- Sakura, to głupie, wpuść mnie!
- Nie! - Odezwały się we dwie, po czym wpadły w śmiech.
- Zobaczysz ją już na dole, przestań.
- Wytrzymasz! - Odpowiedziała mi Shizume. Byłem na nie zły, bo nie chciały mnie wpuścić do pokoju, w który były i się szykowały, a dokładnie to tylko Shizume.
- Nie chodzi o to, po prostu się zaraz spóźnimy!
2 tygodnie temu, kiedy mieliśmy iść do tego klubu, przejeżdżając obok niego, okazało się, że jest w przebudowie. Aż do dziś. Przez ten czas bardzo zbliżyłem się do Shizume, a ona do mnie. Wiem o niej wiele więcej niż na początku i znaleźliśmy wspólny język. Wiem, że mimo tego iż jestem od niej dużo starszy, bo prawie 10 lat, no tak dokładnie to 9, to nie przeszkadza nam to. Ja nie widzę żadnej przeszkody, jeżeli chodzi o wiek i wiem, że ona też nie. Znamy się niecałe 2 miesiące, ale sam nie wiem jak to się stało, lecz mogę powiedzieć, że to ta jedyna. Czasami nie potrzebujemy słów, żeby się dogadać, co nie oznacza, że nie mamy przed sobą jakiś swoich tajemnic. Są pewne sprawy, o których jeden drugiemu nie mówi i ja to szanuję, bo wiem jakie to może być ważne dla człowieka. Przyjdzie czas, to i o nich będzie się rozmawiać. Nie zmusiłbym ją do niczego, czego ona by nie chciała. Jest moim słońcem na niebie, spadającą gwiazdą, w czarną noc. Jest dla mnie powietrzem. Jest dla mnie wszystkim. Obawiałem się tylko tego, jak Sakura zareaguje. Ona wie, że nadal jest dla mnie najważniejsza i zrobię dla niej wszystko. Na szczęście dogaduje się z Shizume, jak ze starszą siostrą, z czego jestem bardzo dumny. Cieszę się, że nie ma jakiegoś spięcia między nimi, rywalizacji, czy coś. Bardzo mnie to cieszy. No ale czasami, miały naprawdę dziwne pomysły, tak jak teraz. Nie chciały mnie wpuścić do pokoju Sakury, rozumiem, że się przebierały, no ale ileż można się ubierać. Siedzą tam tak już bite 2 godziny i ciągle się śmieją, jakby miały z czego, a mnie tutaj już coś trafia. Jak tak dalej pójdzie to wywarze te drzwi, co jest chyba jedynym wyjściem. Inaczej się spóźnimy. Stwierdziłem, że nie ma co tak dłużej tutaj stać i błagać je, żeby mi otworzyły. Poszedłem więc na dół.
***
- A gdybyś założyła tą na rękę? - I pokazała mi piękną srebrną bransoletkę, z różnymi doczepkami. Była śliczna. - No i do niej standardowo te srebrne i czarne, cienkie kółka, hm?
- Pewno! To ja zabieram ubrania i lecę się ubrać. - Weszłam do jej łazienki i zaczęłam się ubierać. Gdy byłyśmy na zakupach, kupiłam czarną sukienkę, na grubych ramiączkach z dość dużym dekoltem. Była idealnie dopasowana, do mojej idealnej sylwetki. Nie była upięta, taka akurat. Czułam się w niej bardzo komfortowo. Do tego kremowe szpilki. To były najpiękniejsze buty jakiekolwiek w życiu widziałam. Wysokość obcasa to 12 cm. Sama platforma miała 2,5 cm. But ten, nie miała żadnego zabudowania. Cała stopa była pokryta z skórzanych, kremowych pasków. Jedne były cieńsze, a inne znowu grubsze. Zapinało się je z tyłu nogi, a sięgały lekko za kostkę. Czułam się w nich jak papciach, na serio. Nie miałam nawet cienia zachwiania. Kroki stawiałam pewnie i zdecydowanie. Sama nie wiem jak ja to robiłam, że już po pierwszym kroku nie wywróciłam się. Wyszłam z ubikacji, to od razu zabrałam się za pomalowanie sobie paznokci u stóp i dłoni. Oczywiście na czarno. Uwielbiałam paznokcie w tym kolorze. Buty postanowiłam założyć na samym końcu. Do ich koloru, postanowiłam zabrać torebkę i pomalować się w odcieniach beżu i czarnego. Biżuteria też była w takich kolorach.
***
Zaraz po Shizume, do łazienki wkroczyłam ja. Dziś wieczorem i ja postanowiłam się zabawić. Otóż, dostałam sms'a od Kei, o tym, że jej kuzynek robi imprezę, z okazji swoich 18-stych urodzin. No i tak się złożyło, że może przyjść z osobą towarzyszącą. I padło na mnie. Dlatego ostatnio na zakupach z Shizume, kupiłam specjalnie coś na tą okazję. No dokładnie to ja tylko to zapłaciłam, bo prawie wszystko wybierała Shizume. Ta dziewczyna ma niesamowite wyczucie mody. Naprawdę, to jak szybko i dokładnie znalazła mi odpowiednie ubrania, to się w głowie nie mieści. Nie chciałam wyglądac jak jakaś wysuszona rodzynka w sukni balowej, dlatego wybrałyśmy coś luźniejszego. Biała koszula, z całkowicie przeźroczystego materiału na plecach, z przodu przechodziła na całkowicie białą koszulę. Kołnierzyk był wysadzany odblaskowymi kuleczkami, tak samo jak górna część paska, zakrywającego guziki. Miała długie rękawy, więc nie brałam żadnej kurtki. Założyłam też zwykłe, bardzo jasne i upięte spodnie jeansowe, w które włożyłam koszulę. W spodniach był brązowy pasek pod kolor kowbojek lekko za kostkę. Do tego jakaś biżuteria i zaraz po wyjściu, Shizume zaczęła się mi uważnie przyglądać, po czym z dumą stwierdziła, że zrobiła kawał dobrej roboty. Pomalowałam palce w dłoniach na miętowo i czekałam aż wyschnie. Oczy pomalowałam na czarno-brązowo. Rzęsy dokładnie podkręciłam zalotką i dokładnie wytuszowałam. Włosy spięłam wysoko w mocnego, prostego kucyka. Założyłam kolczyki-koła. Mimo, że nie chodzę w takich ubraniach za często, bo wolę ubierać się bardziej na luzie, to zadziwiająco dziwnie czułam się w tym bardzo dobrze i wygodnie.
- No to co Laska, idziemy?
- Pewnie! - Powiedziałam, mimo, że nie chciałam nigdzie iść. Czułam się strasznie skrępowana, bo wiedziałam, że wszyscy są no dole.
- Chodź, chodź! Świetnie wyglądasz. Jest za piętnaście.
- No już idę, idę. - Pociągnęła mnie za rękę i razem schodziłyśmy po schodach. Jak na złość, wszyscy byli na korytarzu i czekali tylko na nas. Dostrzegłam tył Itachi'ego, i automatycznie moje serce zaczęło szybciej bić, a dłonie miałam już lekko zwilżone. Nie chciałam żeby się odwrócił. Niestety, jak na komendę, zrobił to i spojrzał w moje oczy. Zamroziło mnie i nie umiałam dalej iść. W jednej chwili straciłam wszystko, wraz z mózgiem. Jego oczy przeszywały moją duszę na wskroś.
***
Gadałem z chłopakami, kiedy usłyszałem stukot obcasów. Jak na komendę, odwróciłem się i zamarłem. Pierwsza schodziła Shizume, która od razu podbiegła do Shikaku i padła mu w ramiona, po czym wyszli z wszystkimi. Zostałem z nią sam. Świat zaczął jakby wirować. Nic nie słyszałem, nic nie czułem. Widziałem tylko ją. Tylko ona się liczyła. Czułem jak serce zaczyna mi coraz to szybciej bić. Zatrzymała się na ostatnim stopniu i zarumieniona patrzyła na mnie. Wyglądała tak pięknie, tak kobieco i dziewczęco. Tego nie dało się opisać. Czułem ją zapachem, widziałem ją wzrokiem. Chciałem jej dotknąć, lecz wiedziałem, że nie mogę. Tak bardzo chciałem ją mieć dla siebie, lecz wiedziałem, że to niemożliwe. Jej lekki i niewinny uśmiech, może jakieś 50 cm ode mnie, wyrwał mnie z tego transu. Nawet nie wiem kiedy ona do mnie podeszła. Kiwnęła głową w stronę drzwi.
- Ja-Jasne. - Powiedziałem w końcu i puściłem ją pierwszą. Szła przede mną kręcąc biodrami, jak kociak.
***
Byłyśmy z Kei lekko spóźnione, ale przynajmniej jak to powiedziała: Będziemy miały wielkie wejście. Faktycznie było wielkie. Kiedy schodziłyśmy po schodach, momentalnie wszyscy zaczęli się na nas gapić. Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić, gdzie patrzeć. Czułam jak się czerwienię. Na szczęście, Kei mnie pociągnęła za rękę i poszłyśmy odszukać jubilata, aby złożyć mu życzenia. Chłopak była na prawdę ładny, lecz zajęty. Podobno jego dziewczyna, umie karate i już nie jedna laska, która chciała jej go odbić, źle skończyła. Prezent odebrał i zaprowadził nas do stolika, po czym odszedł, życząc miłej zabawy. Sala była wielka. Niektórzy stali, a inni tańczyli. Ogółem, było około 200 osób. Czyli jak duże wesele, a nie urodziny. No ale mniejsza. Atmosfera na początku była nieco drętwa, ale teraz już jest świetnie. Wszyscy się bawią, tańczą, gadają i śmieją. Na każdej fajnej piosence wychodzimy z Kei na parkiet i tańczymy. Czyli jesteśmy na parkiecie przez cały czas, bo piosenki są tylko takie. Kręci się tutaj sporo fajnych kolesi, nawet dwóch poprosiło mnie do tańca. Trochę się kleili, bo mieli już swoje wypite, więc na 1 piosence się kończyło.
Nagle - światła przygasły, na całej sali zrobiło się niebiesko, granatowo i czarno w ciemniejszych miejscach. Oszklona kula, kręciła się zdecydowanie wolniej, a z każdego konta sali zaczął napływać biały dym. Nikt nie wiedział co się dzieje. Nagle DJ, puścił jakąś wolną, ale radosną piosenkę. Postanowiłam opuścić parkiet i odpocząć na sofie. Niestety nie był mi to dane. Kiedy już miałam usiąść, ktoś delikatnie lecz stanowczo uchwycił mój nadgarstek. Lekko i zwinnie odwrócił mnie przodem do siebie. Nie wiedziałam jego twarzy, ponieważ staliśmy w ciemnym miejscu. Oczywiście był to chłopak, ale jaki... Był bardzo wysoki, może z 2 głowy ode mnie wyższy. Dobrze zbudowany i wyprostowany, trzymał moją dłoń. Jego włosy były lekko przy długawe, ale idealnie rozczochrane. Nie widziałam jego twarzy, a on mojej. Miałam jednak przeczucie, że już od jakiegoś czasu mnie obserwował. Że nie widział mnie tutaj po raz pierwszy. Uważnie patrzył w moje źrenice, a ja w jego. Świeciły mu się oczy, od mojej koszuli. Były czarne jak najgorsza noc, jak smoła. Zaczął delikatnie nachylać się w moją stronę. Miałam złe przeczucia, ale nie mogłam nic zrobić. Strach mnie autentycznie sparaliżował i onieśmielała mnie jego tajemniczość, jak i gracja.
- Zatańczymy? - Zapytał szeptem. Po czym, nie czekając na moją odpowiedź, zaczął delikatnie ciągnąć mnie na parkiet. Już po chwili byliśmy na środku, całkiem sami. Nie miałam pojęcia dlaczego tylko my tańczymy. Ale to nie miało dla mnie teraz takiego znaczenia jak to, kim jest ten tajemniczy nieznajomy? Nie dawało mi to spokoju. Uchwycił moją prawą dłoń i dźwignął ją lekko ku górze. Swoją prawą położył mi spokojnie na plecach i przysunął do siebie, tak że nasze ciała stykały się bezwzględnie. Moja lewa dłoń, powędrowała na jego prawy bark. Zaczęliśmy się lekko i spokojnie bujać. To w lewo, to w prawo. Patrzyliśmy sobie w oczy, których tak naprawdę nie widziałam za dobrze. Mimo to wiedziałam, że są piękne. Umiał idealnie tańczyć. Żadnych potknięć, przydeptywania, niepotrzebnych kroków i ruchów. Czuł muzykę i rytm tak samo dobrze jak ja. Czasami czułam na plecach, jak jego dłoń jeździ po nich. Przechodziły mnie wtedy przyjemne dreszcze, lecz nie podobało mi się to zbytnio, bo wiedziałam, że za chwilę jego dłoń spocznie na moim tyłku. No i długo nie musiałam na to czekać. Jego dłoń dotykała to mojego tyłka, to pleców. Wszystko zrozumiem, ale tego nienawidzę. Fakt, był przystojny, ale bez przesady...
- Nie pozwalaj sobie. - Powiedziałam, równie słodkim głosem jak wtedy on, kiedy prosił mnie do tańca. Może i zawrócił mi w głowie, ale nie straciłam rozumu do końca. Automatycznie jego dłoń znalazła się na wysokości zapinki, od stanika. Ma szczęście, inaczej by go coś mogło zaboleć. Na moment zawrócił mi w głowie, swoją gracją, ale teraz czułam do niego jakiś dystans. Już nie zdawał się taki jak na początku. Mimo, że dalej mnie pociągała jego tajemniczość. No ale w takich sytuacjach sprawdza się to, że mężczyzną to tylko jedno w głowie. Rozumiem, gdybym była jakąś pierwszą lepszą, no ale nie jestem i nie dam się tak traktować. Nareszcie piosenka się skończyła, a on podziękował za taniec.
- A przeprosić, to już nie łaska, co? - Pomyślałam sobie i szłam w kierunku naszego stolika. On też gdzieś zaraz zniknął. Po chwili cała sala przybrała początkowy wystrój, a w głośnikach zaczynała się piosenka Dana Balan'a – Justify Sex. Kei nie dając mi chwili na przemyślenia, ani na odpoczynek pociągnęła mnie na parkiet, mówiąc, że potem jej muszę wszystko opowiedzieć. Sama nie wiedziałam co tutaj jest do opowiadania. Poprosił mnie do tańca jakiś tajemniczy, przystojny, nieznajomy, któremu chodzi tylko jedno po tej jego pustej pale. Na początku byłam trochę nie w sosie po tym tańcu, ale później zapomniałam o nim i dalej cieszyłam się imprezą. Mimo wszystko, nadal czułam jego wzrok na swoim ciele. Przeszywał mnie tymi swoimi lodowatymi oczami.
- Hej. Długo czekasz?
- Nie, nie. Hej...
- Co Ci się stało w nogę? Masz ją złamaną?
- Sakura, co się stało ?
- Tak więc słucham Cię...
- Narutooooooooooooooooooo!
- Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!! - Wrzeszcząc zbudziłam się z łóżka, cała spocona. Szybko i nierówno oddychałam. Przez jakieś 5 minut, nieruchomo siedziałam na łóżku. To wszystko było takie realne, takie prawdziwe. Te wspomnienia, Naruto... Nie wiedziałam dlaczego akurat teraz to mi się śniło, i dlaczego akurat te sceny. To było jak urywki z jakiegoś filmu, bardzo starego filmu. Z filmu, o którym chcę już zapomnieć. Chcę zapomnieć ale już nie umiem. Nie mogę. Zakryłam twarz dłońmi i tkwiłam tak przez chwilkę. Niechętnie zwlokłam się z łóżka i poczłapałam do łazienki. Gdy z niej wyszłam pootwierałam wszystkie okna, a przez nie wdarł się do mojego pokoju zimno-ciepły wiatr. Chciał pobawić się moimi mokrymi włosami lecz nie umiał, były zbyt ciężkie. Swoją drogą, przez te wakacje, moje włosy sporo urosły, nabrały objętości. Jednym słowem wróciły do dawnej formy, kiedy jeszcze nie nosiłam peruki. Ubrałam bieliznę, spodenki i cienką, luźną koszulkę. Schodząc usłyszałam jak piszczy czajnik. Podbiegłam i wyłączyłam go, przy okazji robiąc sobie herbatę i śniadanie.
Za 4 dni zaczynała się szkoła. Byłam tym faktem zdruzgotana, do szpiku kości. Najgorsze było to, że nadal nie wiedziałam na jaki kierunek mam iść. Tyle mi się wszystkiego podobało, lecz nie wszędzie się dostanę i nie wszędzie sobie poradzę, mimo że inni wmawiają mi, że dam radę, co jest ewidentną głupotą, bo przecież ja wiem lepiej co umiem, a co nie. No ale oni nie chcą tego słuchać, najlepiej żebym szła do liceum, potem zdała maturę, zaczęła studiować. Najlepiej na medycynie, a liceum to biol-chem... Pff... Nikt mnie do tego nie zmusi, o nie! Ja nie widzę przyszłości w pójściu do liceum. Choć, może akurat... Kto wie? No dobra, przyjmijmy, że chcę iść do liceum, ale jeżeli już to na pewno nie na biol-chem! Może mat-fiz? O! No to już prędzej! Choć, o Boże, czy ja się do końca obudziłam? Mat-fiz?!?! Hahaha! Przecież, ja nienawidzę matmy jak się tylko da! No może sam przedmiot lubię, ale nie rozumiem matematyki ani w 0,5%... No to co? Biol-chem? Ech... Potem maturka, studia na medycynę i pół życia w dupie... No ale może akurat będzie fajnie. To znaczy, to się ma mi podobać, a nie że może będzie fajnie... No ale w sumie, biologia jest spoko, a chemia...? Yyy... Chemię jakoś przeżyję. Chyba... Nie było innego wyjścia, musiałam do niej zadzwonić!
- Co jest?
- Szkooooła! Pomocy, ja nie wiem gdzie mam iść...
- Szkołą będziesz mi dupę zawracać? No weź...
- Świetnie, że chcesz mnie wysłuchać, bo mam Ci tyle do powiedzenia! - I zaczęłam jej to wszystko opowiadać, a w słuchawce słyszałam tylko potakiwanie. Wiem dobrze, że nie chciało się jej tego słuchać, bo na samo słowo „szkoła”, jest jej niedobrze, ale musiałam się komuś wygadać. Strasznie mi jest z tym ciężko i nie ma mi kto doradzić.
Wieczorem porozmawiałam o tym z Shikaku. On jako jeden z braci, najlepiej umie słuchać. Był dla mnie jak ojciec i matka, jednocześnie. Objął mnie wtedy mocno, w swe silne ramiona i zaczął delikatnie kołysać jak do snu. Powiedział co miał do powiedzenia i po prostu siedzieliśmy w ciszy. Intensywnie nad tym myślałam i stwierdziłam, że pójdę do liceum, na biologiczno-chemiczny profil. Jutro wyciągnę Kei do najlepszego liceum w Tokio i zobaczymy co się będzie dało zrobić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz