. - Powiedziałam z uśmiechem i posłałam mu kuksańca w prawy bark.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz