2.12.2012

17. Nowy ból.

- Hmm... W sumie to co by tu wykombinować, ażeby go nie urazić? Ale z drugiej strony, nie chcę się bawić jego uczuciami, więc... Ale te laski mnie wkurzają. Co one sobie myślą? Że mogą tak na mnie najeżdżać, bo są starsze? Bo uważają się za nie wiadomo kogo? No chyba nie. Nie na mojej warcie! Nie dam się. Już wystarczająco dużo na słyszałam się na swój temat, jaka to ja nie jestem, więc teraz nie mam zamiaru odpuścić.- Z tego transu przemyśleń, wyrwał mnie ostry ból głowy i głośnie przekleństwa brata, który siedział obok. Uderzenie było na tyle mocne, że na chwilę straciłam świadomość. Na szczęście szarpanie i krzyk Shikaku szybko mnie postawił na nogi. Okazało się, że wprost na nasz pas, wjechał nagle tir z naczepą. Nic innego nie podziałałoby, jak tylko szybkie i ostre hamowanie z zaskoczenia. Oczywiście nie miałam zapiętych pasów bezpieczeństwa, przez co polecałam do przodu. Na szczęście tylko tyle, ponieważ Shikaku zdążył mnie jako tako przytrzymać. No i nie obeszło się bez konkretnego ochrzanu, za to, że nie potrafię się zapiąć. Teraz już wiem, dostałam nauczkę. Szkoda tylko, że aż taką. Czuję jak pulsuje mi głowa, a mózg chyba zaraz się wysypie w kawałeczkach przez uszy. Shikaku chciał dać znać kierowcy tira żeby się zatrzymał, lecz ten szybko przejechał jeszcze na pomarańczowych światłach, a nam wskoczyły już czerwone. 
 - Co za ...! - Krzyknął i uderzył dłońmi o kierownice. Patrząc za odjeżdżającym tirem, na którego zatrąbiły jeszcze chyba z trzy samochody osobowe.
 - Zostaw. - Powiedziałam lekko wystraszona tą całą sytuacją i zachowaniem brata. Nie wiedziałam jak się mam zachować. Tak trochę czułam się winna temu co się stało. Mogłam zapiąć te cholerne pasy i nie było by problemu. Ale nie, nie chciało mi się. Teraz w samochodzie panuje dość niezręczna atmosfera, nie wiem czy mam coś powiedzieć, czy siedzieć cicho. Czuję się fatalnie, a na dodatek ból po uderzeniu nasila się coraz bardziej.

***

Po 30 minutach dojechałam do klubu, a na parkingu zauważyłam 3 znane mi samochody od dziewczyn. Wyszłam, a z lekko uchylonych drzwi klubu, wydobywała się spokojna i cicha muzyka. Ochroniarz wpuścił mnie do środka, zaraz po przywitaniu się. Wewnątrz, ujrzałam spokojną salę, parę osób w lożach i 2 dziewczyny przy barze, w tym jedna za nim. Podeszłam i przywitałam się.
- No hej, o co chodzi? Jaki interes?
- Harukichi Ci zaraz wszystko wyjaśni, ponieważ to ona wpadła na ten pomysł.
- Swoją drogą, wcale nie głupi. - Dopowiedziała Ino.
- No dobrze, dobrze. Więc...?
- Co sądzisz o nocnych wyścigach samochodowych? - Zapytała, stawiając 3 kolorowe soki, ze słomką przed naszymi oczyma. 

***

- Nie będziesz mi do cholery mówił co mam robić! Kim Ty jesteś, że mi rozkazujesz już od jakiegoś czasu, co? Moim starym? Matką? Nie! Jesteś tylko bratem i mamy takie same prawa jak i obowiązki! Więc odwal się od mojego życia i ode mnie! - Wykrzyczał bratu prosto w twarz i trzasnął drzwiami, zamykając się w pokoju. Starszy z barci nie miał jednak zamiaru tego tak zostawiać, już kolejny raz Sasuke przychodzi do domu pijany i kto wie, czy czasami czegoś nie brał na boku. Po trzasku drzwi, Itachi wszedł do pokoju. Zastał tam brata przy oknie. Wiedział, że albo teraz albo nigdy. Miał zamiaru mu powiedzieć co o tym wszystkim myśli, bo miał już serdecznie dość tego wszystkiego.
- Słuchaj!
- Nie chce mi się Ciebie słuchać.
- To niech Ci się zachce, rozumiesz? Co się z Tobą chłopaku dzieje ostatnio? Chodzisz po domu ciągle zły, wszystko Ci przeszkadza i nie pasuje. Nie można o nic Cię zapytać, bo od razu zaczynasz krzyczeć i wychodzisz z domu na kolejną noc, nie wiadomo gdzie, trzaskając przy tym drzwiami. Co Ty sobie myślisz, poprzez takie zachowanie, co? Że wszyscy mają się Ciebie bać, bo jesteś obrażony i zły na cały świat? Dlaczego powiedz mi dlaczego? Co ja Ci zrobiłem? Albo rodzice? Co? Pytam się!
- Nie Twoja pieprzona sprawa, jasne?
- Właśnie, że też i moja! Zawsze jak mamy jakiś problem, to rozwiązujemy go razem i jest dobrze, a Ty odwalasz jakieś swoje przedstawienia. 
- Jaaaasne! - Powiedział z udawaną radością Sasuke, spoglądając na brata. - No tak, zapomniałem przecież! My jesteśmy tak przezajebistą rodziną, która zawsze się we wszystkim zgadza, rozumie i wspiera, że aż ta zajebistość ocieka po mnie! Stary, Ty nic nie widzisz? Ślepy jesteś? - Mówił już jakby bardziej na trzeźwo. - Starych ciągle nie ma, a jak już zaszczycą nas swoją osobą, to zazwyczaj idą zaraz do pracy albo śpią. Nic ich nie obchodzi, nic! Nie widzisz co się dzieje? Z nami i naszą rodziną? Rodziną, której już nie ma zresztą i tak. Oni wszystko zniszczyli, wszystko! Zawsze obiecują, że będą na moim meczu z piłki nożnej, albo siatkówki, i co? Nigdy ich nie ma. Ty tylko jesteś, oni się nigdy nie pofatygują, bo są zbyt "zajęci"! Na dodatek widziałem jak ostatnio Kasumi, przelizała się z jakimś kretynem, młodszym od niej, a później mi mówi, że była pijana i nie wiedziała co robi! Tępa dziwka! Nie wiem jak mogłem z nią być, pewnie jeszcze jak byliśmy razem to latała z dupą po całej szkole.
- Dlatego pijesz? Niszczysz się przez nich?
- A co mam robić? Patrzeć na to wszystko, uśmiechać się jak Ty i żyć jakby nigdy nic? Sorry brat, ale ja to nie Ty. 
- Wiem... Ale pomimo tego, dobrze wiesz, że alkohol tutaj nic nie pomoże. Tylko pozwoli Ci zapomnieć na chwilę, nic więcej.
- Właśnie, a wiesz jaka ta chwila jest dla mnie ważna?! - Powiedział, a w jego oczach można było zobaczyć pierwsze łzy, od bardzo dawna. Itachi nie poznawał swojego brata. Powiedział mu tyle rzeczy, o których dawno już myślał, lecz nie dopuszczał ich do siebie. Nie chciał tak myśleć, bo miał nadzieje, że to wszystko się jakoś ułoży. W sumie też już miał tego dość, chciał mieć normalną rodzinę, a nie takie coś jak jest teraz. Jak był młodszy, był taki sam jak Sasuke. Też się buntował, lecz nie pogrążał się w alkoholu. 
- Domyślam się, ale musisz z tym przestać nim wpadniesz w coś z czego nie będziesz mógł się oderwać. Zajmij się czymś szkołą, może poszukaj już jakiś dobrych studiów?
- No Itachi, przecież wiesz dobrze, jaki jestem. Nie chce pić tego gówna, ale nie wiem co mam robić, chce o tym wszystkim zapomnieć i tylko to daje mi spokój. 
- To dlaczego zamiast pić, nie pójdziesz na boisko pograć z kumplami, nie pobiegasz? A Twoje rysunki? Kiedy ostatnio naszkicowałeś coś, albo zrobiłeś kolejny komiks? 
- A rodzice? - Zapytał spokojnie. Wydawał się inny niż kiedykolwiek wcześniej, taki bezbronny, jak małe dziecko. Nie przypominał tego Sasuke co zawsze. Czasami taka odmiana była dobra, bo mogli w spokoju porozmawiać. Itachi więc usiadł obok niego i w sumie to nie wiedział co ma mu sensownego powiedzieć. Przewidywał, że się pokłócą i nie będzie mówił takich rzeczy, o których rzadko się mówi na głos.
 - Oboje nie jesteśmy już dziećmi i dobrze wiemy jak jest. Nie wiem, czy błędem nie będzie to, iż będziemy myśleć, że wszytko się ułoży i wróci do dawniejszej postaci. Bo tak może nie być. Trzeba się temu postawić i nie dać, bo to nas zniszczy. Mamy siebie i wiedz, że zawsze możesz na mnie liczyć. Fakt, będziemy się kłócić, wyzywać, ale nie możemy się od siebie oddalać, tak jak robią to rodzice względem nas. Ok? - Itachi spojrzał na brata, który wzrok miał wbity w podłogę. Nigdy nie rozmawiał z nim w taki sposób, tak oficjalnie i poważnie. Ale to dla niego było ważne, on był dla niego ważny, bo był jego młodszym bratem i nie miał zamiaru jego stracić. 
- Rozumiem, dzięki stary.

***

Wyszłam z samochodu lekko zdruzgotana tym co się stało. Shikaku od razu zmył się z mojego pola widzenia. Ja też nie miałam ochoty do rozmowy. Poszłam od razu do swojego pokoju. W domu jak zwykle nikogo nie było, mimo iż była 16. Nawet Manami'ego, zresztą jego to nigdy nie ma, nie wiem co się z nim ostatnio dzieje. Chodzi jakiś taki jakby nie on. W pokoju było duszno, więc od razu otworzyłam wszystkie okna. Wiatr rozwiał moje włosy. Zamknęłam oczy. Morze było spokojne, cichutko szumiało. Zdałam sobie sprawę, że nie odniosłam dokumentów do sekretariatu i jutro znowu będę tam musiała jechać. Tym razem sama i mam nadzieję, że nikogo tam nie spotkam. Na samą myśl o tym, że dziś zobaczyłam Naruto, mocniej zacisnęłam dłonie na poręczy. Tak bardzo go nienawidzę! Za to co mi zrobił, tak okropnie mnie skrzywdził, czy on myśli, że teraz tak po prostu będę z nim rozmawiała? Jakby nigdy nic się nie stało? Nie ma w ogóle takiej opcji, nie po tym wszystkim. To jemu wtedy najbardziej ufałam, jego w pewien sposób pokochałam, on był moim przyjacielem. Ale zniszczył to doszczętnie, kompletnie. Kiedy chciałam mu wszystko powiedzieć, wyżalić się, on przelizał się z jakąś lalą. To było okropne i upokarzające. I uciekłam aż tutaj, a on i tak mnie znalazł. Obiecuję, że tego tak nie zostawię. Nie mówię, że przysłowiowo od razu wskoczę mu do gardła, ale dowie się jak bardzo mnie wtedy skrzywdził. No i Sasori... Nie wiem co z nim, mam jednak skrytą nadzieję, że ma dziewczynę albo jest gejem, bo wtedy mogę być spokojna o jego zaloty co do mojej osoby. 
Miałam właśnie wchodzić do pokoju, żeby się położyć, ponieważ ból głowy nie ustępował, lecz na tył podwórka wjechał samochód Manami'ego. Przywitałam się z nim, lecz ten nie odpowiedział, tylko zapytał czy mogłabym zejść do niego na dół, bo chce ze mną porozmawiać. Nie chciało mi się, lecz fakt, że w końcu może się dowiem co jest przyczyną jego zachowania, zmusił moje nogi do zejścia na dół. Kiedy byłam na tarasie, on siedział już na kanapie przy basenie i wpatrywał się w morze. Nabrałam powietrza w usta i spokojnie je wypuściłam. Miałam na prawdę złe przeczucia. Mimo tego podeszłam do niego i usiadłam obok. Spojrzałam na jego twarz. Wyrażała tyle sprzecznych uczuć, lecz najbardziej chyba spokój, czego nie można było powiedzieć o mnie. Strasznie się denerwowałam, nie wiedziałam o co mu chodzi, a to, że nadal nic nie mówił w niczym nie pomagało.
- Co czułaś, kiedy odszedł od nas ojciec? - Zapytał nadal patrząc na spokojną wodę. Zamurowało mnie. Serce zaczęło bić kilkadziesiąt razy szybciej, ręce mi się zaczęły pocić, a oddech przyspieszył. Skąd u niego takie pytanie? Dlaczego o to pyta? Czy nie wie, jak ciężko to wspominam? Zapytałam więc.
- Dlaczego o to pytasz?
- Chcę wiedzieć. - Powiedział, spoglądając w moje oczy. Przeszył mnie wzrokiem na wylot, co mnie strasznie wystraszyło. Nie znałam go jeszcze od tej strony. - Więc? - Dopytywał, czyli chciał wiedzieć.
- Świat mi się zawalił. Wybiegłam wtedy za nim, ponieważ nikogo nie było w domu, a ja skaleczyłam się w palec. Tylko troszeczkę krwawił, prawie nic, a płakałam jakby mi całą rękę odcięli. - Powiedziałam żartobliwie, uśmiechając się lecz z trudem powstrzymywałam łzy. Głos zaczynał mi się łamać. - Kiedy go zauważyłam przed domem, zaczęłam go wołać, żeby się odwrócił i przyszedł do mnie. Odwrócił się, spojrzał na mnie, tymi zatroskanymi oczami. Chciał do mnie podejść, ale... - Ścisnęło mi gardło, a oczy zapiekły. - I wtedy ten tir, po prostu przejechał po nim. Jak koło od roweru po jakimś robalu. Tak po prostu, a ja to widziałam i pamiętam jakby, się to zdarzyło jakieś 5 minut temu. Nigdy tego nie zapomnę. Nie potrafię tego wymazać z pamięci, siedzi to we mnie cały czas i nieważne ile bym o tym mówiła, to nie zniknie. Podbiegłam wtedy do niego, krzycząc, lecz jakaś pani mnie od niego odciągnęła, mówiąc, że mam zamknąć oczy i nie patrzeć. Wyrywałam się jej. Już po chwili przyjechała karetka i policja. Chcieli go odratować, lecz nic nie pomagało, ponieważ jego ciało było tak zmasakrowane, że w sumie to nie było po co przyjeżdżać. Co czułam? Ból w sercu, że tak się stało. Żal, że odszedł bez słowa wyjaśnienia. Pustkę, że go nie ma. Wyrzuty sumienia, że go zawołałam, bo inaczej by przeszedł po tych pieprzonych pasach i nic by się nie stało. - Chciało mi się wyć z bezradności. Manami przytulił mnie mocno i zaczął delikatnie kołysać. - Tak bardzo mi go brakuje, tęsknie za nim, za mamą też. Nawet nie wiesz, ile bym dała, żeby tak po prostu pokłócić się z nią, dostać od niej klapsa w tyłek za źle poskładane ubrania w szafie, całusa w policzek na urodziny. Nie umiem się z tym pogodzić, zamrażam w sobie uczucia jak tylko mogę, i maskuje się codziennie tym pieprzonym uśmiechem, bo inaczej wszyscy chcieli by wiedzieć co się ze mną dzieje, a ja nie chce o tym mówić, nie chce tego przypominać i na nowo rozdrapywać wcale nie zamkniętych ran na całym swoim ciele. Na szczęście mam was, i nie darowałabym sobie, gdyby mi choć jednego z braci zabrakło, bo jesteście dla mnie jedyną rodziną...
- Sakura... - Powiedział odciągając mnie od siebie. - Wiem, że to co teraz powiem, wcale nie poprawi Ci nastroju, i pewnie jeszcze bardziej Cię zdołuje, lecz musisz to wiedzieć, ponieważ zdania nie zmienię. - Spojrzałam na niego zapłakanymi oczami i bałam się tego co mogę za chwilę usłyszeć. - Wyjeżdżam.
- C-o-co? - Zapytałam załamanym głosem, i czułam, że znowu zaraz wybuchnę płaczem. - Po co? Dlaczego? Co Ty mówisz, Manami?!
- Do USA.
- Gdzie! Po jaką cholerę?
- Chcę wstąpić do S.W.A.T'u. Przez ten czas jak już tutaj mieszkamy, zrobiłem wiele kursów informatycznych. Na ich głównej stronie internetowej widnieje nabór na dobrych komputerowców.
- Co? Manami, chwila. Ty się słyszysz? Co Ty mówisz? Niech ktoś inny jedzie, czemu akurat Ty? Dlaczego mi to robisz? Nam?
- Czuję, że tam będą mnie potrzebować w sposób szczególny, a-
- A my? My Cię nie będziemy niby potrzebować? Nie! Ja się ewidentnie na to Manami nie zgadzam, nie pozwalam Ci, rozumiesz? Nie i koniec! Nie mam zamiaru stracić kolejnej najważniejszej osoby w swoim życiu.
- Nie stracisz mnie, przecież-
- Nie? A jak Cię trafią? Wezmą za niewolnika, i będą katować? 
- Nic takiego się nie stanie.
- Skąd ta pewność?
- Bo będę na siebie uważał. Sakura, ja już podjąłem decyzję i jadę tam w niedzielę w nocy. Wszystko jest już ustalone, nie ma odwrotu. - Gdy to powiedział, poczułam się jak serce mi pęka. Czas jakby się zatrzymał, wszystko stanęło w miejscu.
- Jak to nie ma... - Powiedziałam do siebie, oszołomiona jego słowami. Pustym wzrokiem patrzyłam na jego spuszczoną głowę, nie docierało do mnie to, że za 2 dni i on zniknie z mojego życia. W pewnym momencie podniósł głowę i spojrzawszy mi w oczy powiedział.
- Przykro mi, Sakura. - Ale do mnie jakby to nie docierało. Już nie patrzyłam na niego, tylko pusto przed siebie w nieistniejący punkt na morzu. Nie wiedziałam co się dzieje, czułam się jak w jakimś amoku. Oczy zaczęły mnie mimowolnie piec, a w gardle czułam dużą kluskę. Zamgliło mi się przed oczyma. Mrugnęłam raz, spłynęła łza. Spojrzałam na niego, nie patrzył na mnie. Wstałam więc, i poszłam przed siebie, jakby go tam nie było. Kierowałam się w kierunku plaży, chciałam usiąść na rozgrzanym piasku, i pomyśleć przy zachodzie słońca. Nie mieściło mi się w głowie, to co przed chwilą usłyszałam. Znowu odechciało mi się żyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz