Mija już szósty rok, od kąt w naszym domu nie ma żadnego z rodziców. Nie wiem czy jest lepiej czy gorzej. Nie odczuwam tego. Nie wiem jak to jest mieć kochających rodziców. Matka umarła podczas mojego porodu, czyli z mojej winy. Zawsze tak twierdziłam i będę twierdzić, nic ani nikt tego nie zmieni. Nie mam pojęcia jaka była, jak wyglądała, co lubiła i czym się interesowała. Wiem o niej tyle, ile opowiadali i nadal czasami mówią mi bracia. Tak bracia, nie ojciec. Póki żył, nie chciał o niej rozmawiać, z tego co pamiętam strasznie się zmienił po jej śmierci. Podobno byli bezgranicznie w sobie zakochani. Swoją drogą, ciekawe jakie to uczucie. Kochać kogoś bez umiaru, bez jakichkolwiek hamulców. Kochać tak, żeby Twoją miłość widzieli wszyscy i abyś mógł się z nimi nią dzielić. Nie wiem tego. Nigdy tego nie czułam, a po ich śmierci, pozbawiono mnie wszelkiej miłości do bliźniego. Fakt, mam pięciu najwspanialszych braci na całym świecie, którzy zastępują mi raz mamę a raz tatę, ale to nie to samo. Nie mogę z nimi porozmawiać o wszystkim. Nie umie im powiedzieć że kupiłam swój pierwszy push up, że pierwszy raz pocałowałam chłopaka i że wraz z pierwszą miesiączką stałam się kobietą. Prawdę mówiąc to tych dwóch ostatnich rzeczy nie doświadczyłam. Nie wiem, może jestem dziwna, ale nie chcę tego poczuć. Co w tym, fajnego że musnę chłopaka w jego obślinione, napalone usta? Jeszcze pewnie bym musiała stawać na paluszkach. Co tam na paluszkach, na końcówkach paznokci i wyciągnąć szyję jak jakiś struś. Pewnie nawet w tedy, było by za mało. Ewentualnie mogłabym założyć 20 – sto centymetrowe szpilki, na których bym wyryła po pierwszym kroku. Jak ktoś w ogóle może w czymś takim chodzić i nie tracić równowagi? Co do comiesięcznego krwawienia, to się nie wypowiadam. Co to za chała w ogóle?! Jeżeli masz początki, to nigdy nie wiesz kiedy zaliczysz wtopę. Nie daj Boże jeszcze bym była wtedy na basenie! Ale siara, nigdy! Nie śpieszy mi się do tych rzeczy wcale a wcale. Może też i dlatego, że nie ma o tym z kim rozmawiać. Do póki żył ojciec miałam przyjaciółki, tak mi się przynajmniej zdawało. Gdy czegoś chciały to oczywiście ja byłam najlepsza, a gdy ja potrzebowałam czego w zamian to już mnie nie znały. Ech... To chyba norma wśród nie licznej części nastolatków. Teraz nie mam nikogo, kogo bym mogła nazwać mianem kolegi bądź przyjaciela. Odsunęłam się od nich na dobre, straciłam poczucie czasu i rzeczywistości. Czasami gadałam z kolegą z klasy jeszcze z podstawówki. Jak się nie mylę miał na imię Nauto. Później i on odszedł. Wyjechał z rodzicami do Japonii. Mówił, że przyjedzie tu gdy będę kończyć trzecią klasę gimnazjum. Spędzi ze mną całe wakacje, a później znowu wyjedzie. Ach no jak to chłopak, rozkocha, rozbawi i wyjedzie, zostawiając Cię samą ze swoimi problemami. Nie mając zaufanej osoby, często gadam sama ze sobą. Śmierć ojca zamknęła mnie w sobie. Teraz doskonale wiem co czuł, kiedy mama odeszła. Jego śmierć, również była moją winą. Wybiegłam za nim, cała rozpłakana żeby pokazać mu mój rozcięty paluszek, którego lekko nacięłam nożem robiąc kanapki. Chciałam mu to pokazać, a on miał mnie przytulić, uspokoić i opatrzyć ranę. Za miast tego usłyszałam pisk opon, klakson tira i mojego ojca w roli śmiertelnie potrąconego. Pamiętam wszystko bardzo dokładnie, jakby to było dziś rankiem. Nie raz ani dwa, wracam po nocach do tego wydarzenia. On zginął na moich oczach z mojej głupoty i winy. Bo po co biegłam do niego z tym cholernym, rozciętym palcem?! Dlaczego nie pokazałam tego jednemu z braci? Przecież byli w domu. Dlaczego tak się zachowałam, zabiłam go. To cholerne uczucie ciąży na mnie po dziś dzień. Nie umiem myśleć o tym tak jakby to nie była moja wina. Pogrzeb jak to pogrzeb, z tym że bracia postanowili że zostanę w domu. Nie byłam na pogrzebie matki i ojca. Upokarzające. Zanosiłam się wtedy sama w domu hektolitrami łez. Nie żałowałam ich. Miałam ich tyle, że wypłakałabym wszystkie i jeszcze by było na kolejne 60 lat. Z tego co się dowiedziałam, zwłoki a raczej szczątki zwłok, spalono i przymurowano w urnie do grobu mamy. Nie wiem ile przyszło osób, ile płakało, a ile zemdlało. Nigdy nie pytałam ich o to. Przez długo czas, nie rozmawiałam z rodzeństwem. Czasami tylko z najstarszym bratem. Było to widać, bardzo wyraźnie a gdy o to pytałam przeczyli. Mieli mi za złe, że zabiłam rodziców. No przynajmniej jak tak odbierałam ich zachowanie. Gdy ojciec umarł, przestałam grać na fortepianie. Jak żył to razem zawsze coś komponowaliśmy, śmialiśmy się. Z nim to miało sens. Prócz nas, nit z rodziny nie wiedział, że sobie gramy. Mieliśmy na strychu, stary model fortepianu. Tata zawsze powtarzał, że pięknie gram. Tak subtelnie i naturalnie. To dzięki niemu nauczyłam się grać. To było częścią mojego życia. Po jego śmierci zerwałam z tym. Gdy wchodzę po coś na strych i patrzę na niego, widzę tam ojca i mnie, kiedy razem gramy. Wiążę z nim tyle pięknych wspomnień, lecz teraz nawet nie chcę o nim myśleć. Wszystko tam jest tak jak po ostatnim graniu, 6 lat temu. Kartki tak samo porozrzucane. Teraz tylko jest na nim więcej kurzu. Nie wiem czy kiedyś jeszcze zagram, to zbyt boli. Zachowanie sąsiadów dawało i nadal daje, wiele do myślenia. Oni też mnie o to obwiniają, lecz się tego wypierają. Co za świat i poryci ludzie. Niech się zdecydują i ustalą jedną wersję. Ja się z nimi w 100% zgadzałam i nadal zgadzam, bo wiem że to ja ich pozbawiłam życia. Nikt mi tego nie musi tłumaczyć i przypominać. Postanowiłam jakoś zadośćuczynić moje szkody. Po śmierci ojca, ścięłam moje piękne, długie, różowe włosy na „chłopaka” i zaczęłam nosić perukę. Bracia chcieli mnie udusić za to co sobie zrobiłam i to bez ich wiedzy. Jakoś przebolałam ich smętne gadanie. W końcu to tylko włosy – odrosną. Miałam wtedy 11 lat, więc całe żmudne życie jeszcze przede mną. Lecz ich zdaniem, dziewczyna ma wyglądać jak dziewczyna, a nie jak chłopak. Co za uparci ludzie. Postanowiłam, że kupię czarną perukę. Czy było mi do twarzy?. Nie wiem, nie obchodziło mnie to. Tylko w taki sposób mogłam jakoś ich pomścić. Z początku wszyscy się na mnie patrzeli jak na kosmitę, aż tak było źle? Z czasem się przyzwyczaili. Zdejmuję ją tylko do kąpieli. Muszę w końcu umyć swoje prawdziwe włosy. Nigdy nie patrzę do lustra jako prawdziwa Sakura, zawsze z moimi czarnymi włosami. Tamta przypomina mi morderczyni. Osobę, która zabiła swoich rodziców. Tak jak w dzieciństwie ojciec tłumaczył braciom, że to nie była moja wina tak teraz oni tłumaczą to mi. No choć próbują, ponieważ ja nie chce tego słuchać. Wiem jak było i jest. Gdy je ścięłam miałam 11 lat. Teraz będę obchodzić swoje 16 – ste urodziny, które są pod koniec wakacji. Pf, obchodzić. Chyba raczej pójdę do sklepu obok, kupię paczkę chipsów, sok i będę siedzieć w domu gapiąc się w monitor telewizora. Tak odbywają się moje urodziny. Fakt, bracia zawsze pamiętają i życzenia mi składają, ale ja chcę czegoś więcej. Chcę poczuć jak to jest, kiedy to z wypiekami na buzi otwieram kolejną paczuszkę z prezentem. Jak się słucha kolejnych życzeń od rodziny. Jak Cię wszyscy uściskają i wręczają kwiaty, które potem wkładam do wazonu. Jestem tego wszystkiego bardzo ciekawa i czekam na taki moment w moim życiu. Wierzyłam i nadal wierzę, że kiedyś coś takiego mi się przytrafi. Lecz teraz, bardziej przytłacza mnie codzienna rzeczywistość. Z każdym dniem to samo. Rano do szkoły podwoził mnie Manami. W szkole jak w szkole. Nauczyciele się ciągle czegoś czepiają, pytają, robią niezapowiedziane kartkówki. Do domu zazwyczaj wracam sama. Nikt w moją stronę nie idzie. Potem w domu oczywiście ogarnąć cały burdel, który zrobiły bliźniaki i zrobić im coś do jedzenia. Kończę te czynności około 18:15. Potem, zabieram się za zadania i uczę się. Zazwyczaj kończę około 21:30, ale zdarza się że muszę siedzieć nawet do 23:00. Potem szybki prysznic i w łóżku ląduję około 22 albo po północy. Rano budzę się niedospana i z workami (ba, z worami) pod oczami. Ten czarny kolor włosów jeszcze bardziej je podkreśla. Nie mogę się farbnąć (a w moim wypadku zmienić peruki), ponieważ nauczyciele od razu by zadzwoni do brata i znowu by się zaczęło. Już i tak się im nie podoba ta czerń a co dopiero np. Blond. Ale szkoła się już kończy. Wszyscy się szczycą na ile zdali egzaminy i do jakich szkół się podostawali. Ja się tym nie cieszę, ponieważ najbliższe liceum znajduje się 60 km od mojego domu. Po za tym, nie mam pojęcia jaki mam wybrać kierunek. Nic mnie nie interesuje, nie mam pasji ani hobby. Fakt, kiedyś chciałam zostać lakiernikiem i poszła bym za niego, tyle że tam będą sami chłopcy a mi wystarczy że mam 5 w domu. Bracia mówią mi, że mam iść do technikum bo jest i bliżej i mój wynik z egzaminu końcowego nie jest najgorszy (78 pkt na 100). Ale ja nie chcę tak długo tkwić w szkole, o nie. Chcę się jak najszybciej z niej wydostać.
Nie wiem dlaczego tak do tego wszystkiego podchodzę. Za 2 tygodnie skończy się szkoła i zaczną wakacje. Równiutkie dwa miesiące wolnego, swobody, beztroski i totalnej nudy. Ciągle mam nadzieje, że on jednak przyjedzie. Że mnie nie zapomniał. Choć minęło już tyle lat. Swoją drogą, ciekawe na ile się zmienił. Z tego co pamiętam to nigdy nie był brzydki ani też ładny. Taki po środku. Czasami mnie wkurzał, ale mimo to był moim najlepszym kolegą. Gdyby przyjechał, miałabym wreszcie osobę, której mogę powierzyć swoje tajemnice i zdjąć choć część tych okropnych wydarzeń ze swojego serca. Po prostu szczerze mówiąc: miałabym się komu wyżalić. Jest chłopakiem, ale rozumie mnie jak prawdziwa przyjaciółka. Przez cały ten czas, posyłamy sobie listy i gadamy na gg. Z charakteru nic się nie zmienił.
Dziś jest sobota. Każda normalna na umyśle nastolatka, założyła by najlepsze ciuchy, nałożyła kilo tapety na twarz i poszła się bawić do klubu bądź na dyskotekę. Tylko nie ja. Siedzę sama w domu przed telewizorem i jem. - Cholera jak tak będę jeść, to stanę się gruba jak tona pączków. No ale co mam niby robić ?. Chłopaki pojechali na jakąś imprezę, a mnie zostawili. Typowe. Nie znoszę tego, że w tym kraju wpuszczają od 18 lat, nie jestem jakąś zapaloną imprezowiczką, ale przecież też chcę się czasami rozerwać przy dobrej muzyce. Laski w Japonii to się mają fajnie. Tam wpuszczają już od 17, więc jeszcze niecały roczek i mogłabym śmiało śmigać na jakąś fajną bibę. A tak muszę tu tkwić sama. Dochodziła godzina 22:00. Postanowiłam iść się umyć. Zabrałam ręcznik i piżamkę, po czym udałam się pod prysznic. Zdjęłam perukę i odłożyłam ją na automacie. Zaraz za nią siatkowaty czepek i na moje ramiona spadła burza, różowych włosów. Przeczesałam je lekko grzebykiem i nie patrząc w lustro udałam się pod strumień ciepłej wody. Woda lała się po moim nagim, chudym ciele. Ciągle przemyka mi się przez myśl, zachowanie braci. Nie umiem ich rozgryźć... . Tak jakby coś przede mną ukrywali, coś na prawdę ważnego, coś o czym nie mogłam się dowiedzieć. Może i nie mogłam, ale moja podświadomość zżerała mnie z ciekawości. Wyżerała resztki racjonalnego myślenia, zapychając pustkę tą cholernie, chorą ciekawością. Może nie wiedzą jak mi to mają powiedzieć? A może wiedzą, lecz boją się mojej reakcji? Hm, szczerze to się im nie dziwię. Ostatnio jak mi powiedzieli, że będę musiała zamieszkać w pokoju Tai'ego, mało co nie pobiłam się z Shikaku. Bracia musieli mnie trzymać a później i jego, ponieważ sam już nie wytrzymał i się zaczęło. Krzyczeliśmy na siebie jakieś pół godziny. Na moje zdanie zawsze jakoś odszczekiwał, jednak sama nie dawałam za wygraną i też pokazałam, że mam charakterek. Oczywiście, przeważyło i śpię z tym obleśnym świntuchem, który nie wie jak się gra w koszykówkę, ale za to doskonale wie jak mnie wkurzyć. W moim pokoju zrobili sobie schowek na części do samochodów. Po prostu pięknie. Co za ludzie, brak mi słów. Nie wiem co oni kombinują, ale mam zamiar się tego w najbliższym czasie dowiedzieć. Jeszcze nie mam zielonego pojęcia jak, ale dowiem się co ukrywają choćby nie wiem co. Jesteśmy rodziną i nie powinni mieć względem mnie jakichkolwiek sekretów czy też tajemnic. Zakręciłam korki. Po omacku zaczęłam szukać ręcznika, żeby wytrzeć mokre ciało. Od razu osuszyłam włosy, zwinęłam w kitkę, zamieściłam siateczkę i ubrałam perukę. Moje naturalne włosy były bardzo gęste i z każdym miesiącem rosły, co utrudniało umieszczanie ich pod peruką. Miałam zamiar znowu ściąć je na „chłopaka”, ale jakaś część mnie zabraniała mi tego, nie chciała abym to zrobiła. Dlatego ciągle się męczę. Teraz zaczyna się lato, nie wiem jak przeżyje z dwiema partiami włosów. Będzie gorąco. Stanęłam przed lustrem jako czarnowłosa. Nie raz kusiło mnie aby ściągnąć to świństwo z głowy i odesłać tam gdzie światło dzienne nie dochodzi. Zaraz jednak, odpychałam od siebie takową myśl. Ubrałam na siebie piżamkę, zgasiłam światło i udałam się do „swojego” pokoju. Oczywiście panował tam większy chaos niż w pokoju bliźniaków, no ale cóż. Te wszystkie ubrania były od Tai'ego, z jakiej toteż racji ja miałabym jego bałagan sprzątać? Rączki ma, to niech posprząta. Rozścieliłam łóżko i padłam na niego zmęczona. W sumie, to nic dziś konkretnego nie zrobiłam. To co zawsze, z tym że postanowiłam uporządkować swoje wszystkie ubrania i wyrzucić te, w których już nie chodzę. Po zakończeniu tej czynności, po prostu mnie zatkało. Zostało mi może z 5 koszulek, 2 pary spodni, 1 bluza no i oczywiście bielizna, skarpetki. Zapakowałam pełne trzy worki ubrań. Wychodziłam z nimi z domu i wyglądałam jak święty Mikołaj. Brakowało mi tylko Rudolfa i jakiś konkretnych sani. Ciągle sobie powtarzam, że muszę się wybrać na zakupy, ale zawsze kończy się tak samo – nigdzie nie idę. No bo głupio mi jest pożyczać od brata pieniądze na ubrania. Może zdaje się to banalne i proste, ale nie umie mi przejść ta prośba przez gardło i wyjść przez usta. Były bale, jesienne, zimowe, wiosenne, letnie. Karnawały. Nie chodziłam na nie. Musiałabym mieć pieniądze na sukienki, buty, kosmetyki i te wszystkie dodatki. Od rodzeństwa nie pożyczę, to na pewno. Oni zarabiają, każdy na siebie, tylko nie ja. Ale mam zamiar to zmienić. W te wakacje chcę zmienić swoje życie, odmienić się, otworzyć na ludzi. Poszukam też jakiejś pracy, żeby nie tkwić całego wolnego czasu sama w domu. Może też zdejmę... Nie to jeszcze za wcześnie. Nie mogłabym spojrzeć w lustro. - Morderczyni - przemknęło mi przez myśli. Czy na prawdę nią jestem? Przecież nie chciałam ich zabić, mimo to zabiłam. Nie swoimi rękoma i nie umyślnie. Pozbawiłam ich życia mimo własnej woli mimo, że tego nie chciałam, tak bardzo ich obojga kochałam i nadal kocham. Ciągle wiercę się w łóżku, strasznie niewygodne. Gdy budzę się rano, zawsze mam obolały kark. Jak on może na czymś takim w ogóle spać, to są jakieś tortury. Byłam zmęczona, powieki same mi się zamykały, ale mimo to nie mogłam usnąć. Czeka mnie potworna noc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz