Z trudem zabrałem wszystkie torby, należące do Sakury i ostrożnie wchodziłem po schodach na górę. Nagle usłyszałem głos tłukącego się szkła. Automatycznie przyśpieszyłem kroku, a wszystkie pakunki rzuciłem na podłogę. Momentalnie znalazłem się w pokoju Sakury, nerwowo się po nim rozglądając. Szukałem jej, lecz nigdzie nie widziałem. W łazience świeciło się światło. Zacząłem pukać do drzwi i ją wołać, lecz to nic nie dało, odpowiadała mi głucha cisza. Spróbowałem wejść do środka lecz było zamknięte.
- Cholera! - Krzyknąłem i starałem się wyważyć drzwi. Po chwili zostały już tylko zawiasy... W środku zobaczyłem Sakurę leżącą na środku łazienki. Momentalnie zrobiło mi się słabo. Zacząłem krzyczeć do braci, aby dzwonili po karetkę. Podszedłem do niej i próbowałem ją cucić. Jej włosy były w krwi, tak jak część twarzy. Miała rozcięty łuk brwiowy. Próbowałem ją znieść na dół ale kiedy chciałem wstać mało co nie potknąłem się o małą buteleczkę. Podniosłem ją i zobaczyłem, że to jest spray do zamrażania. Miałem ochotę uderzyć się w twarz. Byłem na siebie wściekły.
- Jak mogłem tego nie zauważyć! - Zniosłem ją na dół i pobiegłem do chłopaków. Powiedziałem im co najprawdopodobniej się stało. Bracia jak i lekarze, nie byli zadowoleni. Szybko zabrali ją do karetki. I tym razem pozwolili mi jechać razem z nimi. Znowu widziałem jak walczyli o jej życie, jak chcieli aby ona nadal żyła. Nienawidziłem takich momentów.
- Ile razy jeszcze będę musiał na to patrzeć?! - Krzyczałem w sobie. Odzyskała oddech i puls. Kamień spadł mi z serca. Spięli jej włosy do tyłu i zaczęli obmywać twarz z krwi. Powoli zszywali jej rozciętą brew. Karetka się zatrzymała, a ją zabrano na badania. Znowu czekałem w poczekalni na człowieka w białym fartuchu.
- Jak mogłem nie zauważyć, że coś jest nie tak? Jak mogłem być tak lekkomyślny?! Shikaku, ty kretynie! - Karciłem się. Nagle do poczekalni weszła reszta rodzeństwa.
- Gdzie ona jest?! - Zapytali jakby chórem.
- W sali.
- Kiedy ją będzie można zobaczyć?
- Sam nie wiem, czekam na lekarza prowadzącego. - Wszyscy siedli na krzesłach i oczekiwali doktora.
- Nareszcie. - Powiedział Manami i podszedł do niego, pytając o Sakurę. Ja tego nie uczyniłem, nie miałem już sił. Moja psychika była na wyczerpaniu. Lekarzem okazał się Fukusaburu Chuichi.
- Stań pańskiej siostry jest stabilny i nic nie wpływa na to aby się on pogarszał no chyba, że znowu z psika sobie kostkę tym sprayem.
- No właśnie, co z jej kostką?
- No nie najlepiej. Powinna wiedzieć, że nie może robić takiego czegoś, nie ma już 5 lat.
- No ale stało się, co teraz?
- Włożyliśmy jej nogę do szyny, na około tydzień, a przed tym po raz kolejny ją nastawiliśmy.
- A co potem?
- Musi chodzić w bucie ortopedycznym, koniecznie i oczywiście maść.
- Na jak długo?
- To musi się dobrze zagoić. Za dużo razy ta kostka była uszkadzana. Myślę, że do połowy wakacji powinna się zagoić. Oczywiście co tydzień widzę was tutaj do kontroli, koniecznie.
- Dobrze. - Odpowiedział i głośno wypuścił powietrze z ust.
- A byłbym zapomniał, łuk brwiowy jest dokładnie zszyty. Niestety na prawej stronie twarzy są liczne ślady przecięć i nadcięć, spowodowane odłamkami szkła. Zauważyłem też parę siniaków, ale one po paru dniach same zejdą.
- A co z tym szkłem w tych ranach?
- Proszę się nie martwić, cała twarz została dokładnie oczyszczona. - Powiedział to i pożegnał się z nami, ponieważ przyszła po niego jakaś pielęgniarka. Kazał nam tutaj czekać. Nie minęło nawet 5 minut jak otworzyły się drzwi, a z nich o kulach wyszła moja siostra. Podeszła do mnie. Miałem ochotę się rozpłakać, lecz nie mogłem puścić jej tego płazem. Należały się nam wyjaśnienia, ale dopiero jutro teraz już jest późno na cokolwiek.
- Chodźmy. - Powiedziałem i wszyscy udaliśmy się do samochodu. W czasie drogi, nikt z nas się nie odezwał. Po powrocie do domu, wniosłem Sakurę do jej pokoju i zostawiłem samą. Nie ukrywam, byłem na nią zły.
- Dlaczego to zrobiła? Jeżeli bolała ją ta kostka, to miała mi o tym powiedzieć od razu byśmy pojechali do szpitala, a nie ona sama coś robi. Sama to ona nic nie zdoła zrobić ze złamaną kostką. - Zostawiłem lekko uchylone drzwi i zszedłem na dół. Była godzina 20:46, postanowiłem wziąć prysznic. Gdy wyszedłem z łazienki postanowiłem zajrzeć do Sakury i spróbować z nią porozmawiać. Nie miałem pojęcia co mi powie, a co ja jej. Poszedłem na żywioł. Po drodze zabrałem jej rzeczy z zakupów. Lekko zapukałem do jej drzwi, jedyne co usłyszałem to słowo „proszę”. Cichaczem wszedłem i postawiłem torby obok wejścia. W całym pokoju panował półmrok i nigdzie jej nie było. Podszedłem do szyby i tam na wielkiej poduszce zobaczyłem ją. Miała świeżo umyte, rozpuszczone włosy i włożoną piżamę. Stanąłem obok niej. Milczeliśmy.
- Nie będę Cię przepraszać... - Zaczęła z znienacka. Nic nie mówiłem, pozwoliłem się jej wytłumaczyć. - Moje słowa, a już na pewno przeprosiny są nic nie warte. Są rzucane na wiatr. Tak bardzo chciałam być idealna i inna, że nie zauważyłam że marnuję swoje życie i niszczę własne zdrowie. Wiem, że to co było nigdy nie zniknie, zawsze będzie z nami choćbym nie wiem co robiła. Wiem, że każdym swoim takim wybrykiem zadaję Wam kolejne ciosy a szczególnie sobie. Ja się już nauczyłam z tym żyć, choć to wcale nie jest łatwe, co nie znaczy, że będę się teraz kaleczyć co 3 tygodnie. Po prostu, nie watro się mną przejmować, bo sama nad sobą i swoimi wspomnieniami nie panuję w niektórych momentach swojego życia. Jest mi ciężko, że zostaliśmy sami, że zostałam sama. Bez mamy i taty. Bez moich rodziców. Tak bardzo ich pragnę, że zrobiłabym wszystko aby z nimi być. Brakuje mi ich jak powietrza. Jak rybce wody. Chciałabym żeby tutaj z nami byli, albo żeby byli tam, w Paryżu. Żeby nas nie opuszczali. Żebyśmy byli prawdziwą, normalną rodziną. Więc, proszę Cię tylko o zrozumienie, nic więcej. - Jej wypowiedź ruszyła by nie jedno serce w tym i moje. Coś w tych słowach było. Sam już nie wiedziałem co mam jej powiedzieć, jak coś w ogóle miałem odpowiedzieć. Stałem tam, a wiatr bawił się naszymi kosmykami włosów. Słońce już dawno zaszło, a plażę rozświetlały lampy. Nie umiałem żyć z nią w niezgodzie. Po prostu ją przytuliłem, pocałowałem w głowę i wyszedłem.
***
On wyszedł, a ja nadal siedziałam i wpatrywałam się w niewidzialny punkt przed sobą. Po tym wszystkim nawet nie czułam się już zmęczona. Wiedziałam, że przegięłam na całego, a oni o niczym nie wiedzieli. Zachowałam się jak jakaś szmata, tak też się czułam. Chciałam jak najszybciej wyzdrowieć, a jeszcze szybciej moja noga znalazła się znowu w uwięzieniu. Tym razem na szczęście to była tylko szyna. Nie miałam zamiaru jej z ściągać ani nic. Jak się zagoi do końca, to sami mi ją zdejmą. Dotknęłam swojej twarzy i ogarnęło mnie przygnębienie jak za czasu śmierci ojca. Moja prawa część twarzy była cała poturbowana. Już wiedziałam, że nigdy nie będzie taka jak przed tym wybrykiem. Zszyty łuk brwiowy lekko pobolewał. Westchnęłam ciężko, zabrałam kule i poszłam spać. Przykryłam się lekko, ponieważ noc była nadzwyczaj gorąca.
Obudziło mnie poranne słoneczko, które przyjemnie grzało moją twarz. Byłam trochę obolała i nie chciało mi się wychodzić spod pierzynki, ale postanowiłam wyjść. Ostrożnie podeszłam do dużych toreb i zaczęłam w nich szukać zegara ściennego, który wczoraj kupiliśmy. Po wyciągnięciu go zobaczyłam, że jest godzina 06:05. Odwróciłam głowę w lewo i ujrzałam piękne słońce, wznoszące się wysoko na niebo. Zaczęłam szukać koszulki z krótkim rękawkiem, spodenek, okularów i kapelusza. Po znalezieniu poszukiwanych rzeczy, wstałam i o kulach udałam się do ubikacji. Tam ubrałam się i umyłam chłodną wodą. Włosy spięłam w luźny warkocz. Ostrożnie wyszłam z pokoju a później z domu. Udałam się w kierunku plaży i morza. Było to dość uciążliwe, ponieważ w kulach po piasku się dość nieprzyjemnie szło. Ale doszłam do samego morza, które schładzało moją nagą stopę a lekki wiatr bawił się moimi włosami. Stałam tak i stałam. Po chwili słyszałam jak ktoś podchodzi w moim kierunku z prawej strony i staje, tak mniej więcej równo ze mną, lecz jakieś 5-6 metrów ode mnie. Ten ktoś był mężczyzną o długich, kasztanowych włosach.
- Jak facet może mieć tak długie włosy?! Ohyda! - Myślałam sobie, choć mój własny bart też miał długie, a wcale mi to nie przeszkadzało. Co jakiś czas niby nie specjalnie, spoglądał w moją stronę. - Pewnie moja twarz go tak zafascynowała. Ech... Ci mężczyźni. Trudno jest jaka jest i nie musi się na mnie ciągle gapić, to jest bezczelne. - Mimo to, stałam jakby nigdy nic. Po chwili usłyszałam jak ktoś, od tyłu się do mnie zbliżą. Był coraz bliżej.
- Jadę do piekarni, wybierzesz się ze mną? - Powiedział Tsukiko i uśmiechnął się miło, stając obok mnie.
- Pewnie. - Odparłam i powoli odwróciłam się w stronę domu.
- Widzę, że miałaś kolegę.
- Weź przestań, dziwny z niego typ.
- Dlaczego?
- Po prostu.
Dojechaliśmy do piekarni. Tsukiko kupił bochenek chleba, 4 bułki i jednego pączka z budyniem dla mnie. Zjadłam go od razu w samochodzie, był pyszny. Razem, we dwójkę przygotowaliśmy śniadanie, na które wszyscy się zeszli. Dowiedziałam się, że szukają pracowników do zakładu i że postawią tabliczkę ogłoszeniową gdzie znajduje się zakład. Już za niedługo nie będzie tutaj tak spokojnie, jak do tej pory. Udałam się do swojego pokoju aby trochę go ogarnąć. Panował w nim totalny chaos. Ostrożnie, torba po torbie przenosiłam do garderoby, gdzie wszystkie ubrania zawieszałam na wieszakach i wkładałam do półek. Większa część wolnego miejsca się wypełniła, ale nadal jeszcze gdzieniegdzie były pustki.
- Myślę, że to się kiedyś zmieni. - Pomyślałam i poszłam po kolejne torby. Bardzo mi się podobały te buciki na obcasie, no ale cóż, teraz mogę o nich tylko pomarzyć. - Kiedy już będę mogła w nich chodzić, to za pewne wyjdę w nich na miasto.- Gdy już uporałam się z ubraniami, zaczęłam wykładać wszystkie kosmetyki do łazienkowych półek. Później wyciągnęłam z torby laptopa, komórkę, mp4 i aparat. Wszystko to dla mnie było obce. Załączyłam laptopa. Zaczęłam w nim szperać i ściągać wszelkiego rodzaju sterowniki i oprogramowania. Gdy już wszystko działało, czyli po jakiejś godzinie, zaczęłam ściągać pliki muzyczne i wrzucać je na mp4. Już po chwili, słuchałam piosenek przez słuchawki. Bardzo mi się to spodobało. Poszperałam jeszcze po sieci i zamknęłam system. Telefon był bardzo łatwy w obsłudze i już po chwili miała w nim wbite wszystkie potrzebne numery. Na samym końcu postanowiłam zobaczyć aparat. Był na prawdę niesamowity a zdjęcia robił cudowne. Takie ostre i wyraziste. Posłałam łóżko i zeszłam na dół, gdzie nikogo nie było. Po patrzyłam na tv, ale też nic ciekawego w nim nie leciało. Nagle usłyszałam jak ktoś wchodzi do domu, ale nic nie mówi.
- Shikaku? - Zapytałam, ale nikt nie odpowiadał. Zabrałam kule i zaczęłam ostrożnie podchodzić na drzwi, trochę się bałam. - Shikaku, to Ty? - Postanowiłam zapytać raz jeszcze, lecz nikt mi nic znowu nie odpowiedział. Na klatce schodowej świeciło się światło ale nikogo nie było. Zgasiłam je. Na prawdę już zaczynałam się bać. Zamknęłam drzwi na klucz i postanowiłam pójść do kuchni. Kiedy chciałam się odwrócić, dobiłam do kogoś i głośno krzyknęłam. Okazało się, że to Skikaku stał i szukał jakiś papierów o pracę. Myślałam, że go uduszę.
- Boże! Straszysz! Tutaj są.
- Dziękuje, kochana jesteś! - Po czym pocałował mnie w czoło i wybiegł z domu mówiąc, że będzie za jakąś godzinkę i jak by ktoś dzwonił w sprawie pracy to ma przyjechać tutaj o 18:00. Strasznie mi się nudziło, nie miałam co robić. Byłam sama w tak dużym domu. Zadzwonił domofon.
- Kto tam?
- Codzienna gazeta. - Ktoś odparł mi śmiało przez domofon. Po głosie poznałam, że to dziewczyna.
- Chwilę, już idę. - Szybko ubrałam buta ja nogę i szłam w kierunku bramy. Okropnie mi się ciągła ta droga, lecz młoda dziewczyna cierpliwie czekała przy furtce. Idąc do niej stwierdziłam, że jest mniej więcej w moim wieku. Była ubrana dość dziwnie... Bardzo dziwnie? Mega dziwnie? Niesamowicie! Miała ciemno niebieskie, wytapirowane włosy, z przodu długie a z tyłu krótsze. Jej grzywka była gruba, ciężka i ścięta równo z brwiami. Ubrany miała skórkowy, czarny golf, bardzo cienki i z cekinami na dekolcie. Bardzo krótka lekko plisowana z fioletowymi pasmami
spódnica była z tego samego materiału. Czarne ciężkie buty, na obcasie zawiązywane z przodu całkiem nieźle się prezentowały z fioletowymi rajstopami. Twarz miała pokryta białą farbą, usta czarne tak samo jak i oczy, wokoło których błyskotały się srebrne gwiazdki. Dostrzegłam też liczną biżuterię na palcach. Mimo to, nie zraziłam się już na wstępie do niej. Byłam nią bardziej zafascynowana niż przerażona, bo pomimo wyglądu rodem z filmu o wampirach, miała bardzo przyjemną barwę głosu.
- Proszę. - I podała mi szarą gazetę. Ja tego nie czytałam, ale reszta owszem. Podziękowałam jej i już miała odjeżdżać ale postanowiłam się jej o coś zapytać.
- Hej, masz chwilę może?
- Teoretycznie to nie, bo w pracy jestem ale i tak mi się nie chce tych głupich gazet rozwozić... Więc o co chodzi?
- Świetnie, jej się nie chce pracować, a ja bym dała wszystko żeby być na jej miejscu.
- Mogłabyś mi powiedzieć gdzie tutaj znajduje się jakieś liceum?
- Hm... To zależy.
- No wiesz, na przykład liceum ogólnokształcące.
- Hm... No jest, sama się do jednego wybieram.
- O,serio? Podasz mi namiary? - Zapytałam pełna pozytywnej energii, a ona bez żadnych problemów zapisała na mojej gazecie adres.
- Tak w ogóle to Kei jestem. - Powiedziała podając mi dłoń.
- Sakura. - Odpowiedziałam i obydwie się miło uśmiechnęłyśmy.
- To co, jest możliwość, że będziemy w jednej klasie?- Zapytałam.
- No ja mam nadzieję. Choć szczerze, to nie podoba mi się to, ale do tej samej szkoły uczęszcza już od roku Sasuke Uchiha! I dlatego tam idę.
- To znaczy...?
- O Boże jak możesz nie wiedzieć kto to jest!? - Wzruszyłam tylko na to ramionami. - Dziewczyno, to jest najprzystojniejszy chłopak w całej szkole, jak nie na całym świecie!! Co Ty z nieba spadłaś?
- No z nieba to może nie, ale nie jestem tutejsza - Taa... Świetnie, widać że się nakręciła.
- No widzę właśnie... I w ogóle dziewczyno on podobno gdzieś mieszka na Twojej ulicy! Nawet nie wiesz ile by dały inne dziewczyny z szkoły żeby być na Twoim miejscu.
- Dlaczego ona jest taki ach i och? Syn dyrektorki? Jakiś kujon?
- Przestań! Mówiłam Ci, że jest naj w całej szkole. Oprócz tego jeszcze jest kapitanem szkolnej drużyny piłki nożnej! No i podobno ma niezłego brata. - Mówiła to w wypiekami na twarzy, jakby codziennie przed snem to powtarzała.
- Nie dzięki. Nie gustuję w tego typu chłopakach. Z Twojego opisu wynika, że są zapatrzonymi w siebie, nadętymi, baranami bez uczuć, a ja nie szukam takiej miłości.
- A szkoda, bo pewnie miałabyś u niejednego szanse... - Powiedziała z wyraźnym smutkiem w głosie, spoglądając na mnie od góry do dołu.
- Nie przesadzaj. - Powiedziałam z śmiechem.
- Ja wcale nie przesadzam, w naszej szkole jest wiele lasek, które ubiegają się o niego-
- A on się z nimi pobawi i jak mu się znudzą to je zostawi. Typowy szkolny lider. - Przerwałam jej i dokończyłam, przewracając przy tym oczami.
- Choć nie lubię jak ktoś tak o nim mówi, muszę przyznać Ci rację. - Powiedziała z przekąsem i wyciągała telefon z torby. - O nie... Muszę już jechać...
- No tak, prasa sama się nie rozda.
- A szkoda, bo mogła by. Wpadnę za tydzień i pogadamy znowu.
- Okej. Pa!
- Papa. - Powiedziała i siadając na rower udała się do kolejnego domu. Ja zamknęłam furtkę i powoli szłam w stronę domu. Kiedy byłam w połowie drogi, zaczęłam słyszeć jak dzwoni telefon domowy. Chwyciłam kule w jedną dłoń i szybko skacząc biegłam aby go odebrać. Mało co się nie zabijając wparowałam do domu i chwyciłam słuchawkę w dłoń. Głośno dysząc i kaszląc, zaczęłam rozmowę.
- Tak, słucham. - Powiedziałam odchrząkując i próbując się uspokoić.
- Witam serdecznie. Dzwonię w sprawie ogłoszenia o nabór pracowników do niejakiego zakładu „Car Design”.
- A tak, tak. Szukamy pracowników.
- No właśnie, czy mógłbym rozmawiać z szefem?
- Ym... Może powiem, że właśnie z nim rozmawia? Niestety, ale aktualnie szefa nie ma. Jeżeli to możliwe to zapraszam o 18:00 pod adres 3 Marunouchi, Chiyoda-ku.
- Dobrze, będę. Do widzenia.
- Do widzenia. - I odłożyłam słuchawkę. - No nawet dnia nie stała tam ta tabliczka, a już są chętni. - Myślałam idąc na tył domu, do garażu. Tam zauważyłam, że Shikaku właśnie zaparkował samochodem. Szłam do niego , aby mu powiedzieć o tej rozmowie.
- Coś się stało, słoneczko? - Zapytał bardzo troskliwie, patrząc w moją stronę. Nie byłam smutna ale zmęczona, sama nie wiem czym.
- Nie, nic. Przed chwilą rozmawiałam z jakimś gościem. Mówił, że przyjedzie dziś o tej 18:00.
- Serio? No to świetnie! - Bardzo się ucieszył. Ja się tylko uśmiechnęłam i skierowałam się z powrotem do domu. Miałam ochotę położyć się przed oknem ze słuchawkami w uszach i zasnąć. Tak też zrobiłam. Taki stan mi bardzo odpowiadał. Było tak błogo i o nic się nie musiałam martwić. Zasnęłam.
***
Dochodziła 18:00. Byłem sam w domu. Rodzice postanowili skorzystać z dłuższego weekendu i pojechali do jakiegoś hotelu, na drugim końcu Japonii. Cieszyło mnie to, nie dlatego że mieliśmy z bratem pusty dom, ale dlatego, że oni mogli sobie odpocząć. Tak wiele dla nas obojga robią, że należy im się. Ubrałem na siebie białą koszulę z jakimś napisem, do tego lekko rurkowate, czarne spodnie i granatowe adidasy. Psiknąłem się perfumem i przeczesałem już teraz swoje krótkie, brązowe włosy. Dziś rano byłem na plaży, aby po raz ostatni, dosłownie poczuć wiatr we włosach. Później pojechałem je ściąć, nie na jeża ale bardzo podobnie. Nie było mi ich szkoda, już mnie męczyły i stwierdziłem, że długie włosy są dobre u dziewczyn - nie u mężczyzn.
Na owej plaży niedaleko mnie stała pewna niewiasta. Pewna piękna niewiasta. Mimo jej wyglądu, ponieważ przypominała mi osobę poturbowaną przez tira. Jej twarz... Nie wiem co jej się stało ale myślę, że jak się bliżej poznamy to pogadamy. Byłem gotowy do wyjścia w sprawie pracy, a wyglądałem jakbym szedł na randkę. No ale liczy się przecież pierwsze wrażenie, a ja mam zamiar wyjść na nim bardzo dobrze. Tak więc, krzyknąłem jeszcze bratu, że wychodzę na co on nic nie odpowiedział. Jak zwykle. Ostatnio nam się w ogólnie nie układają relacje braterskie. Nie wiem czym to jest spowodowane.
Po wyjściu z domu udałem się od razu w prawo i po 3 minutach byłem u celu. Zadzwoniłem na domofon 2 razy, ponieważ nikt nie odbierał. Nagle furtka zabrzęczała i sama się uchyliła. Wszedłem z nadzieją, że nie mają tutaj żadnego psa, a jak już mają to jakiegoś takiego małego, najlepiej Yorka.
Szedłem więc niepewnym krokiem, wzdłuż pięknej alejki drzew. Dom wiele się nie różnił od naszego, też był niesamowicie piękny.
Szedłem więc niepewnym krokiem, wzdłuż pięknej alejki drzew. Dom wiele się nie różnił od naszego, też był niesamowicie piękny.
Dochodziłem już do drzwi i chciałem zadzwonić na dzwonek, kiedy zza lewego rogu drzwi wyłonił się młody mężczyzna. Przywitał się ze mną i kazał nie dzwonić, ponieważ jego siostra najprawdopodobniej śpi.
- Jak ktoś może o 18:05 już spać?- To pytanie kłębiło się w mojej głowie. To i jeszcze jedno: - Czy aby przypadkiem jego siostrą nie jest ta młoda, różo włosa dziewczyna z plaży? - Miałem tyle pytań, lecz brak odpowiedzi. Weszliśmy spokojnie do ich domu i tam jakieś 30 minut, rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Dowiedziałem się, że przyjechali z Paryża, jest ich sześcioro i nie ma z nimi rodziców, co mnie zdziwiło ale nie chciałem być wścibski, ponieważ widziałem, że to dla niego dość przykry temat.
- No więc chciałbyś dla mnie pracować?
- No nie do końca.
- To znaczy?
- Sprawa wygląda następująco. Osobiście nie szukam pracy, jestem po studiach prawniczych i chcę się wkręcić do policji, ale to odrębny temat. Chodziło mi bardziej o moich, paru kumpli. wiem, że Twój zakład to nie miejsce pracy dla jakiś szczeniaków z ulicy, ale oni na prawdę potrafią wiele jeżeli chodzi o samochody, pomimo tego, że w głowach mają totalną sieczkę zamiast mózgu... Chciałem się więc w ich imieniu jakby zapytać czy byłaby możliwość, aby pracowali dla Ciebie?
- Hmm, a ilu ich jest?
- Czterech, wszyscy skończyli technika samochodowe, tylko na różnych profilach. Aktualnie jeden z nich studiuje, a Kiba też myśli poważniej o studiowaniu, ponieważ nie potrafi nic znaleźć w swoim zawodzie. Obiecałem, że jak będę mógł to załatwię im coś.
- No to może opowiesz mi o nich tak w skrócie, zanim się poznamy?
- Czyli to znaczy, że ich zatrudnisz? - Zapytałem z nadzieją w głosie, ponieważ zależało mi na tym, żeby w końcu chwycili się jakiejś pracy, a nie błąkali bez celu przez cały dzień, a wieczorem chlali wódę.
- Chyba tak... Wiesz, jak tak teraz mówisz, to to wcale nie jest zły pomysł, żeby dać szansę młodym. Więc? - Powiedział po namyśle. Bardzo mnie to ucieszyło.
- Najstarszy jest Pein, ma 26 lat. Spokojny i skoncentrowany na pracy. Zna silniki samochodów bardziej niż własną dziewczynę. Drugi to Dei, jego świat zaczyna się kiedy chodzi o elektronikę samochodową. Czasami wydaje mi się, że kiedyś go kopnęło i tak mu zostało aż do dziś. Kiba jest świeżo po ukończeniu szkoły, dostał certyfikat lakiernika samochodowego. Z charakteru podobny do Dei'ego, lecz potrafi precyzyjnie się skupić. No i Hidan... - Powiedziałem spuszczając lekko głowę.
- Coś z nim nie tak?
- Ja go nie chcę tutaj oczerniać, przed Tobą, bo niby jesteśmy kumplami...
- Ale?
- No jest on dość dziwny... Niby coś potrafi, a nie wie najprostszych rzeczy. Jest narwany, zawsze wszystko musi być na jego warunkach no i czasami nie potrafi trzymać rąk przy sobie jak przechodzi obok niego jakaś dziewczyna. - Na te ostatnie słowa się na mnie popatrzył dość nienaturalnie, jakbym co najmniej zabił mu kota...
- No to dobra! - Powiedział lekko klaszcząc w ręce. Zadzwoń do nich i niech wpadną pogadać. Co do trzech pierwszych nie mam zastrzeżeń, a Hidan... No jeszcze się zobaczy.
- No nie do końca.
- To znaczy?
- Sprawa wygląda następująco. Osobiście nie szukam pracy, jestem po studiach prawniczych i chcę się wkręcić do policji, ale to odrębny temat. Chodziło mi bardziej o moich, paru kumpli. wiem, że Twój zakład to nie miejsce pracy dla jakiś szczeniaków z ulicy, ale oni na prawdę potrafią wiele jeżeli chodzi o samochody, pomimo tego, że w głowach mają totalną sieczkę zamiast mózgu... Chciałem się więc w ich imieniu jakby zapytać czy byłaby możliwość, aby pracowali dla Ciebie?
- Hmm, a ilu ich jest?
- Czterech, wszyscy skończyli technika samochodowe, tylko na różnych profilach. Aktualnie jeden z nich studiuje, a Kiba też myśli poważniej o studiowaniu, ponieważ nie potrafi nic znaleźć w swoim zawodzie. Obiecałem, że jak będę mógł to załatwię im coś.
- No to może opowiesz mi o nich tak w skrócie, zanim się poznamy?
- Czyli to znaczy, że ich zatrudnisz? - Zapytałem z nadzieją w głosie, ponieważ zależało mi na tym, żeby w końcu chwycili się jakiejś pracy, a nie błąkali bez celu przez cały dzień, a wieczorem chlali wódę.
- Chyba tak... Wiesz, jak tak teraz mówisz, to to wcale nie jest zły pomysł, żeby dać szansę młodym. Więc? - Powiedział po namyśle. Bardzo mnie to ucieszyło.
- Najstarszy jest Pein, ma 26 lat. Spokojny i skoncentrowany na pracy. Zna silniki samochodów bardziej niż własną dziewczynę. Drugi to Dei, jego świat zaczyna się kiedy chodzi o elektronikę samochodową. Czasami wydaje mi się, że kiedyś go kopnęło i tak mu zostało aż do dziś. Kiba jest świeżo po ukończeniu szkoły, dostał certyfikat lakiernika samochodowego. Z charakteru podobny do Dei'ego, lecz potrafi precyzyjnie się skupić. No i Hidan... - Powiedziałem spuszczając lekko głowę.
- Coś z nim nie tak?
- Ja go nie chcę tutaj oczerniać, przed Tobą, bo niby jesteśmy kumplami...
- Ale?
- No jest on dość dziwny... Niby coś potrafi, a nie wie najprostszych rzeczy. Jest narwany, zawsze wszystko musi być na jego warunkach no i czasami nie potrafi trzymać rąk przy sobie jak przechodzi obok niego jakaś dziewczyna. - Na te ostatnie słowa się na mnie popatrzył dość nienaturalnie, jakbym co najmniej zabił mu kota...
- No to dobra! - Powiedział lekko klaszcząc w ręce. Zadzwoń do nich i niech wpadną pogadać. Co do trzech pierwszych nie mam zastrzeżeń, a Hidan... No jeszcze się zobaczy.
- Ok, to ja im dam nać i jutro się pojawią u Ciebie. - Odpowiedziałem i powoli zmierzaliśmy do drzwi wyjściowych. Wydawał się całkiem spoko, więc postanowiłem jakoś zagadać. W końcu są tutaj nowi, i pewnie nie wiele się orientują w okolicy. - A jak się Wam tutaj podoba?
- Ee... No wiesz, obejdzie się. - Odpowiedział z grymasem, a ja spojrzałem na niego pytającym wzrokiem, po czym parsknął śmiechem. - Nie no, na serio to jest niesamowicie. Bardzo się nam tutaj podoba.
- A jak sąsiedzi? Mili chociaż?
- No w sumie to jeszcze nie wiem. Nie poznałem żadnego w sumie do tej pory.
- Jak to nie? Właśnie rozmawiasz z jednym. - Kiedy dowiedział się, że jesteśmy sąsiadami, jakby mu ulżyło. Czułem, że spotkałem spoko kumpla.
- Ee... No wiesz, obejdzie się. - Odpowiedział z grymasem, a ja spojrzałem na niego pytającym wzrokiem, po czym parsknął śmiechem. - Nie no, na serio to jest niesamowicie. Bardzo się nam tutaj podoba.
- A jak sąsiedzi? Mili chociaż?
- No w sumie to jeszcze nie wiem. Nie poznałem żadnego w sumie do tej pory.
- Jak to nie? Właśnie rozmawiasz z jednym. - Kiedy dowiedział się, że jesteśmy sąsiadami, jakby mu ulżyło. Czułem, że spotkałem spoko kumpla.
- A tak w ogóle to macie wolny wieczór? Jakieś plany?
- Dziś?
- No tak. - Odpowiedziałem wesoło.
- No w sumie to nic, chyba. - Odpowiedział nieco zmieszany.
- No to się świetnie składa. Co Ty na to żebym wpadł po Was o ósmej i wybierzemy się na małe balety? Znam na prawdę fajny klub i poznasz od razu tych kolesi, o których Ci mówiłem.
- No sam nie wiem. Nie chcę zostawiać siostry samej. Wiesz...
- To co za problem, weź ją ze sobą. - Odparłem z nadzieją, że ta piękność pojedzie wraz z nami.
- O nie, jest niepełnoletnia.
- A to nie jest problem, mam tam znajomości i mogą ją bez problemu wpuścić.
- To fajnie z tym, że nie darowałbym sobie jakby jej się coś stało. Zresztą, ona teraz ma nogę w szynie, więc raczej nic z tego.
- Aj... No to nie ciekawie. Niech wyzdrowieje, a potem będziemy myśleć. To co dasz się namówić? Dziś piątek, czas zaszaleć! - Odpowiedziałem klaszcząc w ręce i pocierając jedą o drugą.
- Sam nie wiem.
- Spokojna głowa, nie jest już pewnie małą dziewczyną i poradzi sobie. No ile ona ma lat?
- W przyszłym roku, skończy 18.
- No to chłopaku czego się bać. Poradzi sobie. Będę po Was o 20:00. Na razie. - Powiedziałem mu i poszedłem w stronę swojego domu. Po drodze wysłałem kumplom sms o bibie i pracy.
***
- Cześć. - Odparłem mu lekko zmieszany. Nie miałem pojęcia czy dobrze zrobiłem zgadzając się na tę imprezę. Myśl, że ona zostanie tutaj sama, przyprawiała mnie o dreszcze. Już wolałbym ją mieć w tym klubie z nogą w szynie niż zostawić ją samą w domu. Powiedziałem chłopakom o imprezie na co oni się bardzo ucieszyli i każdy pobiegł się przygotować, ja również. Wszedłem do łazienki i wziąłem szybki, gorący prysznic. Założyłem na siebie czarne spodnie i czerwoną koszulę w czarne poziome paski z krótkim rękawkiem. Włosy spiąłem w upięty kucyk. Wszyscy siedzieli już w salonie i czekali, oglądając telewizję. Skoczyłem do Sakury, żeby jej o wszystkim powiedzieć. Gdy wszedłem do jej pokoju, wszystko było zgaszone. Podszedłem do niej i zobaczyłem, że śpi. Nie chciałem tego robić, ale musiałem. Zacząłem ją budzić i już po chwili wróciła do żywych. Nie wiedziała co się dzieje, ale po chwili już się wszystkiego dowiedziała i postanowiła zejść ze mną na dół. Nie była smutna, że zostanie sama tylko dlatego, że nie może pójść z nami.
***
Szłam ostrożnie przed Shikaku i już po chwili znalazłam się w salonie. Wszyscy świetnie ubrani. Tai miał wyżelowane włosy, co dało mu efekt jakby wiatr mu je roztrząsł. Ubrane miał czarne, lekko obcisłe jeansy i czarną koszulę z kołnierzykiem i lekko rozpiętą u góry. Miał założone adidasy, zresztą jak cała reszta. Mamai wyprostował włosy i zaczesał na lewo. Ubrany był w szarą, odświętną koszulę i granatowe jeansy. Tsukiko miał również wyprostowane włosy z tym że zaczesane na prawo. Zielonkawa koszula z długimi rękawami, a na to skórkowa, czarna kurtka wyglądała na prawdę świetnie! Do tego szare, wytarte, rurki. No i Saori. Spodnie rurki tylko, że granatowe. Do tego fioletową, obcisłą koszulę z dekoltem w serek i czarną kurtkę. Włosy jak zwykle w nie ładzie. Wszyscy wyglądali bardzo pociągająco, nic tylko ich podrywać. Dochodziła godzina 20:00 i wszyscy zaczęli wychodzić, z wyjątkiem Shikaku.
- Może jednak zostanę z Tobą, co?
- Przestań. Idź i się baw. Mną się nie przejmuj. - Ciągle powtarzał, że może jednak powinien zostać, tak na wszelki wypadek. - Mam komórkę, więc jak napadło mnie stado dzikich kretów - mutantów, albo gdyby ktoś chciał mi wydłubać mózg plastikową łyżeczką, to będę dzwonić. - Dopowiedziałam ze śmiechem, lecz on odebrał to bardzo sceptycznie.
- No ja myślę. Jak pojedziemy do domu to dam Ci znać. - Po czym pocałował mnie w policzek i wyszedł, ponieważ już na niego wszyscy czekali. Obok domu zaparkował duży terenowy samochód marki Suzuki Grand Vitara, z którego wyszedł wysoki chłopak. Przyglądałam mu się zza firanki. Był na prawdę wysoki, miał na sobie bardzo upięte, czarne spodnie, siwe adidasy, granatową koszulę z kołnierzykiem, a na to czarna, luźna, cienka i marszczona w niektórych miejscach kurtka. Wyglądał na prawdę pociągająco i przystojnie. Był nawet podobny do tego gościa z balkonu i do tego co stał na plaży z tym, że nie zgadzały mi się włosy no i ten tutaj był bardziej przystojny. Pod bramą zaparkował kolejny samochód, tym razem nie terenowy. Był to granatowy Suzuki Kizashi. Siedziało w niej paru kolesi i słychać było głośna muzykę. Zatrąbili na tych obok domu i odjechali z piskiem opon. Po chwili wszyscy wpakowali się do samochodu i pojechali za nimi. Znowu wszystko ucichło i zostałam sama. Patrzałam jeszcze chwilę przez okno, a po chwili odeszłam od niego i poszłam na górę wziąć prysznic. Miałam ochotę na gorącą kąpiel w wannie pełnej piany. Tak też zrobiłam. Napełniłam wannę wodą i nalałam balsamu do kompania. Już po chwili nie miałam żadnych ubrań na sobie, a na nodze z szyną miałam założony worek próżniowy. Spięłam włosy w wysoki kucyk i weszłam ostrożnie do wanny. W głośnikach leciała spokojna muzyka. Relaksowałam się na całego. Wiedziałam, że mogę sobie na to pozwolić. Dokładnie myłam całe swoje ciało. Po jakiejś godzinie wyszłam z wanny i obwinęłam się puchatym ręcznikiem. Stanęłam na przeciwko lustra i umyłam zęby. Nałożyłam na twarz maseczkę oczyszczającą, co okazało się niezbyt dobrym pomysłem, bo wszystkie rany się na nowo otworzyły i zaczęły piekielnie szczypać. Skrzywiłam się i chciałam wszystko szybko zmyć, lecz powstrzymałam się, ponieważ stwierdziłam, że przynajmniej całość się odkazi. Niestety nie mogłam wytrzymać więcej nić 5 minut. Po tym czasie oczy mi się zaszkliły i musiałam szybko zmyć przeźroczystą maź. Kiedy podniosłam głowę zobaczyłam, że wszystkie rany się zaczerwieniły i tak jakby zmiękły. Podmyłam ostrożnie wszystko dookoła łuku brwiowego, zdjęłam turban i zaczęłam suszyć włosy. Kiedy były już lekko podsuszone, dokładnie je wyszczotkowałam i zaplotłam w warkocz. Zdjęłam z nogi worek próżniowy i wytarłam dokładnie całe ciało. Ubrałam na siebie górną i dolną część bielizny do spania. Na to założyłam szarą, lekko prześwitującą, koszulkę z rękawkiem ¾, zielone spodnie z dresu i czarne skarpetki. Wyszłam z łazienki, zabrałam laptopa, telefon wcisnęłam do tylnej kieszeni i zeszłam na dół, do pokoju gościnnego. Czekałam na powrót braci.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz