- Moja nieobecność, moja sprawa. A teraz przepraszam ale muszę wracać do pracy. - Powiedziałam to i wróciłam do wcześniejszej pracy, odgarniając włosy z czoła i wypuszczając głośno powietrze z ust. Nie wiem jaką miał minę, co ona wyrażała. Kiedy się odwróciłam, już go nie było. Już wtedy wiedziałam, że zepsuł mi cały dzień. - Jeden z najszczęśliwszych dni w moim życiu. - Posprzątałam cały garaż i postanowiłam przynieść tam parę swoich rzeczy. Patrząc lekko w prawo chciałam uchwycić obraz pozostałych garażów, lecz tylko zobaczyłam długi kosmyk włosów Dei'ego. Nawet nie było ich zbytnio słychać. W pokoju obmyłam twarz zimną wodą. Na dworze było strasznie parno. Po chwili bycia w garażu, czułam jak wilgnie mi całe ciało.
Zabrałam ze sobą mp4 i wyszłam z pokoju. Mógłby Shikaku już przyjechać. Weszłam z powrotem do garażu i założyłam słuchawki na uszy. Leciały moje najlepsze piosenki. Cicho podśpiewywałam pod nosem i lekko bujałam się. Cały garaż już lśnił czystością i tylko teraz trzeba było w nim zacząć pracować. Usiadłam na krześle i jakoś nie miałam ochoty żeby cokolwiek tutaj jeszcze dziś zrobić. Słyszałam jak z garażu obok mnie rozległy się męskie śmiechy. Nagle usłyszałam warkot samochodu i Shikaku wychodzącego ze środka. Poszedł do swoich nowych znajomych. Głośno wypuściłam powietrze z ust. W jednej chwili zaczęłam czuć jak igiełki potu wbijają mi się w całe ciało. Po paru sekundach cała byłam oblana zimnym potem. Przed oczyma zaczynałam widzieć szare plamki. To nie wróżyło nic dobrego. Wiedziałam, że jak za chwilę czegoś nie zrobię, to zemdleję. Czułam jak opadam z sił. Nie mogłam się podnieść z krzesała. Leżałam tam jak wywłoka. Musiałam coś zrobić żeby kogoś do siebie sprowadzić. Resztkami sił wyciągnęłam rękę i zrzuciłam na podłogę pudełko z narzędziami. Po całym garażu i podwórku rozległ się głośny huk.
- Sakura, wszystko w porządku? - Ledwo usłyszałam głos Shikaku. Nie mogłam mu nic odpowiedzieć, nie umiałam. Miałam nadzieję, że zorientuje się i co się mogło stać i przyjdzie. - Sakura? - Znowu. Już całkiem opadłam z sił. Powoli zsuwałam się z krzesła. Słyszałam tylko jak ktoś biegł w moją stronę i głośno krzyknął moje imię.
- Uratowana.- pomyślałam i zemdlałam.
***
- Sakura? Sakura, otrząśnij się!!
- Itachi, choć tutaj! - Ktoś na mnie krzyknął, kiedy ledwo co wyszedłem z samochodu. Szybko pobiegłem za tym głosem. Uwidziałem jak Shikaku kładzie Sakurę na kanapie przy basenie i próbuje ją ocucić.
- Dzwoń po karetkę! - Krzyknął do mnie.
- Czekaj, odsuń się. - Pochyliłem się nad nią i spojrzałem na jej oczy. Sprawdziłem też puls - był. - Nic jej nie będzie, podaj mi tylko woreczek z kostkami lodu, ręcznik, plaster i wodę utlenioną.
- Jak to?
- Po prostu zrobiło się jej słabo, nie dziwie się. Przy takim upale... - Poszedł po lód, a ja oparłem jej głowę o oparcie kanapy. Po chwili zimne kostki lodu chłodziły jej czoło.
- Powinna za chwilę odzyskać przytomność. - Powiedziałem mu na uspokojenie, bo stąpał nerwowo obok mnie. Przykładałem jej zimny ręcznik do rozprażonych policzków. Nic to nie dawało, co mnie lekko niecierpliwiło. Już dawno powinna się otrząsnąć. Shikaku mnie zabije jeżeli jej się coś stanie. Postanowiłem do niej mówić i ją cucić.
***
Coraz wyraźniej słyszałam jak ktoś wypowiada moje imię i mnie budzi. Byłam bardzo osłabiona, to pewnie przez tą pogodę. Szkoda, że ręce miałam jak z ołowiu, bo z chęcią bym przywaliła temu kto mną trząsł. Postanowiłam lekko otworzyć ciężkie powieki. Widziałam jak przez mgłę zarysy dwóch postaci. Jedna centralnie nade mną, a druga zaraz za nią. Obydwie wyglądały tak jakby na coś czekały. Nic nie mogłam zrobić. Czułam, że mam całe sparaliżowane ciało. Do końca nie wiedziałam dlaczego, bo najwyżej tylko zemdlałam.
- Sakura?! - Usłyszałam głos brata i lekko uniosłam głowę, po czym zaraz ją położyłam bo strasznie bolała. Otworzyłam szeroko oczy i zobaczyłam postać która była przede mną. To był Itachi. Czułam jak lekko się czerwienie. Tak blisko z takim przystojnym chłopakiem?
***
- Wszystko ok?
- T-tak. - Odpowiedziała i próbowała usiąść obok mnie. Pomogłem jej. - Dziękuję. - Powiedziała i po prostu poszła do domu. Od tak normalnie, jak zahipnotyzowana.
- Proszę... - Wydusiłem cicho i nie rozumiałem jej zachowania.
- Nie przejmuj się nią. Ostatnio coś się z nią dzieje... - Powiedział Shikaku i poszedł zamknąć jej garaż.
- To znaczy? - Poszedłem w jego ślady i zapytałem.
- Ech... Sam nie wiem... Nie potrafię jej rozgryźć. - Powiedział z totalnym zdołowaniem.
- Coś się stało?
- Odkąd tutaj przyjechaliśmy, bardzo się zmieniła. W Paryżu była normalna, jeżeli morza to tak nazwać.
- Może ktoś wpłynął na to, że się zmieniła?
- Sam nie wiem... - Powiedział i podrapał się z zrezygnowaniem po głowie. Nagle, choćby mu się coś przypomniało. Zdziwienie szybko przemieniło się w złość i gniew. - Ty gnoju! - Powiedział przez zaciśnięte zęby. Wystraszyłem się, ponieważ powiedział to patrząc centralnie w moje oczy.
- Al-
- Zabije skurczybyka! - Powiedział i szybko udał się w ślady za Sakurą. Nie wiedziałem co się dzieje. Shikaku szedł do domu, klnąc pod nosem. Nie wiedziałem o co mu chodzi, ale domyślałem się. - Na dziś już skończyliście pracę. Powiedz im, że mają już jechać do domów. Jutro o tej samej godzinie. - Powiedział i zamknął drzwi. Koledzy nie kryli zdziwienia ale już po chwili, było posprzątane i pusto. Ja też powili zacząłem iść w stronę domu. Słyszałem jak Shikaku krzyczy na Sakurę. Ona też krzyczała. Bałem się o nią, bo widziałem jak zareagował Shikaku na daną myśl. Wszedłem do domu i przez uchylone okno starałem się coś usłyszeć. Wiem, że to nie było w moim stylu, ale ta dziewczyna tak na mnie działa, że sam przywalę temu który ją skrzywdzi.
***
- Pytam ostatni raz. Co on Ci zrobił?!
- Ja też Ci mówię już ostatni raz: NIC!
- To dlaczego się tak zachowujesz?! Przecież oboje wiemy, że coś jest z Tobą nie tak! Jak Ty się zachowujesz?!
- No jak?! Proszę powiedz mi, bo ja nie wiem!
- Mam Ci powiedzieć?
- Tak.
- Dobra. Od kiedy przyszłaś ze spotkania z tym całym Naruto nie da się z Tobą pogadać. Ciągle się o coś wściekasz, zamykasz się w pokoju i płaczesz. Wychodzisz gdzieś codziennie z rana i potem mówisz, że byłaś w sklepie po pieczywo! Nie jesteś taka jak kiedyś, co się z Tobą stało?! Co on Ci do cholery zrobił!
- To Ty uważasz, że ze mną jest coś nie tak! Ja czuję się świetnie!
- Nie tylko ja Sakura, nie tylko ja...
- Co?! No świetnie! Widzę, że obgadujecie mnie za plecami w najlepsze, tak!?
- Nie, nie do cholery! Po prostu wszyscy widzimy, że coś się z Tobą dzieje i tylko Ty tego nie widzisz, bądź nie chcesz widzieć!
- Kiedy to ze mną nic się nie stało, jestem taka jak kiedyś. Nie widać?! - Czułam jak słona ciecz napływa mi do oczu.
- Nie Sakura, to jeszcze nie jesteś Ty...
- Czyli co...? Jesteście na mnie o to źli...?
- O co? Co Ty mówisz?
- Jaka ja byłam głupia, o Boże Kochany. Jak mogłam tak myśleć. Co ja sobie myślałam?! - Powtarzałam do siebie i czułam jak mi się robi słabo. Chwyciłam się szybko ściany i nie dałam po sobie tego poznać.
- Sakura, o co Ci chodzi?
- Co ja sobie myślałam? Byłam głupia... Tak bardzo głupia...
- Do cholery, Sakura!
- Nadal mnie o to obwiniacie, prawda?
- Co?! Co Ty wygadujesz ?!
- Powiedz szczerze, masz do mnie pretensje o to co się stało z mamą i tatą, prawda?
- Co?! Sakura proszę Cię, przestań wygadywać takie głupoty!
- To nie są głupoty, tylko prawda i Ty ją doskonale znasz...
- Nie, nie, nie!! Przestań, bo tutaj nie wytrzymam! - Krzyczeliśmy na siebie nawzajem z tym, że mi już przechodziło.
- To uderz mnie. Śmiało. Pewnie Ci ulży, wyżyj się. Już i tak nie mam po co żyć... - Podszedł do mnie szybkim krokiem i chwycił mnie mocno za barki. Patrzeliśmy sobie w oczy. Z moich nadal płynęły łzy.
- Boże jedyny, Sakura. - Powiedział i przytulił mnie mocno, co mimo wszystko uczyniłam i ja. - Słuchaj mnie. - Zaczął nie przerywając uścisku. - Nigdy w życiu nie mieliśmy Ci za złe tego co się stało z naszymi rodzicami. Dlaczego Ty tego nie chcesz wreszcie zrozumieć, tylko ciągle do tego wracasz? Każdemu z nas ciężko jest o tym mówić, więc po co do tego wracać? Stało co się stało i nikt czasu nie cofnie. Tak widocznie musiało być, tak chciał Bóg. A naszym rodzicom na pewno jest dobrze tam u Góry. Teraz pewnie na nas patrzą, na Ciebie i z pewnością nie chcą abyś płakała. Są tam razem, wraz ze swoją miłością. Kochają się i nas, tak samo jak my tutaj. Teraz jesteśmy tutaj, nie w Paryżu i dobrze. Nasz tato kupił nam tą posiadłość, zanim jeszcze zmarł, co oznacza, że planował śmierć. Planował po pełnić samobójstwo. Myślałem, że teraz będzie nam lepiej, że tutaj zapomnisz o wszystkim tym co stało się tam. Myślałem, że tutaj będzie Ci lepiej, nam. Ale widocznie myliłem się.
- Szłam do niego z myślą, że będzie tak jak kiedyś. Wszystko było ok, do momentu aż nie przyszła jakaś laska i zaczęli się całować. Ja stałam tam jak idiotka, nie wiedząc po co. Nie chciałam żeby był ze mną albo coś, ale po prostu myślałam, że się to inaczej skończy. Dlatego zmieniłam wtedy tak szybko zdanie. Chciała wyjechać do tej całej Japonii i zapomnieć o nim. Teraz wiem, że będę musiała dać sobie radę ze swoim wyborem, za wszelką cenę. Zapomnieć o tamtym życiu i zacząć od nowa.
- A my będziemy z Tobą.
Mijały godziny, dni, tygodnie. Dużo się zmieniło. Ja się zmieniłam, po raz kolejny i ostatni. Stosunki moje i braci się znacznie po prawiły. Jeżeli coś któremuś nie pasuje mówimy to wprost, w oczy. Rozmawiamy o swoich problemach i pomagamy sobie wzajemne. Skończyłam być zarozumiałą dziewczynką, która patrzy tylko na to jaka jest sponiewierana, biedna i bezbronna. Ogarnęłam swój tyłek i nie dam sobie w kaszę dmuchać, bo nie na tym życie polega. Trzeba walczyć o swoje i nie bać się mówić tego co się czuje. Z Itachim nie widziałam się od ostatniego incydentu sprzed kilku tygodni. Nikt o nim nie mówi, nikt nie pyta... Nie wiem co się z nim dzieje, ale to może i dobrze, ponieważ nie myślę o nim 24/h. Aktualnie myślę nad wyborem szkoły, do której pójdę. Nadal nie wiem, co mam wybrać. Waham się między biol-chem'em a mat-fiz'em .Nie mam pojęcia co wybiorę. Zostało mi już na prawdę niewiele czasu, tak więc muszę coś wybrać. Do końca wakacji, jeszcze dwa tygodnie. Wtedy po tej rozmowie z Shikaku... Ona dużo mi dała i wyjaśniła. Zostawiłam całą przeszłość za sobą i idę dalej. Nie mogę ciągle myśleć tylko o sobie. Uświadomiłam sobie, że miałam wszystko, ale tak na prawdę to tego wszystkiego nie miałam. Nie doceniałam tego, robiłam co mi się podoba, nie zważając na to co inni powiedzą i co sobie pomyślą. Byłam strasznie dziecinna i nie chciałam tego zmieniać, sama nie wiem czemu. Teraz wiem, że się zmieniłam, nie mam zamiaru być tym kim byłam. Nadal mam parę cech i celi w życiu, których nigdy nie zmienię. Otóż, nie chcę mieć chłopaka, bo on tylko rani. A jak już jest z nim dobrze to na krótko i jeszcze to wszystko okaże się jedną wielką ściemą. A po co mi takie coś? Tak jestem wolna i mogę robić co mi się podoba, tańczyć na dyskotece z tym kim chce, rozmawiać z kim mi się podoba i robić maślane oczy do każdego. Nie mam też zamiaru, zmieniać się dla chłopaka, jeżeli nie mam pewności, że on by postąpił tak samo. W ogóle, to mam dopiero 17 lat, więc po co mi on? Teraz muszę się zająć sobą, rodziną i przyjaciółmi, których nie mam.
***
Mijał czas, a ja nadal nie mogłam się pogodzić z faktem, jaki się stał. Tamto życie tylko mnie raniło, a po co mi to? No, może dla szpanu i kasy to było ok, ale dla czystego sumienia to na pewno nie. Dobrze zrobiłam, że zerwałam z tamtym życiem, nawet bardzo dobrze. Ale teraz znowu jestem w kropce, bo nie będę mieć pieniędzy. Pieniądze są mi bardzo potrzebne, muszę mieć jakieś stałe i duże dochody, a z moim wykształceniem nigdzie nic nie znajdę. Może wezmę kredyt? Ale czy dadzą kredyt komuś takiemu jak ja?
Nie wiem co bym zrobiła gdyby nie on. Zrobił tak mało, ale jednocześnie tak wiele. Nigdy się mu za to nie odwdzięczę. Pozwolił mi abym dostała drugą szansę od losu, abym na nowo się urodziła. Nigdy o nim nie zapomnę, a powinnam. Nie mogę mu się teraz wpieprzać do jego życia, to by było nie fair. Ale... On jest taki... Po prostu cudowny, pod każdym względem. Opalony, wysoki, dobrze zbudowany, a nawet bardzo dobrze. Ma kochającą go rodzinę, fajnych braci i miłą siostrę. Piękny dom w bogatej dzielnicy... Niech to szlak! Znowu to samo się ze mną dzieje...! Znowu myślę tylko o pieniądzach, jestem zbyt żałosna żeby z nim być. Muszę się zająć sobą, a nie rozglądać się za młodzieńczą miłością, która już dawno przepadła. Nic nie będzie tak jak kiedyś, może to i dobrze? Sama nie wiem. Wiem tylko tyle, że chciałabym się z nim spotkać, porozmawiać. Żeby było tak jak wtedy na tej dyskotece. Chciałabym być jego dziewczyną, narzeczoną, żoną, partnerką do końca życia. Mieć z nim dzieci i żyć długo i szczęśliwie... Ech, marzenia są dupy. Ale czasami warto.
Więc może... Nie! O czym jak w ogóle myślę! Przecież to niedorzeczne. Ale... to będzie chyba jedyne rozwiązanie aby zdobyć duże pieniądze w krótkim czasie, choć wiem, że to co chcę zrobić, jest brudne. Będę się czuć przez to jak jakaś szmata, zdzira. Ale nie mam wyjścia, muszę jakoś zarabiać, muszę utrzymywać rodziców, ponieważ oni sami ledwo co wiążą koniec z końcem.
Budzik wybił punkt 6:00 - czas wstawać. Jak zwykle piekarnia, dom. Porządki, samotne siedzenie w domu i nauka medycyny. A przecież dziś jest sobota... Po winnam się szykować już od wczoraj na dyskę w klubie ale nie idę. Nie dziś.
***
Przeciągnęłam się leniwie w łóżku. Było cudownie. Myśl, że dziś sobota bardzo mnie cieszyła.Pewnie chłopaki pójdą ze znajomymi do klubu, a ja będę miała wolną chatę! Czyli... Zapraszam Kei do siebie! To jest świetna dziewczyna, na prawdę. Zawsze mnie zrozumie. Przez cały ten czas bardzo dobrze się poznałyśmy. Czasami z nią nawet rozwożę gazety po domach. Właśnie jeszcze moje Kochanie nie wie o tym, że chcę ją dziś widzieć u siebie.Tak więc dzwonimy do niej! Jeden sygnał, drugi, trz-
- Kto mnie kuźwa budzi tak wcześnie rano!? Pytam się?!
- Cześć Kochanie moje. Myślę, że Cię nie obudziłam? - Ah... Jak jak lubię ją tak budzić rankami, zawsze jest wtedy taka miła dla mnie.
- Nie no co Ty, już nie spałam od 5, wiesz?! - Mówiła dość mocno zdenerwowana, ale słodka wtedy była.
- Oj... Obudziłam Cię, Słoneczko moje? - W słuchawce usłyszałam tylko głośne wypuszczenie powietrza przez usta i dosłownie walnięcie się z powrotem do łóżka.
- O co chodzi? Myślę, że masz poważny powód żeby mnie budzić w SOBOTĘ o tak wczesnej porze...
- No pewnie, że mam. Chciałam usłyszeć Twój zdenerwowany głosik i zapytać jak się spało. - Powiedziałam powstrzymując się od nagłego wybuchu śmiechu.
- Sakura... Sakura... Nie igraj z ogniem, bo Cię po parzy! Mów o co Ci konkretnie chodzi... Mam wpaść dziś?
- No to świetnie, jesteśmy umówione! Bądź o 18:00. Buźka!
- Zabije Cię-... - Powiedziała zanim zdążyłam odłożyć jeszcze słuchawkę. Lubię się z nią tak podrażnić, zawsze mam wtedy niezły ubaw, a ona i tak się nigdy na mnie za to nie gniewa wie, że ją bardzo lubię i traktuję jak siostrę, zresztą ona też. Bracia też ją lubią, choć ma dość trudny charakter, więc się dobrałyśmy. Dochodziła godzina 08:30. Postanowiłam zwlec się z łóżka i zaczołgać do ubikacji, aby wziąć zimny prysznic. Dzisiejszy dzień zapowiadał się bardzo żwawy. Włosy spięłam w wysoką kitkę na czubku głowy. Gdzieniegdzie zwisały, to cienkie to grube kosmyki włosów. Założyłam czarną bieliznę. Postanowiłam założyć granatowo-szarą, zwiewną koszulkę, która kończyła się może z 3cm pod biustem, a jej koniec był na ukos. Rękawki normalne a na środku jakiś kolorowy napis. Do tego jasne, jeansowe spodenki i czarne trampki. Ubrałam się wyzywająco? Przecież to mój dom, więc mogę chodzić nawet w bieliźnie. Zresztą dziś tylko chwilowo pracuję, ponieważ mam zamiar iść się po opalać i w ogóle to idę po pływać. Jak długo tutaj mieszkamy, to jeszcze nie byłam w morzu. Zeszłam na dół, a tam już wszyscy siedzieli i jedli. Wszyscy czyli nawet pracownicy. Od jakiegoś tygodnia już tak jest, zawsze jedzą sobie u nas śniadanko, a czasami nawet i obiad. Na początku nie podobało mi się to, bo z miłą chęcią zeszłabym w piżamce do kuchni, ale teraz już się przyzwyczaiłam. Przywitałam się z wszystkimi i poszłam do kuchni zrobić sobie tosty. Gadali coś o samochodach i głośno się śmiali. Uśmiechnęłam się do siebie, bo stawaliśmy się jakby rodziną.
Wyciągnęłam talerz i szklankę, którą napełniłam sokiem jagodowym, oczywiście na tostach był dżem jagodowy. Zabrałam wszystko i udałam się do nich, do stołu. Było wolne miejsce obok Peina, więc siadłam obok niego. Życzył mi smacznego i wrócił go gadania. Zjadłam i przysłuchiwałam się ich rozmowie. Mówili teraz o dzisiejszym wypadzie do klubu, no to postanowione!
- A może byś się z nami wybrała, co Ty na to Sakura? - Zapytał Dei. Szczerze to nie wiedziałam co ma mu odpowiedzieć. To znaczy wiedziałam oczywiście, że „nie”, sama mina Shikaku dużo mówiła. Swoją drogą zabawnie wyglądał.
- Z miłą chęcią, ale jestem już dziś z kimś umówiona, więc dupa blada. - Powiedziałam śmiejąc się sama z siebie.
- Zawsze możesz z tym kimś iść.
- Nie, nie. Dziś zostaje w domu. Ale Wy bawcie się dobrze. - Po czym wstałam i posprzątałam za sobą. To miło z ich strony, że chcą mnie zaprosić, no ale jestem już dziś umówiona z Kei i nie mam zamiaru tego odwołać, bo by mi nie darowała tej porannej pobudki. Wkładałam naczynia do zmywarki, kiedy Shikaku podszedł do mnie.
- Nie żebym się wtrącał, ale z kim Ty się dziś umówiłaś?
- Z Kei. - Powiedziałam z uśmiechem na twarzy. - Myślę, że nie masz nic przeciwko, co? Wiesz będzie mi się tutaj samej nudziło, więc postanowiłam ją zaprosić, na noc. - Widać było, że kamień z serca mu spadł.
- Jasne, ok. Bawcie się dobrze. - Po czym pocałował mnie w czoło i poszedł do garażu, gdzie i ja za chwilę będę musiała iść. Zabrałam cukierka do buzi i poszłam. Wiele razy podchodził do mnie Dei, prosząc abym szła z nimi, ale za każdym razem odmawiałam. Nie mogłam tam po prostu pójść. Po pierwsze Shikaku nie byłby z tego na pewno zadowolony, a ja bym się tam dziwnie czuła. Wyciągnęłam białą kartkę na stół malarski, przysunęłam się do niego na stołku i zaczęłam szkicować. Rysowałam spokojne morze i dwoje zakochanych w sobie ludzi, którzy siedzieli na molo. Dobrze się czułam w takich klimatach, choć nigdy nie byłam tak na prawdę zakochana. Podśpiewując, po około 4 godzinach dochodziłam do końca. Fakt, obrazek ten potrzebował jeszcze wykończenia, ale już wyglądał pięknie. Odstawiłam wszystkie ołówki do kubka i posprzątałam miejsce pracy. Obrazek postawiłam na sztalugę i głośno westchnęłam. Usiadłam na okręcanym krześle i położyłam głowę na oparciu tak, że włosy rozpuściły się i opadły. Po chwili, wyszłam z garażu i poszłam zanieść kluczyki chłopcom. Pożegnałam się z nimi na wszelki wypadek i życzyłam udanej imprezy. Poszłam do pokoju się przygotować do wyjścia na plażę. Wparowałam do przebieralni i wygrzebałam biały struj do kąpieli, świetny był. Miał nisko osadzone majtki, na cienkich paskach, a góra była tylko zapinana guziczkiem z tyłu. Strasznie podkreślał moją opaleniznę. Rozpuściłam włosy, lekko nimi potrząsając, aby wyglądać bardziej zmysłowo i uwodzicielsko. Zabrałam ręcznik, założyłam okulary, mp4 i poszłam na taras. Nałożyłam na siebie jeszcze przeźroczystą, dużą koszulę, żeby nie było. Dochodziła godzina 14:00. Podśpiewując, prosto z drzwi tarasu szłam w kierunku plaży.
***
Akurat kończyliśmy pracę w zakładzie więc wszyscy wyszliśmy. Kiedy odwróciłem się aby pójść w stronę chodnika myślałem, że upadnę z wrażenia. Właśnie zamykała drzwi i niepotrzebnie poprawiała sobie czarne okulary. Wiatr lekko rozwiewały jej już i tak rozczochrane włosy. Dodawało jej to drapieżności i tajemniczości, aż chciało się do niej podejść i ... Porozmawiać oczywiście. Lecz na razie patrzyłem w nią jak jakiś dupek, choćbym nie widział w życiu dziewczyny. Ale to był fakt, tak pięknej jeszcze nie widziałem. Miała na sobie tylko biały, dwuczęściowy strój kąpielowy, który bardzo mocno eksponował jej figurę i atuty. Teraz było widać wszystko, jej piękne, długie i zgrabne nogi, szczupłą, klepsydrową talię i długą, ponętną szyję. Miała na sobie przeźroczystą, białą koszulę, chyba żeby nie przykuwać do siebie obcych, męskich spojrzeń co było bezcelowe, ponieważ nie dało się na nią nie patrzeć. Wyglądała przecudnie, a mnie aż ściskało w środku na samą myśl... O czym ja myślę! Otrząsnąłem się, a ona już powoli dochodziła do furtki, odwracając się do mnie i posyłając zalotny uśmiech, pod wpływem którego nogi zamieniły się w watę. Wszyscy momentalnie się zaczęli się śmiać, musiałem zabawnie wyglądać. W pewniej chwili zauważyłem jak podchodzi do niej Hidan. Miałem co do niego złe przeczucia, jeżeli był blisko niej. Postanowiłem wszystko obserwować i w razie czego za interweniować. Podchodził do niej powoli i ohydnie. Zaczepił ją o ramię, a ona odwróciła się z uśmiechem, który po zobaczeniu go od razu znikł. Na twarzy miała totalny niesmak do tego kolesia. Nie miałem nic do Hidana, ale czasami na prawdę przeginał. Był dobrym znajomym choć jeżeli chodziło o płeć piękna potrafił na prawdę skrzywdzić. Nie pozwolę aby zrobił coś jej. Dlatego nie czekałem, szedłem do nich.
***
- No hej piękności moje. - Powiedział uśmiechając się fałszywie.
- Cześć, o co chodzi? Z tego co wiem to już dawno skończyłeś prace, więc co tutaj jeszcze robisz? - Zapytałam z niesmakiem i groźbą w oczach.
- Bo chciałem Cię ujrzeć w takim oto stroju. Myślę, że o wiele nie proszę. - Powiedział i zbliżył się jeszcze bardziej, a ja wyprostowałam się i spojrzałam mu prosto w oczy.
- Oj, prosisz o wiele za dużo. - Powiedziałam i odwróciłam się od niego, chcąc już odejść. Ukradkiem widziałam jak Kiba idzie w naszą stronę. Czułam, że będzie dobrze. Nagle poczułam ucisk na prawym nadgarstku i lekko syknęłam. Odwróciłam się z kwaśną miną.
- Gdzie tak pędzisz, już mnie opuszczasz?
- A chcesz stracić tą pracę? Z tego co wiem, to nie wszędzie zatrudniają zboczeńców.
***
- Hidan, chyba musisz już iść. - Powiedziałem i złapałem go za ramię. Nie chciałem pokazywać wrogości, więc niechętnie i przymusowo się uśmiechnąłem.
- Wrócimy do tego, Mała uważaj. - Powiedział, a ja miałem ochotę mu solidnie przywalić. Jeszcze jedno zdanie i dostanie w mordę!
- Grozisz mi Hidan? Mam nadzieje, że wiesz iż nawet grożenie komuś jest karalne karą grzywną lub nawet do 2 lat pozbawienia wolności. - Uśmiechnęła się gorzko.
- To ile będę musiał zapłacić?
- Hidan, przestań! - Powiedziałem jeszcze w miarę spokojnie.
- Gdyby dali Ci to spłacać w ratach, to uwierz, że nie stać by Cię było nawet na ¼ pierwszej.
- Myślę, że pozwolili by mi zapłacić w naturze... - Po czym zaśmiał się obrzydliwie. Na co ona wzięła zamach i przywaliła mu z pięści prosto w twarz. On zaczął kląć i powoli się cofać, odchodząc. Sakura natomiast trzymała się za prawą dłoń i pocierała ją mocno. Ja stałem otumaniony i patrzyłem na nią.
- Myślę, że pozwolili by mi zapłacić w naturze... - Po czym zaśmiał się obrzydliwie. Na co ona wzięła zamach i przywaliła mu z pięści prosto w twarz. On zaczął kląć i powoli się cofać, odchodząc. Sakura natomiast trzymała się za prawą dłoń i pocierała ją mocno. Ja stałem otumaniony i patrzyłem na nią.
- Łaaaaaał! Nie wiedziałem, że taka drobna i słodka dziewczynka ma tyle w sobie pary!
- Powiedz to raz jeszcze, to osobiście poczujesz moją słodkość. - Odpowiedziała i rozprostowała drżącą dłoń.
- Haha, spoko. Żartuję przecież. Mocno boli?
- Powiedz to raz jeszcze, to osobiście poczujesz moją słodkość. - Odpowiedziała i rozprostowała drżącą dłoń.
- Haha, spoko. Żartuję przecież. Mocno boli?
- Nie, łaskocze wiesz?
- Może powinien to zobaczyć lekarz?
- Od razu chirurg plastyczny. - Powiedziała i w końcu się uśmiechnęła.
- I tak w ogóle to wyprzedziłaś mnie, sam miałem ochotę mu przywalić.
- W takich sytuacjach nie ma na co czekać. Lecę na tą plażę w końcu, pa. - Pożegnała się ze mną miłym uśmiechem i już po chwili szła plażą. Chyba jednak będę musieć wybić ją sobie z głowy.
- Od razu chirurg plastyczny. - Powiedziała i w końcu się uśmiechnęła.
- I tak w ogóle to wyprzedziłaś mnie, sam miałem ochotę mu przywalić.
- W takich sytuacjach nie ma na co czekać. Lecę na tą plażę w końcu, pa. - Pożegnała się ze mną miłym uśmiechem i już po chwili szła plażą. Chyba jednak będę musieć wybić ją sobie z głowy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz