25.11.2012

10. Tajemnica.

Po niecałych 20 minutach dojechaliśmy na miejsce. Wysiadając z samochodu usłyszeliśmy głośną muzykę, wydobywającą się z klubu, a co jakiś czas, obok nas przechodziły dziewczyny zachęcająco się uśmiechając. Po chwili dojechał też drugi wóz. Wysiedli z niego sami młodzi chłopcy. Podeszli do nas głośno się z czegoś śmiejąc. Itachi przedstawił nam ich wszystkich.
- To tak, to jest Dei. - I wskazał na wysokiego blondyna z kucykiem. - Za nim stoi Hidan, a ten obok niego to Pein. Tylko brakuje Kiby... Gdzie on jest?
- Miał jakąś pilną sprawę do załatwienia, nie mógł dziś być. - Wytłumaczył blondyn.
- Ah, no to zjawcie się w poniedziałek o 8:00 u mnie. Itachi zna adres, to Wam poda.
- Dzięki. - Powiedzieli i już mieliśmy iść, kiedy z samochodu wyszedł jeszcze jeden chłopak, z naburmuszoną i zmarnowaną miną. Choćby robił komuś łaskę, że tutaj przyjechał. Podszedł do nas i się przywitał.
- Sasuke.
Całą paczką weszliśmy do klubu, gdzie wszyscy się już świetnie bawili. Mieliśmy zarezerwowane miejsce dla VIP'ów. Usiedliśmy i od razu podeszła do nas dziewczyna zebrać zamówienie. Wszyscy zamawiali piwa i drinki. Ja po prosiłem o sok. Oczywiście nie odbyło się bez słów, a'la „Shikaku, jest impreza, przestań” albo „Chłopie, Ty weź. Nie napijesz się z nami?” Lecz ja odmówiłem, tak samo jak Pein. W końcu, ktoś musiał ich odwieźć. Po przyniesieniu zamówionych napojów, zaczęła się zabawa. Wszyscy się śmialiśmy i gadaliśmy. Co jakiś czas przyglądałem się temu Sasuke. Dziwny typ, co chwilę jakaś młoda panna prosiła go do tańca, a ten ze zrezygnowaniem i niesmakiem szedł z nią na parkiet, klepiąc ją w tyłek i wyzywająco tańczył. Zdarzało się, że z niektórą szedł do ubikacji i namiętnie się całowali, jeżeli nie robili czegoś więcej. Głupota. Z pewnością był najmłodszy z towarzystwa, pewnie nawet nie miał 18 skończonej. Nie umiem tylko pojąc dlaczego, Itachi daje mu pić alkohol. Chyba bym mu nogi z dupy powyrywał, gdyby się zbliżył do Sakury.
Hidan mówił coś, że mają przyjść jakieś panny, do naszego stolika.
- No, i to mi się podoba, bo co to za impreza bez dziewczyn? - Po dwóch godzinach zabawy, gdy większa część towarzystwa była już lekko wcięta, zjawiły się. Wszyscy pogwizdywali i zaczęli bić brawo. No nie dziwię się. Te dziewczyny na prawdę wyglądały niczym anioły. Szybko i zwinnie usiadły obok nas, przedstawiły się i zaczęły rozmowę. Cała ich grupka była bardzo atrakcyjna, lecz tylko jedna mnie całkowicie urzekła. Nazywała się Shizune. Jak na dziewczynę była dość wysoka, miała krótkie, brązowe włosy, szczupłą sylwetkę, jasną karnacje i duże ciemno-piwne oczy. Od razu wpadła mi w oko. Miała na sobie czarną sukienkę, na jednym ramiączku, które było długie. Sięgała jej do połowy ud. Na stopach miała wysokie, tez czarne, pełne buty. W dłoni miała kremową torebkę. Włosy rozpuszczone a twarz lekko przypudrowana. Nie wiedziałem, że na świecie może być kopia Anioła z Nieba. Gdyby była moja (choć to nie kwestia posiadania), była by żywym Aniołem stąpającym po Ziemi. Bardzo dużo rozmawialiśmy, można by rzec, że jak usiedliśmy kiedy one przyszły tak ciągle rozmawialiśmy. Widać było, że też poczuła to co ja. To miłe zakłopotanie kiedy patrzyłem na nią zbyt długom, widać było też i w jej oczach. Żartowała ze mną na różne tematy i śmiała się nawet z najgłupszych rzeczy, o jakich rozmawialiśmy. Dawno nie czułem się tak dobrze, po prostu z kimś rozmawiając.
Dochodziła godzina 2:30 w nocy, a w klubie nic się nie zmieniło. Nadal trwała imprezowa atmosfera, a ja nadal z nią rozmawiałem. Z godziny na godzinę, coraz lepiej się czułem w jej towarzystwie. Nie chciałem, aby kiedykolwiek odchodziła, choć tak na prawdę to jej w ogóle nie znałem. Domyśliłem się, że jest ode mnie dużo młodsza, ale mnie to nie przeszkadzało. Nic mi w niej nie przeszkadzało. Była dla mnie jak najbardziej idealna. Pielęgnował bym ją jak najdelikatniejszą i najkruchszą, czerwoną, różę na całym świecie. Jej pewnie nie bardzo pasowało moje towarzystwo, bo co jakiś czas wyglądała na strasznie spiętą. Rozglądała się co chwilę za siebie i niepewnie się do mnie uśmiechała. Znając życie, tylko udawała przede mną to wszytko. Chwilę później, przeprosiła mnie na chwilę i zaczęła szukać czegoś w torebce. Wyciągnęła komórkę i u widziałem kontem oka ze dostała sms'a od niejakiego Dziubek<3!”. Już wiedziałem wszystko, ma kogoś a ja się jej tak narzucałem przez cały pobyt. 
- Kretyn! - Nie chciałem być ciekawski ani wredny, ale oparłem się tak aby zobaczyć co jej napisał. Chciałem się upewnić, czy aby na pewno nie mam u niej żadnych szans. To, co zobaczyłem mało co nie przyprawiło mnie o zawał. Cytuję: „Gdzie do cholery się szlajasz szmato?! Czekam na dworze, więc rusz ten gruby tyłek i przychodź tutaj!!!”. Gdy to przeczytała szybko schowała telefon do torebki i zaczęła się zbierać. Wszyscy kazali jej jeszcze z nami być, tylko nie dziewczyny, które gadały z nią z boku i ją pocieszały. Widziałem jak napływają jej do oczu łzy. Pożegnała się z wszystkim, całując ich w policzek, nawet mnie, co bardzo mi się spodobało. Ale nadal nie wiedziałem dlaczego tak szybko uciekła. Szybko i niespokojnie szła w stronę wyjścia. Nie mogłem pozwolić żeby tak sobie odeszła. Wstałem szybko i pobiegłem za nią. Jej koleżanki kazały mi ją zostawić, ale ich nie miałem zamiaru słuchać. Biegłem za nią, przepychając się przez tłumy tańczących ludzi. Znikła za drzwiami. Kiedy je otworzyłem ona dochodziła już do jakiegoś samochodu. Stałem w cieniu i przyglądałem się. Nie mam pojęcia dlaczego nie podbiegłem do niej. Po prostu mnie zamroziło, na ten widok. Z samochodu wyszedł młody mężczyzna, było widać, że jest pijany. Dlaczego ona do niego szła? Owy chłopak zaczął głośno po niej krzyczeć i mocno gestykulować. Shizune chciała już wejść do samochodu, kiedy on chwycił ją mocno za nadgarstek i pociągnął w swoją stronę. Zamykając, trzaśnięciem drzwi od samochodu.
- Co Ty sobie kurwa wyobrażasz, co?!?!?! - Zaczął po niej krzyczeć, na co ona zaczęła go błagać żeby ją puścił i się uspokoił. - Teraz to sobie możesz! Masz to gwarantowane, że do rana będziesz najbardziej obitą dupą w całym Tokio! Słyszysz szmato?!?! - Krzyczał po niej coraz bardziej. Nie mogłem na to patrzeć. Ona aż zanosiła się płaczem, postanowiłem za interweniować.
- Hej! Zostaw ją! - Krzyknąłem do niego, a ten odwrócił się do mnie.
- Ooo... Co ja tutaj widzę? Czyż byś sobie znalazła nowego kolesia?! - Odwrócił się w jej stronę, chwiejnym krokiem i potrząsną nią. - Odpowiedz!!! - Krzyczał po niej.
- Nie! Wiesz, że liczysz się dla mnie tylko Ty! - Mówiła, a raczej kłamała jak z nut. - Shikaku odejdź stąd, proszę! - Powiedziała mi mało co nie klękając na ziemi.
- Co Ty mówisz!?! On Cię skrzywdzi!
- Nie słyszałeś co powiedziała?! Wynocha! - I odwrócił się do mnie tłem. - A Ty jeżeli mnie tak kochasz, jak to mówisz, to pojedziesz ze mną w pewne miejsce i udowodnisz mi to w końcu! - Powiedział do niej z szatańskim uśmiechem, na co ona jeszcze bardziej zaczęła płakać. Otworzył jej drzwi samochodu i wrzucił ją do środka. Sam wszedł swoimi do pojazdu. Z piskiem opon odjechał. Stałem tam jak słup.
- Kto to niby do cholery jest?! - Wiedziałem, że nic nie mogę zrobić. Ze środka sali zaczęli wychodzić ludzie. Nasza paczka podeszła do mnie i zaczęli pytać co się stało. Ja jednak nie chciałem o tym mówić. Szukałem tylko jej koleżanek. Z trudem zdołałem jedną zatrzymać. Była to wysoka blondynka.
- Kto to był?
- Jej chłopak, nie widać?
- Nie?!  - Dziewczyna zrobiła wymowny wyraz twarzy i położyła ręce na talii.
- Nie mogę Ci powiedzieć? Rozumiesz, nie mogę!
- Nie możesz, tak?! A pozwolisz aby Twoją przyjaciółkę traktowano w taki sposób?!
- Tak już musi być, nie wtrącaj się w to.
- Co Ty do jasnej cholery bredzisz?!?! - Ale nie usłyszałem już odpowiedzi. Dziewczyna z dziwnym wyrazem twarzy pobiegła w stronę samochodu. Nic nie mogłem zrobić, nic, kompletnie nic! Byłem na siebie wściekły jak nigdy. Wiedziałem, że on jej coś zrobi, ale nawet nie wiedziałem gdzie ona teraz jest. W drodze do samochodu napisałem Sakurze sms'a, że już wracamy. Usiadłem niespokojnie na miejscu kierowcy i jechałem w stronę domu.

***

- Do godziny będziemy w domu. - Takiego sms'a dostałam od Shikaku. Ucieszyłam się, że już jadą. Strasznie mi się samej tutaj nudziło. Ciągle patrzyłam w telewizor, słuchałam muzyki i czatowałam po necie. No i oczywiście przekąski muszą być. Nawet założyłam sobie konto na FB. Ha ha ha ha! No ale nic, poszukam starych DOBRYCH znajomych, których nie mam... No ale może w nowej szkole ktoś będzie. Postanowiłam poszukać też Kei. Wydawała się całkiem spoko i nawet fajnie się z nią gadało choć trochę przesadzała na punkcie Sasuke i ten jej ubiór. Jak rodzice mogą pozwalać dziecku w czymś takim paradować po ulicach? Ale może to właśnie ta jej inność sprawiała, że tak ją polubiłam po pierwszej rozmowie? Pod drzwi podjechał duży terenowy samochód co oznaczało, że wrócili. Na szybko zaczęłam sprzątać ten cały bałagan i już po chwili spokojnie siedziałam. Dochodziła godzina 04:00 nad ranem, a mnie wcale nie chciało się spać. Zza okna wstawało ciepłe słońce. Pojedynczo wchodzili do mieszkania i udawali się do swoich pokoi na górze. Ostatni wszedł Shikaku, miał bardzo smutną minę. Usiadł obok mnie. Gapił się w telewizor jak ciele w malowane wrota. Wiedziałam, że coś jest nie tak. Mimo to czekałam aż sam zacznie mówić.
- Muszę ją znaleźć. - Powiedział po czym zabrał mi laptopa z kolan. Zaczął szukać kogoś o imieniu Shizune, na moim koncie. Zorientowałam się, że chodzi o jakąś dziewczynę. Nazywała się Shizune Yukio. Interesował go jej adres zamieszkania. Znalazł. Mieszkała przy ulicy Tsuno 90, w Tokio oczywiście. Szybko oddał mi laptopa i zaczął szukać GPS'a. Nie miałam pojęcia co chce zrobić, ale nie pytałam o nic. Nastawił go i zaczął szukać kluczyków od samochodu. Kiedy był już gotowy poszedł ubrać buty i wybiegł z domu. Z piskiem opon ruszył do wcześniej wyznaczonego miejsca. Bałam się o niego.

***

- Nie skrzywdzisz ją gnoju! - Szybko jechałem przez puste ulice Tokio. Szukałem tego domu, rozglądając się w wszystkich możliwych kierunkach. Mój GPS pokazywał, że jeszcze 50 metrów. Wjechałem ja jakąś okropną ulice. Same stare domy i totalny nie ład na poboczach drogi. Zatrzymałem się przy jakiejś ruderze i zauważyłem ten samochód spod klubu. Szybko wysiadłem i powoli podchodziłem do drzwi. Im byłem bliżej, tym wyraźniej słyszałem co tam się w środku działo. Krzyki, wrzaski, płacz dziewczyny, kłótnia, głos tłukącego się szkła. Ona tam była, co do tego nie miałem najmniejszych wątpliwości. Szybko wyciągnąłem komórkę z kieszeni i zadzwoniłem na policję i pogotowie.
- Policja, słucham.
- Proszę jak najszybciej przyjechać na ulicę Tsuno 90.
- Co się tam dzieje?
- Młody i pijany mężczyzna znęca się na osiemnastoletniej dziewczynie.
- Zaraz będziemy, proszę się nie ruszać stamtąd. - Czekałem może jakieś 3 minuty i zjawili się. Kazali mi podejść do nich i opisać całą sytuację. Po raz drugi mówiłem im co się działo.
- Aaaaaa!!! - Ten krzyk wydobył się z domu wraz z głośnych trzaskiem jakiegoś naczynia, które wyleciało przez okno, rozwalając je na miliony kawałeczków. Wszyscy byli już na stanowiskach. Na znak oficera, zamaskowani mężczyźni zaczęli wchodzić do mieszkania głośno krzycząc. Mimo ostrzeżeń pobiegłem za nimi. Młodego mężczyznę już zakutego wynosili z domu. Był tak pijany, że ledwo co trzymał się na nogach. Zacząłem jej szukać po pomieszczeniach. Znalazłem. Siedziała skulona w kłębek na łóżku. Jej ubranie było całe porozrywane. Na twarzy miała dwa siniaki i rozwaloną wargę. 
- Zabiję tego gnoja... Zabiję!! - Cały makijaż miała rozmazany przez łzy, a włosy rozczochrane. Gdy do niej podchodziłem nawet na mnie nie spojrzała. Spokojnie płakała i cała się przy tym trzęsła. Zdjąłem kurtkę, usiadłem obok niej. Okryłem ją nią. Cała była blada.
- Chodź. - Powiedziałem do niej i we dwoje wyszliśmy z budynku, gdzie czekała na nią karetka i lekarze, którzy się nią od razu zajęli. Kompletnie nie kontaktowała z nimi. Przyglądałem się temu. Po chwili małym czerwonym i lekko podgniłym samochodem, podjechali jacyś ludzie. Z pojazdu wyszło dwoje starszych, przerażonych ludzi. Zaczęli pytać o Shizune. Kiedy do niej podeszli wszyscy troje zaczęli płakać i uściskać się. Domyśliłem się, że to jest jej rodzina.
- Tylko dlaczego dopuścili aby jej córkę traktowano w ten sposób? - Czasami nie rozumiałem świata i ludzi. Miałem zamiar już odjeżdżać, kiedy młody policjant podszedł do mnie.
- To Pan to zgłosił? - Zapytał, szukając czegoś w białej teczce.
- Tak. - Odpowiedziałem i zamknąłem z powrotem drzwi od samochodu.
- Takie wezwanie do tego domu, jest już trzeci raz w tym tygodniu... - Odpowiedział spoglądając mi w oczy. Zamurowało mnie. - Tylko oczywiście, za każdym razem zdołali nam uciec.
- A czy dawniej też Was tutaj wzywano?
- Owszem. To już się ciągnie od jakiegoś roku.
- Co z nim zrobicie?
- Zostanie oskarżony o niejednokrotną próbę gwałtu, pobicia i groźby. Więcej nie można stwierdzić, ponieważ ta dziewczyna nic nie mówi, a chłopak nie jest w stanie czegokolwiek powiedzieć. A teraz przepraszam, ale muszę iść. Dziękuję za poinformowanie nas.
- Nie ma za co. - Policjant odszedł, a ja wszedłem do samochodu i pojechałem do domu. Kiedy dojechałem, było za dwadzieścia ósma. Wziąłem szybki prysznic. Kiedy wyszedłem spod niego, poczułem zapach kawy i świeżych bułek.

***

Był poniedziałkowy ranek, a dokładnie 07:30. Przeciągnęłam się leniwie w łóżku i uśmiechnęłam się do siebie. Sama nie wiem dlaczego. Powoli wyszłam z łóżka. Zabrałam ze sobą czarną bieliznę, białą koszulkę na grubszych ramiączkach z wyciętymi po obu stronach łukach, niebieskie spodnie i białe skarpetki. Leniwie weszłam do łazienki i zaczęłam się myć. Gdy byłam już gotowa, spuściłam grzywkę na bok, ponieważ ślad po szwach jeszcze był, no i nie miałam tam brwi. W sobotę byliśmy na zdjęciu opatrunku i z wizytą u lekarza. Powiedział, że twarz się ładnie goi a stopa za półtora tygodnia będzie jak nowa. Bardzo mnie ta wiadomość ucieszyła i dodała otuchy. Włosy zostawiłam rozpuszczone. Zeszłam spokojnie na dół i zjadłam śniadanie z całą resztą. Manami wpychając resztkę bułki do buzi wyszedł z domu, biegnąc na spotkanie w sprawie studiów informatycznych. Bardzo się tyn przejmował, dlatego przed wyjściem zasadziłam mu solidnego kopniaka w tyłek. Saori, Tai i Tsukiko pojechali... W sumie to nikt nie wie gdzie... Tak więc zostałam sama z Shikaku, który siedział w samych spodniach. Dalej nie wiedziałam co się stało wtedy z piątku na sobotę, a on był cały czas struty.

***

Trzymałam ją mocno w ręku, przez co jeszcze bardziej ją pomięłam, więc co chwile ją prostowałam. Jechałam do niego z moim tatą. W pewnej chwili wjechaliśmy na bardzo piękną okolicę. Były tam duże i bogate domy. Ojciec zatrzymał się przy jednym z nich.
 - To tutaj. - Nie podobało mi się to.
- On miesza w takim domu? - Drżącą nogą wyszłam z samochodu i podeszłam do domofonu. Zadzwoniłam i po chwili usłyszałam brzęczenie na znak, że nogę wejść. Szłam spokojnie, a słychać było tylko szelest liści. Ubrałam się w swoje stare ubrania, nic specjalnego. Teraz już nie będę żyć tak jak kiedyś. Miałam na sobie pomarańczową koszulkę z rękawem ¾. Byłą ona trochę prześwitująca a dekolt miała w serek. Niżej miałam ubrane białe spodenki a na stopy ubrałam czarne adidasy, spod których lekko wystawały białe stópki. Na szyi miałam czarny, długi łańcuszek z wisiorkiem motyla. Włosy spięłam w domu w upiętego kucyka, a grzywkę zaczesałam na prawy bok i wyprostowałam. Stałam na przeciwko drzwi i miałam ochotę stamtąd uciec jak najdalej. Strach paraliżował moje ciało, od stóp aż po czubek głowy. Czułam się jak brzydkie kaczątko wśród pięknych kaczek. Jak obcy na ziemi. Ale nie mogłam, musiałam oddać mu jego kurtkę. Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi i zobaczyłam go. Mało co nie zemdlałam na miejscu. Wtedy w klubie, nie miałam okazji mu się dokładniej przyjrzeć lecz teraz mogłam i to bardzo dobrze. Był wysoki, bardzo wysoki, opalony i nieziemsko przystojny. Miał na sobie tylko lekko upięte, czarne spodnie i skarpetki, nic więcej. Jego klatka piersiowa nie była niczym zakryta. Z sekundy na sekundę, coraz bardziej się onieśmielałam, a mój oddech przyśpieszał. Miał ciało jak u zawodowego pływaka, a dredy lekko opadały mu na ramiona. Stał oparty o drzwi.
- Cześć. - Postanowiłam wydusić z siebie.
- Cześć. - Odpowiedział i nastała niezręczna cisza, nie wiem dlaczego wtedy nam się tak dobrze rozmawiało a teraz nic, ani be ani me.
- To wszystko przez to, że nie ma koszulki!
- Wejdź, proszę. - powiedział pośpiesznie, trochę zakłopotany.
- Nie, nie. Dzięki. Przyszłam Ci tylko oddać kurtkę.
- A no też fakt, dzięki. - I wziął ją ode mnie.
- Dzięki za tamto. - Powiedziałam ściszonym głosem spoglądając w podłogę. Czułam, że nie mogę mu spojrzeć w jego małe oczy.
- Nie ma sprawy, ale już wszystko ok? - Zapytał troskliwie.
- Tak, tak. Teraz już wszystko będzie tak jak kiedyś. - Powiedziałam i tym razem popatrzyłam mu w oczy, uśmiechając się.
- Czyli? - Zapytał spokojnie z kamiennym wyrazem twarzy.
- Zamieszkam u rodziców i zacznę gdzieś pracować na swoje utrzymanie.
- A co ze szkołą? Przecież się jeszcze chyba uczysz. - Moich rodziców nie stać na moje studia, ledwo co zdałam liceum. Póki mieszkałam z Eijiro, miałam to czego chciałam. Teraz mogłam już zapomnieć o tamtym życiu. Mimo siniaków, awantur, było ono takie jak sobie wyobrażałam. Nie wiedziałam co mam mu odpowiedzieć, na szczęście mój tato nacisnął na klakson i po raz kolejny uratował mi życie.
- Musze lecieć. Jeszcze raz dzięki za wszystko. Pa! - Po czym uścisnęłam mu dłoń i pobiegłam w stronę samochodu. Nawet nie wiem czy mi coś odpowiedział, stał w lekkim szoku, wpatrując się w moją osobę. Biegnąc w stronę samochodu, uświadomiłam sobie jedno: - Muszę o nim zapomnieć. - Wsiadłam do samochodu. - Przepraszam, że musiałeś tak długo czekać. - Powiedziałam do taty, a ten po prostu ruszył. Spojrzałam po raz ostatni na ten dom. Nadal stał w drzwiach. - Nigdy o Tobie nie zapomnę.

***

Stałem lekko oszołomiony tym wszystkim i po chwili wszedłem do środka, z kurtką w ręku i smutną mina.
- Ładna. - Odezwała się Sakura.
- Wiem... - Odpowiedziałem ze zrezygnowaniem i spojrzałem na zegarek. Było za pięć ósma, za chwilę powinni przyjść Ci kolesie w sprawie pracy. Pobiegłem do pokoju i szybko zmieniłem ubrania. Razem z Sakurą ogarnęliśmy parter i akurat wtedy zadzwonił dzwonek.
- To ja się zmywam! - Powiedziała i już zmierzała w stronę drzwi.
- Nie przesadzaj, wejdź po prostu do kuchni i dokończ jedzenie. - Odpowiedziałem otwierając drzwi.
***
No szczerze to miał rację, więc podskakując szybko weszłam do kuchni. Zabrałam rogala, miód i usiadłam na blacie na wprost jadalni. Jadłam sobie spokojnie jakby nigdy nic, po pijając jedzenie sokiem pomarańczowym. Po chwili usłyszałam jak wszyscy weszli już do domu i dochodzili do jadalni. Do moich uszu zaczęły dochodzić bardzo męskie głosy. Pierwszy szedł Shikaku.
- Tam ktoś jest? - Zapytał jakiś głos Shikaku. Szybko przełknęłam jedzenie i postanowiłam się zapowiedzieć.
- Tak, ja tam jestem. - Powiedziałam z szeroki uśmiechem, machając temu chłopakowi bo niepewnie się wychylił zza muru. - Cześć! - Powiedziałam mu nadal się szczerząc.
- Cześć! - Odpowiedział już śmielej. - Co jesz dobrego? - Zapytał, podchodząc do mnie i pochylając się nad blatem.
- Rogala z miodem. Chcesz też? - Zapytałam. Tak na prawdę to chciało mi się strasznie śmiać, on zachowywał się jak czteroletnie dziecko.
- No pewnie! Daj gryza! - Powiedział uradowany i już otwierał buzię, kiedy ktoś za nim zawołał.
- Dei, kretynie, chodź tutaj. - Zawołał go jeden z siedzących, po czym poszedł do nich z grymasem i zaczęli rozmawiać. Przez ten czas jak ja rozmawiałam z niejakim Dei'm, do stołu zasiadło dwóch innych facetów. Jeden się na mnie ciągle patrzył. Miał siwe włosy i szpetną twarz. Czułam jak rozbiera mnie wzrokiem. Obok niego siedział rudowłosy mężczyzna z 19-stoma kolczykami na całej twarzy i w uszach. Tak zliczyłam je. Podobała mi się ta jego inność, a najbardziej dwa szpiczaste, kolczyki pod dolną wargą i jeden kółkowaty, na dolnej wardze po prawej stronie. Wszyscy byli spoko, oprócz tego siwego palanta.
- Dobra, to ja lecę po papiery. - Powiedział Shikaku i zniknął w swoim pokoju.
- A to ja mogę już iść do zakładu? - Zapytał się brązowo włosy.
- Jasne. Sakura idź z Kibą, i otwórz mu oby dwa garaże. - Na te słowa znieruchomiałam i przestałam jeść. - Jasne, świetnie! Już z nim tam lecę. - Pomyślałam w duchu. Leniwie i ostrożnie zeszłam z blatu i chwyciłam kule. Powoli szłam do szafki z kluczami i zabrałam odpowiednie.
- Chodź. - Powiedziałam mu i poszliśmy w stronę garaży. Słoneczko już ciepło grzało, więc zapowiadał się kolejny nudny dzień. Doszliśmy do drzwi, które miałam mu otworzyć. Po chwili już byliśmy w środku. - No także, o 9:15 ma tutaj przyjechać dwie srebrne Suzuki Swift. Coś ma z pieprzone z zawieszeniem, zajmiesz się tym. - Powiedziałam mu, a raczej rozkazałam, co mi się spodobało. Chłopak skina głowa i się mi dziwnie przyglądał.
- No spoko. Z tym, że dopiero mamy 08:35...
- Ech... Czy on musi się czepiać szczegółów? - Pijesz kawę? - Zapytałam się go idąc w stronę kantorka.
- Tak, po proszę. - Zaparzyłam jedną kawę, a sobie nalałam soku pomarańczowego. Wyciągnęłam tacę i położyłam na nie dwie szklanki. Nie wiedziałam za bardzo jak niby mam to donieść do stolika nad basenem. Próbowałam stanąć na obie nogi lecz to nic nie dało, wylałabym to przy pierwszym kroku. Czułam jak robi mi się ciepło, bo nie wiedziałam co mam zrobić. Nagle on zjawił się tuż za mną i obejmując mnie od tyłu, od góry zabrał tacę.
- Daj i chodź. - Powiedział i puścił mnie pierwszą. Przez ten moment, kiedy mnie jakby nie było objął, serce stanęło mi w gardle, a nogi jeszcze bardziej się pod mną ugięły. Słyszałam jego bicie serca i czułam silne ramiona. Usiedliśmy pod zadaszeniem, za garażami. On słodził kawę, a ja piłam przez rurkę sok. Siedzieliśmy w głuchej ciszy. Nagle przed garażami zobaczyłam wysokiego chłopaka. Kiedy nas zauważył, od razu się uśmiechnął i podchodził w naszą stronę. Był ubrany bardzo elegancko, a na prawym ramieniu miał zawieszoną czarną torbę. Przywitał się z Kibą. Zapytałam się czy się czegoś napije.
- Nie, nie dzięki.
- Na pewno? - Nie wiem po co się o to zapytałam. Nie chciał za pierwszym razem, to po co miałby chcieć teraz?
- No to może wodę. 
- Ok. - A jednak. Kiedy wróciłam z szklanką, siedział tylko on. Zrobiłam pytający minę.
- Aa, zawołali go. Musi jeszcze jakieś papiery podpisać.
- Aha... - Przez jakieś bite 10 min, siedzieliśmy w tępej ciszy.


***

- To coś poważnego? - Zapytałem ją. A ta jakby wyrwana z transu picia soku pomarańczowego, przez zgryzioną rurkę, oderwała wzrok od wody w basenie i spojrzała na mnie, pytająca twarzą. - Pytam o Twoją kostkę.
- Złamana... Podobno... - Powiedziała, po czym znowu upiła łyk.
- Nie rozumiem. - Na prawdę nie rozumiałem.
- Ja też nie. - Co jest z tą dziewczyną?! - Zachowywała się jak jakaś nawiedzona.
- Nie chcesz gadać to nie, nie naciskam.
- Po prostu się przewróciłam...
- Nie każę Ci się tłumaczyć.
- Wcale... Ale prędzej czy później byś i tak o to zapytał, więc po co to przeciągać?
- A Twoja twarz? Też się przewróciłaś?
- Dokładnie.
- Ah... No to już coś o sobie wiemy. - Odpowiedziałem z udawaną radością. 
- No nie wiem... Jak na razie to nawet się nie przedstawiłeś. - Powiedziała z wymownym wyrazem twarzy.
- Itachi. Itachi Uchiha. - Przedstawiłem się i podałem jej dłoń.
- Sakura Haruno. - Odwzajemniła gest i się uśmiechnęła. Tak jakby już nie była tą złośliwą jędzą co przed chwilą.
- Parzysz na prawdę dobrą kawę, wiesz? - Powiedziałem uśmiechając się i zamykając przy tym oczy. Słyszałem jak chichocze. - No co?
- Nie umiesz kłamać, wiesz? - I zaczęliśmy się śmiać. Miała na prawdę piękny uśmiech. Nagle przyjechał samochód do naprawy. Z domu wyszli kumple, a ja dopijając wodę, pożegnałem się z nią i wsiadając w samochód, udałem się na uczelnię odebrać swój tytuł magistra prawa.


***

Przez ostatnie 2 tygodnie siedziałam w domu. Dlaczego? To proste, Itachi zaczął pytać o kostkę i o twarz co oznacza, że inni by też pytali, a ja po krótkim czasie nie wiedziałabym co mam im powiedzieć i pewnie bym się sama wkopała. Ale dziś jest ten dzień, dzień zbawienia! Jadę na zdjęcie tego cholernego buta ortopedycznego. Szynę zdjęli mi już tydzień temu, a teraz jeszcze to. Siedziałam w łazience i czesałam starannie włosy. Była godzina 08:30 i wszyscy pracownicy już krzątali się w garażach, przy jakiś starym samochodzie. Ubrałam na siebie niebieskie jeans'y, lekko podgięte u dołu, do tego czerwona, koszulkę z kołnierzykiem i na to szary sweterek w kokardki, sięgający do połowy tyłka. Do tego na nogi kremowe botki, bez obcasika, a na szyję granatową chustkę. Włosy spięłam wysoko w koński ogon, razem z grzywką. Przyjrzałam się swojej twarzy i byłam z siebie dumna, ponieważ codziennie rano i wieczorem smarowałam ją podwójną dawką żelu przeciwko blizną. Brew już się też ładnie zagoiła, więc mogłam ją spokojnie odsłonić. Jednym słowem, wróciłam do żywych i mam zamiar to wykorzystać. Już bez pomocy kul zeszłam na dół. Tam czekał na mnie Shikaku. We dwoje poszliśmy do samochodu. Na dworze wiał lekko wiatr, ogólnie nie było ciepło. Chłopcy, siedzieli już w garażu i coś tam majsterkowali. Pomachałam im tylko, żeby nie robić większego rozgłosu, po czym szybko udałam się do samochodu. Na twarzy Dei'ego malowało się zdziwienie. No w końcu nie wiedzieliśmy się 2 tygodnie, a za ten czas ja spokojnie doszłam do siebie. Hidan leżał pod samochodem i chyba nawet mnie nie widział. I dobrze, zobczeniec z niego!
Czekaliśmy w poczekalni jakieś 30 minut i szczerze to zaczynało mnie już tam roznosić. No bo ile można czekać?! W końcu była moja kolej. Lekarz zdjął mi but i dokładnie przyjrzał się stopie. Powiedział, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, ale mam jeszcze nie szaleć. Od razu ubrałam skarpetkę i założyłam buta, swojego buta. Przeszłam się po gabinecie, pokazując, że nic mi już nie dolega. Lekarz jeszcze spojrzał na moją twarz i pogratulował mi całkowitego powrotu do zdrowia. Cała uśmiechnięta wyszłam od niego i razem z Shikaku poszliśmy do samochodu. W ciągu półtorej godziny pogoda się znacznie zmieniła. Wyszło słońce i wiał tym razem ciepły wiatr. Tak więc zdjęłam szalik i sweterek. Kiedy dojechaliśmy na pod dom, wszyscy pracownicy mieli właśnie przerwę na śniadanie. Każdy z nich coś sobie jadł i czymś popijał. Nie pewnie wyszłam z samochodu i szybko zmyłam się do domu. Weszłam do swojego pokoju i szybko wbiegłam do garderoby. Nie wiedziałam dokładnie jaka jest pogoda na dworze, choć byłam na nim 5 minut temu. Postanowiłam więc w samej bieliźnie i prześwitującej bluzeczce do pupy podejść do otwartego okna, co okazało się niezbyt mądrym pomysłem, ponieważ wszyscy pracownicy zaczęli pogwizdywać, a ja czułam się czerwona jak dorodny burak. Nie chciałam pokazać swojej głupoty, więc pokazałam im język i weszłam spokojnie do pokoju aby się ubrać, w coś luźnego, ponieważ okazało się, że na podwórku jest upał. Założyłam więc na siebie czarny, obcisły top, a na niego tą o dwa rozmiary za dużą koszulę co miałam przed chwilą. Bardzo ją lubiłam, ponieważ: Była prześwitująca i mogłam pokazać swoje piękne ciało, była luźna więc nie ograniczała mi swobody i po prostu była śliczna. Jedno ramiączko zjeżdżało mi z ramienia, co dodawało jeszcze większego uroku temu ubraniu. Do tego założyłam czarne, spodenki, zrobione ze starych spodni. Na stopy założyłam biało-szare adidasy lekko za kostkę. Na nadgarstku oczywiście miałam bransoletkę od mamy. Włosy rozpuściłam i z powrotem spięłam, tym razem w luźnego. Po bokach opadały po jednym kosmyku włosów. Spryskałam się cytrynowym antyperspirantem i wyszłam z pokoju. Na dole spotkałam Shikaku, który na mój widok się zaczerwienił, co było dziwne bo to mój brat. Powiedział mi, że musi jechać coś załatwić i że mam się zając na jego nieobecność biznesem. Zgodziłam się, choć szczerze to nie wiedziałam co mam niby robić, ale oznaczało to, że pałeczkę dowodzenia na jego nieobecność przejmuję ja, co mi się bardzo spodobało. W podskokach weszłam do kuchni i zjadłam szybko śniadanie. Trzymając w jednej dłoni pukiel kluczy a w drugiej końcówkę bułki, udałam się w stronę garaży. Stanęłam przed swoim garażem i nabrałam powietrza w usta. Wiedziałam, że muszę tam wejść i zacząć się uczyć. Tak więc po chwili, włożyłam do buzi bułkę i otworzyłam go. Buchnęłam we mnie fala zimnego powietrza. Weszłam do niego i zaświeciłam światła. Położyłam klucze w małym, szklanym kantorku, gdzie znajdował się aparat do mieszania farb. Był tam też laptop, krzesło i mała, stojąca szafeczka. Zasiadłam za laptopem i załączyłam go. Stwierdziłam że jest tutaj strasznie cicho, więc poleciałam do swojego pokoju do wzmacniacz i dwa małe głośniki. Już po chwili myślałam jak je podpiąć. Po jakiś 15 minutach udało się. Podłączyłam do laptopa, kabel USB z moją mp4 i grała muzyka. Wiedziałam, że będzie ona dobra, ponieważ sama ją ściągałam. Przeciągnęłam się i wyszłam z kantorka. W głośnikach leciała piosenka Hard In Tango – Tomorrow. Jedna z moich ulubionych. Zaczęłam układać wszystko na swoje miejsca. Było tego na prawdę dużo. Zostało mi jeszcze jedno pudełko. Było ono dość wysokie, więc aby coś z niego wyciągnąć musiałam się konkretnie schylić. Pech chciał, że akurat jak byłam tyłkiem odwrócona do frontowych drzwi, to cała grupka robotników stanęła w drzwiach. Znieruchomiałam, jak jeden z nich odchrząknął. No ale co, czy to moja wina że akurat teraz weszli? No nie, więc ja nie mam się czego wstydzić. Wyprostowałam się z i trzymając w ręku duże pudełko, przywitałam się z nimi. Oni uczynili to samo, porozglądali się po obcym im pomieszczeniu i wyszli. Ja poszłam położyć duże pudełko obok kantorka i wróciłam się po kolejne, bo w jednym dużym, były dwa mniejsze. Znowu zanurkowałam do jego środka i gdy się wychyliłam, kontem oka zauważyłam, że nie wszyscy udali się z powrotem do pracy. Oczywiście Hidan nadal stał d drzwiach. Ja teraz tutaj dowodziłam i nie mogłam pozwolić aby się obijał. Postanowiłam interweniować.
- A Ty nie powinieneś wracać czasami do pracy? - Powiedziałam oschle i odwróciłam się do niego plecami aby odłożyć pudełko. Kiedy się odwróciłam z powrotem, on był już nieco bliżej mnie. Nie przejmując się nim, chwyciłam duże pudło i wyniosłam go za garaż, po czym wróciłam do środka.
- No teoretycznie to powinienem.
- No to jak powinieneś to wracaj do pracy, a nie obijaj się.
- Pozwolisz mi dokończyć? - Zapytał uprzejmie, na co ja odłożyłam puszkę z farbą i oparłam się o ścianę obok niego.
- Mów o co Ci chodzi. - No po prostu mi tylko czas zajmował.
- Jak już mówiłem powinienem iść dalej pracować, co zresztą zaraz uczynię, ale że nie jestem tak ja inni to chcę się po prostu zapytać jak tam Twoja kostka, bo widzę że już szyny ani buta nie masz.
- Świetnie, stopa sprawuje się jak nowa. - Odpowiedziałam mu z wymuszonym uśmiechem.
- A powiesz mi dlaczego nie pokazywałaś się przez trzy tygodnie?
- Moja nieobecność, moja sprawa. A teraz przepraszam ale muszę wracać do pracy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz